W otwarciu filmu widzimy, jak Viktor z Lyokhą, młodzi konwojenci z prywatnej firmy ochroniarskiej, właśnie jadą do banku. To w pewnym sensie bracia - druhowie, których fizjonomie i charaktery rozdzielają niczym Flipa i Flapa. Ten pierwszy to spokojny, gładko ostrzyżony, wycofany chłopak o łagodnej, wręcz nijakiej twarzy. Drugi to nerwowy człowiek o ostrych rysach, który słucha na słuchawkach przaśnego rapu, którego bity sprawiają, że wierci się na siedzeniu. Doskonale sprawdziliby się w depresyjnym, surowym kinie społecznym. Ale tkwi w nich jakowaś poezja, zamiłowanie do rymowanek, zrodzone ze zbiegu okoliczności. Wszędobylskość i autorytarność osobliwego hobby, ciągle domagającego się uwagi, przekształca szpetną rzeczywistość.
Viktor nagle mówi: - Lyokha? Pozwól, że przeczytam ci mój wiersz. Lyokha się, rzecz jasna, po swojemu irytuje: - Jebać twoje wiersze. Chcesz, bym ci powiedział, czym jest poezja?, i po znalezieniu dobrego bitu rapuje: - Siedzisz na szczycie świata. Zarządzasz przepływem kasy. Porażony elektrycznym pocałunkiem kobiety przedawkowujesz. Czujesz się jak w niebie. Podchodzisz do krawędzi dachu. Odgrywasz boga. I teraz lecisz. I rozumiesz, czym jest przyleganie. I to jest prawdziwe, jebane wierszowanie.
Po rosyjsku rap Lyokhy ma rzecz jasna poprawne, zgrzebne rymy jak u Taco Hemingwaya. Chropowatość samych słów łączy się z prostotą naiwnych marzeń zużytych, bo powszechnych. Potem ta niedopasowana para jest świadkiem napadu na bank. Oczywiście Viktor dzielnie i w skupieniu walczy - a my odkrywamy, że jego poezja zawiera się być może paradoksalnie właśnie w przemocy, której unika i którą się brzydzi. Lyokha jest przerażony, sika w spodnie, bo jest silny wyłącznie w słowach. Po ucieczce złodziei, którzy porzucają torbę z łupem, Viktor zapala papierosa i kucając nad torbą zauważa leżącego nieopodal ptaka - ofiarę nagłej, chaotycznej strzelaniny. Niespodziewana walka - tak szybko, jak się zaczęła, równie nieoczekiwanie się zakończyła.
Kolejna scena: zajęcia z poezji. Nieszczęsne chłopaki wysłuchują sporej dawki marnej twórczości amatorów, wyrażającej bardziej frustracje uczestników warsztatów, niż zdolność do przetworzenia ich w cokolwiek interesującego i po literacku ciekawego. Lyokha wręcza prowadzącemu zajęcia wymiętą kartkę z wierszykiem, którego nie chce czytać i wychodzi. Poeta odczytuje go później przyjaciółce: - Krople deszczu spływając | Wsparły mróz w rysunku okiennym | A człowiek siedział w kącie | Zużytej i porzuconej przez boga pustyni.
Obserwujmy w kolejnych scenach bezsilność Lyokhi, jego skłonność do hazardu, tonięcie w długach - a także patrzymy na wnętrze obrzydliwej rudery, w której mieszka. Jego niezaradność popycha go coraz bardziej w kierunku ekstremalnego rozwiązania problemów. Wiersze i rapy w Wielkiej poezji przełamują trywialną historię kryminalną. Rzecz ucieka banałowi poprzez suchy, gorzki humor amatorskiej literatury i jej kolejnych, coraz dziwniejszych interpretacji. Ten niewielki zbiór poezji, który otrzymujemy w trakcie filmu, jest złożony z utworów o jakości bardzo nierównej. Grafomania Viktora i potencjał talentu, przezierający czasem z szyderczych rapów Lyokhi wyznaczają dziwne tempo filmu, opatrują osobliwym komentarzem kolejne sceny, które w typowym filmie realistyczno-turpistycznym coraz bardziej by nas przygnębiały.
Aleksander Ługin w postaci Viktora wykorzystuje po części rysy osobowości głównego bohatera z Brata Aleksieja Bałabanowa - weterana wojny w Czeczenii Daniły, który na skutek zbiegu okoliczności, i wbrew swojej naturze, staje się zabójcą. W Wielkiej poezji mamy do czynienia z młodym mężczyzną, który ukrywa w sobie traumę wojny w Ukrainie. Gdy stacjonował tam w bibliotece, z nudów zaczął czytać Petrarkę i innych poetów. I choć już po powrocie do Rosji nigdy nie napisze dobrego wiersza, to bardzo próbuje - podobnie, jak usilnie stara się zapomnieć wspomnienia przemocy. Tylko przemoc mu wychodzi.
W filmie mamy do czynienia z odpychającymi krajobrazami podmoskiewskich przedmieść, bardzo przypominającymi chaos i szpetotę polskich urbanistycznych pejzaży. Dlatego Wielka poezja wydaje się nam po słowiańsku bardzo bliska. Zarazem rozległe przestrzenie nieużytków po których wędrują Viktor i Lyokha, wyjmują po części tę parę bohaterów z konkretu miejsc, relacji ekonomicznych, z ram kina społecznego, do którego odnosi się reżyser. Pierwszy w całości niezależny film fabularny Ługina wymyka się prostym kategoriom - jest jakby autorskim spojrzeniem, typowym dla kina artystycznego, na gatunkowe kino sensacyjne. Z tytułową, wielką poezją według Viktora mierzymy się w finale - choć ilość tych poetyckich wstawek powoduje, że film pragnie się oglądać wielokrotnie, aby wychwycić wszystkie zawarte w nim drobiny subtelnego humoru, mikroobserwacji. I, rzecz jasna, tej najlepszej poezji, zawartej w napięciach między słowami i surowymi obrazami wspaniałego operatora Vsevoloda Kaptura.
Marek S. Bochniarz
- 13. Festiwal Filmów Rosyjskich "Sputnik nad Polską" Replika: Wielka poezja, reż. Aleksandr Ługin
- Kino Pałacowe
- 13.01
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020