Horroru na wskroś współczesnego, dodajmy, bowiem Men na myśl przywołuje choćby Uciekaj! Jordana Peele czy Dziedzictwo. Hereditary Ariego Astera, czyli dzieła grozy przepracowujące powszechne i aktualne medialnie traumy. Garland nie chce zatem wyłącznie straszyć - na tapet bierze dysfunkcyjny, skażony fizyczną i psychiczną przemocą związek.
Harper, po tragicznej śmierci swego męża, z którym była w separacji z powodu jego agresywnych zachowań, wyjeżdża na wieś, do położonej na uboczu posiadłości, by odciąć się od szumu londyńskiej metropolii i odzyskać psychiczną równowagę. Okolica wydaje się idealna - natura, przestrzeń, liczne leśne ścieżki i niewtrącający się w cudze sprawy mieszkańcy miejscowości to dokładnie to, czego Harper teraz potrzebuje. Jej spokój zostaje jednak zakłócony przez tajemniczego, roznegliżowanego mężczyznę, który wkrada się do jej ogrodu. Okazuje się, że to dopiero początek dziwnych i coraz bardziej przerażających wydarzeń, które skupiają się wokół wdowy.
Od początkowych minut Garland snuje swoją opowieść, jakby chciał przedstawić historię rodem z dramatu obyczajowego - nie spieszy się, powoli buduje suspens, by stopniowo wprowadzać do fabuły elementy charakterystyczne dla realizmu magicznego. Choć może trafniej byłoby powiedzieć realizmu koszmarno-mizoginicznego - nie dość bowiem, że niepostrzeżenie lęki bohaterki zaczynają przyoblekać się w materialną formę, to jeszcze większość mężczyzn, delikatnie mówiąc, ma raczej mało pochlebny i przyjazny stosunek do kobiet. Nie ma w tym stwierdzeniu krzty zarzutu o reżyserskie uproszczenia, przeciwnie - Garland wyciąga esencję z toksycznych, podszytych testosteronem zachowań, by finalnie zmaterializować ją w wyjątkowo pokręconym i do bólu cielesnym koszmarze.
Twórca Ex machiny doskonale wie, co chce powiedzieć, i nie idzie na żadne kompromisy - porzekadło, że wszyscy mężczyźni są tacy sami, traktuje dosłownie, dlatego większość z nich ma twarz Rory'ego Kinneara, który świetnie się w tej zwielokrotnionej roli odnalazł. W zasadzie jedyne, czego przyszło mi żałować podczas seansu, to że Men nie nakręciła kobieta - atmosfera toksycznego osaczenia, którą z taką pieczołowitością wykreował reżyser, nabrałaby jeszcze większej wiarygodności. W kwestii płci między paleniem czarownic a zdrową sytuacją społeczną jesteśmy gdzieś w połowie drogi, zdaje się twierdzić Garland. I przy okazji serwuje widzom bardzo dobre kino grozy.
Adam Horowski
- Men
- reż. Alex Garland
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022