PROSTO Z EKRANU. Przetrwanie jest zwycięstwem
Oczywiście w przypadku "Uciekiniera", drugiej adaptacji powieści Stephena Kinga, nic takiego nie ma prawa się wydarzyć, zwłaszcza że za produkcją stoi hollywoodzka korporacja, która przekuwa nasze fantazje o społecznym buncie w rozrywkę. To z grubsza jest również temat najnowszego filmu Edgara Wrighta - produkowanie medialnych igrzysk, których nieustanne trwanie podtrzymuje zgniłe status quo amerykańskiego społeczeństwa.
Ben Richards (Glen Powell), z uwagi na swoją niesubordynację i nietrzymanie się zasad, jest już na czarnej liście każdej firmy, która mogłaby dać mu zatrudnienie. Kłopot polega na tym, że jego córeczka choruje na grypę, a leki są horrendalnie drogie. Mimo sprzeciwu żony zgłasza się do potentata telewizyjnego, który realizuje brutalne programy rozrywkowe, a najpopularniejszym z nich jest "Uciekinier". Zasady są proste - uczestnik jest wypuszczany na wolność, a w pościg za nim ruszają najlepsi, uzbrojeni po zęby łowcy. Nagroda pieniężna za przetrwanie 30 dni winduje zwycięzcę do jednego procenta najbogatszych ludzi na świecie, przegrany jest natomiast zabijany na oczach milionów widzów. Z uwagi na rodzinę Richards za wszelką cenę chciał tego programu uniknąć, ale testy wykazały, że jest idealnym kandydatem do najbrutalniejszego reality show w historii telewizji. Szef mediów Dan Killian składa Benowi propozycję nie do odrzucenia.
Podobnie jak w "Wielkim marszu", innej tegorocznej adaptacji powieści Stephena Kinga, twórcy "Uciekiniera" pokazują dehumanizację społeczeństwa przykutego do ekranów. W tym wypadku nie tych mniejszych, telefonicznych, Wright bowiem pozostał zasadniczo wierny pierwowzorowi napisanemu w latach osiemdziesiątych, stąd królową mediów wciąż pozostaje telewizja. W szczegółach reżyser nie jest jednak konsekwentny, bowiem z jednej strony mamy maszyny tropiące DNA czy latające kamery łudząco podobne do tych, którymi posługiwał się Lex Luthor w ostatnim "Supermanie", z drugiej nagrania z kamery są wciąż przesyłane pocztą. To pomieszanie zaawansowanych technologii przyszłości z retrofuturystycznymi zasadami ich działania daje interesujący efekt wizualny, który wymieszany z tematyką manipulowania uwagą opinii publicznej wydaje się jednocześnie odległy i niepokojąco bliski.
Główny bohater "Uciekiniera" z początku żadnym bohaterem być nie chce - wszak walczy tylko o pieniądze dla chorej córki - ale z czasem staje się symbolem oporu przeciwko systemowi, w którym ludzkie życie nic nie znaczy. Wciela się w niego zaszufladkowany hollywoodzki amant Glen Powell, który długo nie może się zdecydować, czy chce być następcą Arnolda Schwarzeneggera z poprzedniej adaptacji, czy uosobieniem zwyczajnego gościa, z którym może się utożsamiać każdy widz. Zresztą można odnieść wrażenie, że to nie jego wina, lecz napisanej w nie do końca przemyślany sposób postaci - z jednej strony bowiem podkreślane są jego wewnętrzny bunt i tkwiąca w nim agresja, z drugiej przecież jego celem nie jest walka z systemem, lecz pomoc rodzinie. Ostatecznie trudno mu wydobyć z siebie takie pokłady charyzmy, jak choćby w "Hit Manie" czy "Twisters", ale pozostaje solidnym punktem filmu Wrighta.
Jest wiele rzeczy, za które można pokochać "Uciekiniera". Na przykład za umiejętne przedstawienie dystopijnego świata, za klimat współczesnego sci-fi z domieszką lat osiemdziesiątych, za świetny montaż, za brak przestojów, za pomysłowe sceny akcji czy za to, że współczesna wersja jest prawie tak samo dobra, jak ta z 1987 roku. Z drugiej strony można pokręcić nosem na zbyt pospieszne zakończenie czy na to, że nie widać autorskiego piętna odciśniętego przez Wrighta, autora takich znakomitych filmów, jak "Wysyp żywych trupów" czy "Hot Fuzz - Ostre psy". Chciałoby się też zobaczyć ciekawszy drugi plan, niestety poza Joshem Brolinem wcielającym się w demonicznego Killiana postacie znikają z ekranu zdecydowanie zbyt szybko. Koniec końców "Uciekinier" zapewnia wystarczająco dobrą rozrywkę, bym po wyjściu z kina, zamiast pobiec prosto na barykady, grzecznie wrócił do domu i pełen samozadowolenia ułożył się do snu.
Adam Horowski
- "Uciekinier"
- reż. Edgar Wright
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025
Zobacz również
Przed własną metryką
Odsłonięto tablicę upamiętniającą Andrzeja Sikorskiego
Perpetuum zła