Kultura w Poznaniu

Festiwale

opublikowano:

ALE KINO. Cóż, że ze Szwecji

Jednym z głównych kierunków poszukiwań tego, co najświeższe i najbardziej inspirujące w kinie dla młodego widza w Europie jest Północ. Kinematografie nordyckie mają długie tradycje w tym gatunku, a tegorocznego edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmów Młodego Widza Ale Kino! pokazuje, że to właśnie tam nadal dzieje się to, co najciekawsze w tym temacie.

. - grafika artykułu
Kadr z filmu "Gordon i Paddy", fot. materiały dystrybutora

"Gordon i Paddy" to animowana, szwedzka adaptacja popularnych (również w Polsce) kryminałów dla dzieci, za którą stoi Linda Hambäck. I zapewne nie byłby to tak doskonały film, gdyby reżyserka nie zrealizowała go zupełnie niezależnie, mając pełną kontrolę nad jego finalnym kształtem. Hambäck w 2011 roku założyła firmę producencką LEE Film (nazwa wzięła się pewnie z tego, że artystka urodziła się w Seulu) z jasnym celem: realizacja animacji skierowanych do młodego widza.

Ta niezależność nie odbija się jednak na poziomie realizacji filmu, który już w czołówce zwraca uwagę doskonałymi kompozycjami koron drzew w różnych porach roku, gdyż akcja rozgrywa się w lesie wśród lokalsów. Miejscami dość skomplikowana i "literacka" scenografia w domkach różnych zwierząt dość szybko uruchamia myśl, że podstawą musiała być ilustrowana książka dla dzieci. Nie jest to jednak kolejna śliczna i naiwna animacja, a opowieść o tym, jak anonimowa myszka zdobywa tożsamość, swoje miejsce w społeczności, a wreszcie i należny jej szacunek. Podstarzały i trochę już ropuchowaty komisarz Gordon (w oryginale mistrzowsko podkłada pod niego głos Stellan Skarsgård, w polskiej wersji weteran dubbingów Mirosław Wieprzewski) nadaje Paddy imię, czyni ją swoją asystentką, a wreszcie przekazuje jej obowiązki komisarza policji. Oczywiście na wszystko to myszka musi zapracować po wielokroć.

Z postaci Paddy (w wersji szwedzkiej znana z "Mojego pieskiego życia" Melinda Kinnaman, w polskiej Julia Kołakowska) Linda Hambäck uczyniła bohaterkę o znacznej symbolice: możemy na nią patrzeć choćby jak na symbol walki kobiet o dostęp do zawodów tradycyjnie kojarzonych z mężczyznami. I choć nie wszystko mi się w tej produkcji podoba (Gordon pełni tu funkcję starego mężczyzny z autorytetem, bez którego Paddy nie zdobyłaby swej pozycji), to jest ona doskonała dla rodziców, którzy chcą pokazać swym córkom film o bohaterce uczącej się tego, jak potrafi być silna i ile może samodzielnie zdziałać.

Kierunek: Dania
W "Jestem William" weteran duńskiego kina Jonas Elmer pokazuje wewnętrzne rozdarcie głównego bohatera. Komediodramat, tragikomedia - mniej więcej w takich obszarach poruszamy się w tej opowieści w stylu "sam przeciw wszystkim". William musi mierzyć się z brakiem rodziców i problemami wuja-dziwaka. To już i tak dość wiele, ale i w szkole rówieśnicy bywają bardzo okrutni.

Chłopiec idąc przedstawia sytuację: "Jestem William. Moja mama jest chora i mieszka w szpitalu, bo ześwirowała. A tata nie żyje. Zeszłego lata zginął w wypadku. Wujek Nils, brat mamy, na szczęście jest normalny". Podejrzewamy jednak, że poza tym wujek jest mało subtelny i wrażliwy, gdy nad grobem komunikuje mu (w akompaniamencie, rzecz jasna, rzęsistego deszczu): "Nie będę owijał w bawełnę: twój tata nie żyje. On nie żyje, a mama ześwirowała, czyli kto zostaje?". "Ja" - odpowiada cicho bohater. Jednak dość szybko ta opowieść nabiera dodatkowych skrzydeł i wyrywa się z utartego traktu depresyjnych dramatów o młodych nieszczęśnikach.

Reżyser Jonas Elmer ma w Danii status kultowego, co zawdzięcza między innymi swojej nietypowej współpracy z aktorami, opartej na improwizacji. A że dotąd wybierał dość mocne tematy ("W prawdziwym życiu" dotyczyło rodaków szukających miłości za pomocą portali randkowych), to po "Williamie" spodziewałem się pozbawionego taniego sentymentalizmu i niepotrzebnej słodyczy filmu, który młoda publiczność pokocha właśnie za szczerość. Elmerowi udało się to wszystko, bo miast certolić się z problemami wagi ciężkiej, próbuje choć trochę odciążyć je poprzez absurdalny humor i pomysły fabularne równie ekscentryczne, co zachowania wuja Nilsa.

Kierunek: Norwegia
W swoim trzecim filmie "Mamy talent!" Christian Lo bierze na warsztat gatunek filmu drogi i sprawdza, na ile może posłużyć mu on do opowiedzenia opowieści o dorastaniu i literalnym ściganiu marzeń przez grupkę młodych ludzi. Bohaterowie zakładają kapelę Los Bando Immortale, która w założeniu miała być zespołem rockowym, ale z braku basisty trafia do niego wiolonczelistka. Młodych łączy lekkie niedopasowanie do rodzinnej miejscowości (są skonfliktowani z rodziną, otoczeniem, bądź rzeczywistością) i chęć poszukiwania czegoś nowego, czym okazuje się... konkurs norweskiego rocka w Tromsø.

Droga na zawody jest równie zwariowana co muzyka Los Bando Immortale. - Mój styl jest bliski realizmowi przytemperowanemu przez delikatność i zniuansowany, słodki humor - przekonywał w wywiadzie dla Cineuropa reżyser, który niejednokrotnie za pomocą nie do końca poważnej poetyki przemycał jednak zgoła poważne treści. Oglądając "Mamy talent!" przypomniałem sobie, jak ważną rolę w kinie nordyckim pełni muzyka potraktowana jako kluczowy element fabularny, również w filmach skierowanych do młodego widza. W islandzkim "Metalhead" pozwalała oswoić się z traumą bohaterki po śmierci brata. W norweskich "Synach Norwegii" uczyła tego, jak bardzo młodzi potrzebują przestrzeni na swój bunt (i jak źle jest, gdy rodzice są na tyle liberalni, że wręcz chcą w tym buncie uczestniczyć).

Podstawowym punktem odniesienia dla Christiana Lo wydaje się doskonała fińska komedia "Heavy Trip" Jukki Vidgrena i Juuso Laatio, bo choć jest ona teoretycznie skierowana do dorosłej publiczności, to wydaje mi się doskonale pasująca do wyżej wymienionych - także pod względem niebanalnego (i nieobleśnego) humoru. W obu przypadkach grupa pozornie niedopasowanych indywiduów tworzy razem zespół i wyrusza w zwariowaną podróż, którą ma uwieńczyć konkurs muzyczny. Jednak w trakcie okazuje się, że są w stanie się porozumieć, a bardziej od zwycięstwa liczy się sama podróż. Lo przyznaje zresztą, że ważna była dla niego, podobna pod tym względem "Mała Miss", kultowa amerykańska komedia Daytona i Faris.

Marek S. Bochniarz

  • seans "Gordon i Paddy", 5 i 12.12, g. 9.30
  • seans  "Jestem William", 5.12, g. 12
  • seans "Mamy talent!", 9.12, g. 14
  • Multikino 51
  • więcej na alekino.com

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018