Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Debiutować raz jeszcze

Sommer debiutuje. Prawie pół wieku po wydaniu pierwszego tomiku wybitny poeta i tłumacz debiutuje w nowej roli. "Środki do pielęgnacji chmur" to pierwszy w dorobku twórcy zbiór opowiadań. Narrator opowieści o dorastaniu w podwarszawskiej mieścinie bierze pod lupę detale, uwzniośla zwykłość, rozbija patos chichotem i odkrywa prawdziwą naturę rzeczy - pospolitej przeważnie. To wyrafinowana poetyzacja codzienności w bezpretensjonalnym wydaniu.

Okładka kremowa, minimalistyczna, grubym czarnym fontem wypisano na niej tytuł i nazwisko autora. - grafika artykułu
Piotr Sommer, "Środki do pielęgnacji chmur", fot. materiały prasowe

Dziwnie, nieswojo tak pisać o Sommerze jako debiutancie - nawet jeśli chodzi o debiut w nieco innej dziedzinie literackiej. Sommer to przecież uosobienie literatury. Nie tylko od ponad 50 lat pisze inspirowane amerykańską klasyką, a jednocześnie niezmiennie bliskie polskiej codzienności wiersze, ale też popularyzuje w naszym kraju poezję spod znaku Franka O'Hary, Johna Cage'a czy Charles'a Reznikoffa. Za swoją działalność wielokrotnie otrzymywał, w najgorszym przypadku, nominacje do najważniejszych literackich nagród. Nie uciekając w zbyt odległą przeszłość - w roku 2023 jego tom poezji "Lata praktyki" znalazł się w finałowej siódemce Nagrody "Nike". A na początku czerwca wydawnictwo WBPiCAK z radością informowało, że najnowsza propozycja Sommera, "Środki do pielęgnacji chmur" ma szansę przynajmniej powtórzyć ten sukces, ponieważ znalazła się w zaszczytnym gronie 20 książek nominowanych do Literackiej Nagrody Nike 2025

"Środki.." to zbiór siedmiu opowiadań o młodości narratora w nienazwanym podwarszawskim mieście identyfikowanym przez czytelników jako Otwock. Podział na części zatem jest, ale, nie oszukujmy się - okazuje się płynny. Sommer rozmywa nie tylko granice między opowiadaniami, ale też ramy czasowe ("Czas niespodziewanie się skracał, spóźniał bez powodu, w przód, a nawet wstecz") oraz narracyjne. Opowiadacz dryfuje gdzieś między bezosobowym "się" Stachury (szło się, mijało się), klasycznymi osobowymi wspominkami, a praesens historicum, pozwalającym mu przeżywać wszystko na nowo. A od rozpoznania cykliczności czasu krótka droga do jego mitologizacji, o czym wiemy przecież przynajmniej od czasów Schulza.

Narrator przemierza więc zaczarowaną małomiasteczkową rzeczywistość uzdrowiska zamieszkiwanego przez, tak to widzi, kuracjuszy i pensjonariuszy. Zasypuje barwnymi szczegółami, jakby młodość nie była 60 lat temu, tylko sześć. Mamy wspaniałą okazję spojrzeć jego oczami nad podwarszawską prowincję za panowania Gomułki. Mijamy przedwojenne płoty, skupy makulatury, górujący nad okolicą budynek dworca z niebotycznym szpikulcem, budki z gazetami, drewniane domy, które tak kocha ogień (to żywioł dominujący) i rzędy kasztanów. Po kocich łbach przejeżdża wóz konny. Jedne wkrótce zastąpi asfalt, drugi - pobiedy i warszawy. Tory wyznaczają osie x i y. To one, i drzewa, stają na straży "małostkowego podziału na długość i szerokość". W opowiadaniach spotykamy ludzi, którzy na stałe zapisali się w pamięci narratora - utalentowanego literacko Przemka, Wuja Wieżę uczącego matematyki, który "Takich trąbów to jeszcze nie widział", Pana Drawicza, z głosem jak dzwon, który pobrzmiewa od kilkudziesięciu lat, czy Adama Gontarskiego, największego znawcę odcieni czasu. Bo przecież im ciemniej jest, tym "czas przenikliwiej się rozlega". Pojawiają się nawet pierwszorzędni zbójcy, a nawet nieodłączni towarzysze dojrzewania, wprowadzający w świat seksu - chłopcy z wulgarnymi "cipami" na ustach czy fascynujące dziewczęta, takie jak Lila, która miała "lilaróż zakątek".

Spoglądamy oczami Sommer - tylko którymi? Mieszają się perspektywy chłonnego i nieco naiwnego młodzieńca oraz dojrzałego pisarza, który na każdym kroku bada mechanizmy językowe rządzące światem, przynajmniej światem wewnętrznym pisarza. Stąd analizy takie jak:

"Strasznie mnie śmieszy to oddawanie do użytku, bo do pożytku się oddaje, tym bardziej do nieużytku, choć byłoby jeszcze śmieszniej, a można by dawać do przeżytku, ale w sumie nie ma powodu, bo do przeżytku wydajemy się sami".

oraz niezliczone gry słowne. Sam tytuł tomu, "Środki do pielęgnacji chmur" to w końcu wariacja na temat sformułowania "środki do pielęgnacji skór" rzuconego mimochodem pod koniec jednego z opowiadań. Niby to nic, ale zdradza podejście twórcy do tworzywa językowego.

W Sommerze biją się ciągle i klinczują nie tylko junior i senior, ale też poeta i prozaik. I choć teoretycznie w "Środkach..." przeważa ten drugi, zawzięcie dogryza mu ten pierwszy:

"Badyle okrywały się kwieciem" - pisał o wiośnie poeta w skromnym artykule [...] a prozaicy chowali się ze wstydu po kątach, że tak nie umieją. Nie szkodzi, prozaicy, nie wstydźcie się, tylko podejmijcie jeszcze jeden wysiłek".

I takich pstryczków jest więcej. Poeta upomina się o rytm zdarzeń, nasłuchując stukotu kół pociągów, który ma coś "z porządku przyrody", a w echach wypowiedzi ludzi z przeszłości odkrywa trocheje i inne stopy metryczne. Słowo "rytm" pojawia się w "Środkach... często i na pewno nie przypadkowo.

Sommer, co nie dziwi, ma ten swój luz, humor mu dopisuje, niekiedy sztubacki. Potrafi być beztrosko wulgarny, gdy trzeba - np. "mówiło się do niego zdrobniale Jędruś. Na przykład: Jędruś, weź się odpierdol". Śmiesznostek tego typu jest dużo więcej,. ale nie odważę się ich wyrywać z kontekstu. Bo tylko w swoim naturalnym, Sommerowskim anturażu, wybrzmiewają jak trzeba.

Sommer daje się ponieść bardzo dobrze znanej konwencji nostalgicznych "małoojczyźnianych" podróży, ale robi to wzorowo. Prawdziwie udany niby-to-debiut. Kojąca lektura na niespokojne czasy. Autor dobrze się zapowiada, oby nie poszedł na zmarnowanie.

Jacek Adamiec

  • Piotr Sommer, "Środki do pielęgnacji chmur"
  • wyd. WBPiCAK

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025