Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

Nikt nic nie wie

Quentin Dupieux jest reżyserem "par excellence" surrealistycznym. Wiernym uczniem Salvadora Dalego i Luisa Buñuela. Chyba jedynym twórcą światowego kina, który konsekwentnie i kurczowo trzyma się tego stylu. Nie inaczej rzecz wygląda w najnowszej produkcji Francuza, "Daaaaaalí!", którego bohaterem jest, jak można się domyślić, Salvador Dalí. Trudno o bardziej bezpośredni hołd złożony swojemu idolowi. Pisze Bartosz Żurawiecki. 

Kadr z filmu. Mężczyzna z wytrzeszczonymi oczami i zakręconym wąsem. Za nim wychany niedźwiedż polarny - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Proszę jednak nie myśleć, że to standardowa biografia sławnego artysty. Nic z tych rzeczy. Wystarczy powiedzieć, że Salvadorów jest w filmie tylu, ile litery "a" w tytule. Czyli sześciu, granych przez sześciu różnych aktorów. Punkt wyjścia zaś stanowi wywiad, który z wielkim malarzem ma przeprowadzić początkująca dziennikarka Judith Rochant. Rozmowa nie może jednak dojść do skutku z rozlicznych powodów. Dalí kaprysi, stawia wciąż nowe warunki, nie dotrzymuje terminów. Akcja zapętla się coraz bardziej, a świat przedstawiony zakrzywia. Obiektywne z subiektywnym plączą się do tego stopnia, że nie sposób powiedzieć, z jakiej perspektywy oglądamy zdarzenia. Do tego dochodzą sny, a raczej sny w snach - nie wiadomo, kto kogo śni. Niełatwo też ustalić, w jakich czasach rozgrywa się ta zwariowana opowieść.

Jest to więc film dla tych, którzy lubią tego typu zabawy z rzeczywistością. Rozbijanie porządku narracyjnego, dezorientowanie widza, wytrącanie go z równowagi i szydzenie z jego przyzwyczajeń. Czyli dla wszystkich miłośników twórczości Dalego, który pewnie byłby z tego filmu zadowolony, mimo (zwłaszcza?) że został w nim pokazany jako straszny bufon.

Bartosz Żurawiecki

  • "Daaaaaalí!"
  • reż. Quentin Dupieux

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025