Świat przypomina nieco ten przedstawiony przez George'a Millera w pierwszym Mad Maxie - jeszcze nie upadł całkowicie, ale z pewnością zbliża się ku końcowi. Na północy życie przestaje być możliwe, na południu toczy się wojna, na wschodzie panuje chaos, na zachodzie jest jeszcze gorzej. Bezimienny mężczyzna próbuje przedostać się przez pustkowia do tzw. Strefy, gdzie - jak ma nadzieję - czeka na niego porządna praca i lepsze, a może po prostu jakiekolwiek jutro. Po drodze wraz ze swym kierowcą nieoczekiwanie odnajdują ogromną bryłę złota. By wyciągnąć ją z ziemi, potrzebują jednak koparki. Postanawiają, że jeden z nich pojedzie po potrzebny sprzęt, a drugi pozostanie na pustkowiu, by przypilnować bezcennego skarbu.
Od tego momentu rozpoczyna się czyste survivalowe kino, którego w postpandemicznych czasach możemy uświadczyć coraz więcej - może jeszcze niekoniecznie na dużym ekranie, ale na różnych platformach streamingowych z pewnością. Wszak takie historie nie potrzebują wielkich budżetów, bowiem większą część scenografii dostarcza bezkresna pustynia. Potrzebny jest za to wiarygodny zalążek historii oraz przykuwający uwagę bohater.
Złoto zaspokaja zapotrzebowanie na te dobra połowicznie. Ciężar filmu spadł przede wszystkim na barki Zaca Efrona - nie tak dawnego bożyszcza nastolatek, który kilkanaście lat temu wyśpiewywał problemy charakterystyczne dla wieku adolescencji w High School Musicalu, a teraz walczy o przetrwanie gdzieś na skraju świata, no i rzecz jasna - o aktorskie uznanie. Trzeba uczciwie przyznać, że wychodzi z tego obronną ręką, bo jego zmagania z dzikimi psami, kurczącymi się zapasami wody i morderczym słońcem śledzi się z zainteresowaniem, nawet biorąc pod uwagę to, że jego postać wydaje się napisana na kolanie. Nie wiemy bowiem skąd mężczyzna przybywa, nie wiemy nic o jego przeszłości, wydaje się nie mieć on żadnych przydatnych umiejętności. W zasadzie jedyną uwidaczniającą się u niego cechą jest dobroć (w scenie otwarcia dzieli się chlebem z kobietą i jej dzieckiem) pomieszana z naiwnością. A tego typu przymioty z pewnością nie pomagają przetrwać w brutalnym postapokaliptycznym świecie.
Film Anthony'ego Hayesa, który swoją drogą wciela się w drugiego mężczyznę - tego, który wyrusza po koparkę - jest survivalowym średniakiem. Na pewno nie pomaga mu pretekstowy, napisany niechlujnie scenariusz, ale aktorstwo Zaca Efrona oraz znakomite zdjęcia (doskonałą robotę robią wszechobecne, próbujące wwiercić się we wszelkie otwory ciała muchy, choć skąd ich tyle na wysuszonych na wiór pustkowiach, nie mam pojęcia) i wyrazista teza wystarczają do tego, by dostarczyć sycącej filmowej strawy. Owszem, o tym, że chciwość jest zła i powinna zostać ukarana, wiemy już od czasu powstania Biblii. Ale czyż wartość gatunkowych opowieści nie polega właśnie na tym, że odtwarzamy wciąż te same, doskonale znane, a jedynie każdorazowo odrobinę inaczej opowiedziane motywy?
Adam Horowski
- Złoto
- reż. Anthony Hayes
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022