Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

KINO DOMOWE. Spadanie

Viggo Mortensen w podwójnej roli: aktorskiej i - po raz pierwszy - reżyserskiej sprawdził się w Jeszcze jest czas więcej niż znakomicie. Kroku dotrzymuje mu Lance Henriksen, z którym wspólnie stworzyli przejmującą opowieść o utracie zdrowia, samotności, odchodzeniu i próbie przebaczenia wieloletnich krzywd i zaniedbań.

, - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Nie da się ukryć, że Jeszcze jest czas to przede wszystkim opowieść o relacji ojciec-syn, która rzutuje na życie każdego z  nas, choćbyśmy nie wiem jak bardzo chcieli temu zaprzeczyć. Brak ojca, ojciec nieobecny, surowy, karcący lub przeciwnie - opiekuńczy, kochający i na wyciągnięcie ręki. Te dwie przeciwwagi na etapie bycia dzieckiem bezwzględnie definiują kim staniemy się w przyszłości, z jakim bagażem wejdziemy w dorosłość i z czego będziemy czerpać lub jaki brak odczuwać najboleśniej. Nie bez przyczyny na wygodnych kanapach w gabinetach terapeutów na całym świecie rozmowę ze specjalistą zaczyna się właśnie od opisania relacji z rodzicami. Gdyby na tej kanapie znalazł się John Peterson (Viggo Mortensen) opowieść z pewnością nie skończyłaby się na jednej wizycie.

John jest pilotem samolotu, który na życzenie starzejącego się ojca postanawia sprowadzić go do siebie, do Los Angeles, gdzie mieszka ze swoim mężem i adoptowaną córką. Willis jest nie tylko słaby fizycznie, ale i coraz bardziej zagubiony. Stopniowo zapada się w grząskie bagna demencji. Mylą mu się daty, ludzie i zdarzenia, nie pamięta o czym sam zdecydował przed chwilą, nie waży żadnego z wypowiadanych przez siebie słów. Przeprowadzka do Kalifornii nie może być udana dla konserwatywnego farmera, który najbardziej na świecie kocha własne konie, za to wciąż nie potrafi zaakceptować swego dorosłego syna.

Oryginalny tytuł filmu Mortensena to Falling (z ang. Spadanie), co znacznie trafniej oddaje przesłanie dramatu niż jego polskie, optymistyczne tłumaczenie. Willis coraz bardziej zapada się w sobie, częściowo mając tego świadomość, co jeszcze częściej wznieca w nim oschłość i okrutność wobec bliskich, będące niczym innym jak wynikiem obezwładniającego go strachu. Przed utratą kontroli, przed nieznanym, wreszcie - przed śmiercią. Z kolei John kuli się pod ciężarem nieustannej krytyki ojca, której doświadcza od zawsze i od której po prostu nie potrafi się uwolnić.

Dzięki retrospektywnym częściom filmu obserwujemy jak długo i głęboko zadawane były te rany, dzięki czemu coraz bardziej stajemy po jego stronie, antagonizując się wobec surowego ojca. Ten ostatni to typowy przedstawiciel pokolenia, którego nikt nigdy nie nauczył mówić o uczuciach, przez co najzwyczajniej w świecie nie potrafi ubrać ich w słowa, a tym bardziej okazać w żaden czytelny sposób. Znakomicie obrazuje to kulminacyjna dla całego obrazu scena kłótni między Willisem i Johnem, w której ten ostatni przyznaje, że nigdy nie powiedział "przepraszam" ani "kocham cię", bo przecież "to było oczywiste". Nie było.

Wszystko w Jeszcze jest czas zdaje się być na swoim miejscu. Klimatyczne migawki z przeszłości, wymowne twarze odtwórców głównych ról (moja ulubiona scena z nerwowym tikiem Johna po raz kolejny nazwanego przez ojca "pedałem"), dialogi lub cisza zapadająca w odpowiednim momencie. Na osobne peany poza wybitnym tutaj Mortensenem zasługuje Lance Henriksen w roli Willisa. Nieczułego, złośliwego i bardzo często zwyczajnie wulgarnego, a ostatecznie przygnębiająco bezradnego starca przedstawił na ekranie w tak przekonujący sposób, że jego bohatera trudno polubić choćby na jotę od początku, do niemalże samego końca tej poruszającej opowieści. A jeszcze trudniej zrozumieć starość, która jak widać nie zawsze przypomina pogodne obrazki z opadającymi liśćmi i roześmianymi wnukami w tle.

Anna Solak

  • Jeszcze jest czas
  • reż.Viggo Mortensen

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021