Często mówię, że uwielbiam jeździć pociągami, ale ostatnio częściej podróżuję autem. Na pewno nie jestem w tym odosobniona. Owszem, w jeździe koleją jest coś bardzo romantycznego - stukot kół o szyny, uciekające krajobrazy lasów i pól, wielkie i małe dworce. Na taki sentymentalny pogląd mogą sobie jednak pozwolić tylko osoby podróżujące okazjonalnie, rekreacyjnie, najlepiej na trasach między dużymi miastami. Dla wielu przecież kolej to czysta proza życia. Wielogodzinne opóźnienia, dezinformacja, tłok, brak połączeń - doświadczają ich nawet niedzielni podróżni, a co z tymi, którzy transportem publicznym jeżdżą do pracy, do szkoły, do lekarza? Rytm ich życia dyktują pociągi czy autobusy i zazwyczaj nie jest to rytm ani regularny, ani pewny, ani przyjemny.
Olga Gitkiewicz pisze o współczesnych PKP i PKS - sprywatyzowanych, podzielonych na małe spółki, upadających. Reportaż o trudnej sytuacji transportu zbiorowego jest zarazem pracą bardzo zaangażowaną społecznie - pokazuje ludzi wykluczonych komunikacyjnie. W XXI wieku w Polsce młodzież nie może się dostać do szkoły, dorośli nie mają jak dojechać do pracy, a chorzy do lekarza. Od 1989 ich sytuacja zamiast się poprawiać - pogarsza się z roku na rok. Już prawie 14 milionów Polaków nie jest w stanie przyjechać do urzędu lub odwiedzić rodziny. Jedni kupują samochody, inni są skazani na pomoc zmotoryzowanych sąsiadów. To rodzi kolejne problemy, bo aut na polskich drogach od dawna jeździ dużo za dużo.
Gitkiewicz próbuje przeniknąć zawiłe i przypadkowe decyzje stojące za obecną sytuacją w transporcie publicznym. Sprawdza mechanizmy działania małych przewoźników oraz ogromnych spółek. Zrozumienie działania kolei to nie lada wyzwanie - dawniej ogromna firma z historią, dziś poszatkowana sieć rzadko logicznych połączeń, co roku zamyka kolejne kilometry torów. Reporterka opisuje jej struktury niczym państwo w państwie, niekoniecznie nastawione na świadczenie usług klientom. PKP z jednej strony wywołuje sentymentalne skojarzenia i tęsknotę za dawnymi czasami, z drugiej ciągnie za sobą lawinę skarg i narzekań. Jest firmą z tradycjami, ale jednocześnie w ogóle nie można na niej polegać. Gitkiewicz maluje mroczny obraz upadających spółek kolejowych, przytaczając przygnębiające statystki, głosy wiecznie rozczarowanych pasażerów i zawiedzionych kolejarzy. Z jednej strony podaje twarde, bezlitosne dane, z drugiej przytacza pasjonatów i miłośników tego kolosa na glinianych nogach. Pociągi wywołują w ludziach skrajne emocje, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że łatwiej dziś kolekcjonować zabawkowe lokomotywy, niż napisać porządny rozkład jazdy. Płyną z tego bardzo przykre wnioski - coraz więcej opuszczonych dworców, odciętych miejscowości, ograniczonych kontaktów, nierówności społecznych.
Mimo tej pesymistycznej nuty, bardzo mnie wciągnęło czytanie o potężnym kolejowym królestwie, zwłaszcza po ostatniej podróży pociągiem - nowoczesną, zadbaną maszyną, o zaskakująco szerokich korytarzach i z przewijakiem w przestronnej łazience. Pewnie byłoby zbyt pięknie, gdybym nie dojechała do celu z dwugodzinnym opóźnieniem. Kolej to raj dla paradoksów. Wizerunkowe kampanie zapewniające podróżnych, że pociągi nadążają za wyzwaniami XXI wieku, przysparzają nam tylko jeszcze więcej rozczarowań. Do tego stopnia, że autorka reportażu o polskim transporcie publicznym pod koniec pracy nad książką sama zdecydowała się kupić samochód. Inaczej nie zdołałaby zdążyć.
Anna Tomczyk
- Olga Gitkiewicz, Nie zdążę
- Wydawnictwo: Dowody na Istnienie
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019