Syn marnotrawny
Czym tak naprawdę jest Americana? Rodząc się na obrzeżach Nashville oraz w dalekich zakątkach Południa i Środkowego Zachodu USA, wyrósł z niej nieogarniony gatunek muzyczny, mający korzenie, drapieżność oraz świadomość tradycji country i bluesa, choć wcale nie pretenduje do ich miana. Dziś, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, Americana już dawno przekroczyła granice "rozpoznawalnego brzmienia" czy "określonej tożsamości", co legionom bardów w szerokich kapeluszach daje jeszcze większe możliwości.
Na półce z Americaną znajdziemy wiele świetnych płyt, ale jej rozległość niewątpliwie wymaga nowego spojrzenia. Najlepiej zacząć od nowego albumu Kevina Morby'ego, który konieczności tego rewidowania zdaje się być świadom i teraz sukcesywnie dąży do odkrycia nowego brzmienia Americany - otwarcia jej nowego, bardziej przystającego do dzisiejszych czasów rozdziału. W ciągu ostatnich dziewięciu lat wydał aż siedem albumów (!), każdym sukcesywnie zbliżając się do doskonałości. Teraz ten cel wydaje się być osiągnięty, co pokazują niemal same entuzjastyczne recenzje, ale przede wszystkim popularność, jaką cieszy się jego twórczość nie tylko w USA.
This Is A Photograph (2022) to płyta-fenomen. Kevin "bada" nią środkowoamerykański region, tak często hołubiony przez ludzi Americany, jednocześnie otwierając pole do jej rozwoju - pokazując, jak może być zróżnicowana, kreatywna i już nie tak inkluzywna jak bywało to dawniej. Zamiast utartych ścieżek, stawia na estetykę łączącą udręczoną duszę Memphis i bezkres Wielkich Równin. Kreśli łuk - od bluesa, rocka i country, czyli mieszanki typowej dla Americany, aż do tego, co działo się na ich gruncie później. Jednak ta "fotografia" to przede wszystkim fotka z podróży. Obrazki z "the long hard road".
Urodzony w Teksasie, a wychowany w Kansas Morby, przemierzył drogę dobrze znaną wielu muzykom urodzonym daleko od amerykańskich stolic kultury. Po ukończeniu szkoły średniej zdecydował się na przeprowadzkę do Brooklynu, by sprawdzić, czy to miejsce faktycznie jest takie, jak na filmach. Tam przemienił się w hipstera grającego garażowy rock, by chwilę później osiąść w Los Angeles, gdzie jego brzmienie nabrało bardzo ziemistego i drapieżnego tonu, bez którego dziś nawet trudno wyobrazić sobie jego numery.
Do Kansas Kevin wrócił jako syn marnotrawny, na nowej płycie prezentując swoje pewne, choć i pełne strachu spojrzenie na środkowoamerykańską rzeczywistość. Prowadzi na niej narrację w stylu Boba Dylana. Pełną pasji, szczerości i bolesnej prawdy, opowiadając o rodzinie, miejscach, miłości i bohaterach kultury, zarówno tych lokalnych, jak i całej Ameryki - choćby o niedawno zmarłej Tinie Turner czy nie mniej kultowym Otisie Reddingu. Warto wyruszyć z nim w tę drogę - zwłaszcza na żywo, będąc możliwie najbliżej istoty jego twórczości. Granej z trzewi tak, że choć śpiewa o swoim domu, to przez ten krótki moment wydaje się, jakby był nasz.
Sebastian Gabryel
- Kevin Morby
- 20.06, g. 19
- Tama
- bilety: 119 zł
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023
Zobacz również
God save the film
Mały czołg, wielka historia
Kultura na weekend