Chciałbym, żeby inni reżyserzy filmów grozy brali przykład z Australijczyków. U tych ostatnich smartfon nie pojawia się tylko po to, żeby w kluczowym momencie padła bateria albo żeby nagle, dziwnym zbiegiem okoliczności, stracić zasięg. To samo jest z duchami - można spróbować przywołać jakiegoś raz, jeśli nic złego się nie stało, czemu nie zrobić tego kolejne pięćdziesiąt razy, nie nagrać i nie umieścić na grupowym czacie. Ubaw jest po pachy, a i tak nikt nie weźmie tego na poważnie, nie zadzwoni na policję ani po pogromców duchów - wszak ludzie wrzucają do internetu dziwniejsze rzeczy. Bracia Philippou wiedzą o tym doskonale - ich wygłupy na youtubowym kanale RackaRacka oglądają miliony użytkowników.
Twórcy Mów do mnie! nie naginają więc rzeczywistości, tylko wykorzystują ją po to, by nadbudować nad nią fabułę, czerpiąc na potęgę z klasycznych motywów. Oto mamy bowiem nastoletnich bohaterów imprezowiczów, którym w ręce wpadł tajemniczy artefakt - zabalsamowana ręka jakiegoś medium, może wróżki, wiedźmy czy czarnoksiężnika. Wystarczy uścisnąć ją własną dłonią i wypowiedzieć proste zaklęcie: mów do mnie. I potem drugie: pozwalam ci wejść... Kontrolowane opętanie? Byle trzymać się zasady 90 sekund, w przeciwnym wypadku skutki mogą okazać się opłakane. Pewnego razu zabawa jest tak przednia, że opętanie następuje za opętaniem, duch przywoływany jest za duchem. I dopiero po czasie okazuje się, że nie wszystkie zamierzają wrócić do miejsca, skąd przybyły.
Spośród bohaterów na pierwszy plan wysuwa się Mia, która czuje się samotna po śmierci matki, przez co rozpaczliwie szuka bliskości i towarzystwa - jej nałogowe pragnienie kontaktu z zaświatami zyskuje więc dodatkowy wymiar. Jako metafora uzależnienia Mów do mnie! wypada zresztą znakomicie. Ukazane w filmie mechanizmy nałogu i jego konsekwencje pasowałyby do wielu popularnych używek - nieprzypadkowo z czasem dziewczyna zaczyna przywoływać duchy nie tylko w towarzystwie, ale i w samotności, podejrzewana jest też przez jedną z dorosłych o zażywanie narkotyków.
Wszystko to przybrane jest oczywiście w sztafaż gatunkowy, i to nie byle jaki. Można by napisać osobny tekst na temat tego, skąd bracia Philippou czerpali - widać w Mów do mnie! echa choćby Egzorcysty, Martwego zła, twórczości Clive'a Barkera, Innych Amenábara czy bardziej współczesnego Dziedzictwa. Hereditary. Jednocześnie zadłużenie u mistrzów nie odbiera australijskim reżyserom prawa do wielkości - pod względem prowadzenia narracji, posługiwania się obrazem i dźwiękiem w celu budowania napięcia i klimatu grozy, bez potrzeby uciekania się do tanich jumpscare'ów, Philippou za sprawą swojego debiutu właśnie wskoczyli na sam szczyt.
Gdyby mnie postawiono pod ścianą, bez wątpienia znalazłbym kilka słabszych punktów - jak chociażby to, że zasady przenikania się światów fizycznego i spirytualnego wydają się być nie do końca konsekwentne - ale są to kwestie drugorzędne i w zasadzie nie wpływają na odbiór całości. Liczy się bowiem jedno - oto dwóch od lat śmieszkujących na Youtubie gości z Australii pokazało, jak się realizuje świetne kino grozy.
Adam Horowski
- Mów do mnie!
- reż. Danny Philippou, Michael Philippou
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023