Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. W pysk rekina

Nie śmiercionośne węże, agresywne niedźwiedzie ani zabójcze pająki, lecz rekiny doczekały się całego podgatunku w kinie eksploatacji. "Sharksploitation" nie jest już tak krwawe, jak za czasów VHS-ów - przeciwnie, teraz często, jak również w przypadku Mega 2: Głębi, produkcje te otrzymują kategorię PG-13 - ale uciecha i satysfakcja z wylewających się z ekranu niedorzeczności wciąż pozostają takie same.

Kadr w filmu przedstawia olbrzymiego rekina, podświetlonego na pomarańczowo. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Tak jak w przypadku pierwszego filmu mieliśmy do czynienia z dość rozbudowaną częścią melodramatyczną, tak w sequelu twórcy nie bawią się już w żadne przydługie wstępy. W pierwszych scenach zobaczymy, jak w erze dinozaurów mniejsze gady pożerane są przez te większe, wielkie przez jeszcze większe i tak dalej, by na końcu łańcucha pokarmowego zobaczyć tyranozaura... pożeranego przez rekina megalodona (bo król może być tylko jeden). Z kolei w czasach współczesnych Jonas Taylor wyprowadza w pole przestępców wrzucających toksyczne odpady do oceanu. I to wszystko w mniej więcej pięciu pierwszych minutach filmu.

Potem dowiadujemy się, że pewien miliarder hoduje sobie własnego megalodona, a pod oceanem żyją jeszcze dwa, w tym rekin alfa, większy i brzydszy niż kiedykolwiek, i tym razem nie polują samotnie, jak to było dotychczas, lecz wspólnie. Jakby tego było mało, bohaterowie będą musieli się uporać z kryminalistami nielegalnie eksplorującymi skarby oceanu, a także z kilkoma innymi niespodziewanymi gośćmi - zarówno w wodzie, jak i na suchym lądzie. Brzmi jak zwyczajny dzień dla Jasona Stathama, który tym razem - jako że mamy do czynienia z koprodukcją amerykańsko-chińską - występuje w duecie z gwiazdą chińskiego kina akcji Wu Jingiem. Będzie też oczywiście drugoplanowa część ekipy ze znanym z poprzedniej części DJ-em na czele, który wreszcie nauczył się pływać, w dodatku po przygodach sprzed kilku lat, kierując się instynktem samozachowawczym, przygotował sobie zawczasu mały zestaw przetrwania.

Jeżeli po tym enigmatycznym opisie ktokolwiek jeszcze ma nadzieję na krztynę logiki czy efekty współpracy z naukowcami podczas tworzenia scenariusza, spieszę dodać, że z filmu można się dowiedzieć między innymi tego, że człowiek może swobodnie pływać bez skafandra i innego sprzętu 7 kilometrów pod poziomem morza - pod warunkiem, że wcześniej dokładnie wydmucha powietrze z płuc. No ale hej, nie idziesz do kina na film o wielkim złym rekinie po to, żeby poznawać oceanologiczne ciekawostki, prawda? Idziesz, żeby zobaczyć, jak morski potwór pożera w wymyślny sposób plażowiczów, jak wybucha jakaś stacja oceanograficzna i jak Statham kopie tyłki złoczyńców oraz w pysk rekina. Zaręczam, że pomysłów na sceny akcji twórcom nie zabrakło - i chwała im za to, bo niczego innego poza tym w Megu 2: Głębi nie uświadczymy.

Produkcja wyreżyserowana przez Bena Wheatleya nie męczy, bywa zabawna i dostarcza solidną porcję rozrywki - to zdecydowanie mocny kandydat na wakacyjne guilty pleasure. Chwilami rodzi też wątpliwości natury moralnej, czy na realizację tak głupich fabuł powinno się wydawać grube miliony dolarów, ale tylko chwilami, bo Meg 2: Głębia wbrew tytułowi w żadnej mierze nie stanowi zachęty do jakiejkolwiek głębszej refleksji.

Adam Horowski

  • Meg 2: Głębia
  • reż. Ben Wheatley

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023