Na zakończenie minionego tygodnia, Scena na Piętrze zaprosiła nas na koncert katowicko-wrocławskiego kwartetu Slow Sunset. Zachęcona opisem i zaintrygowana nieznajomością zespołu, który bądź co bądź tworzy w klimatach bardzo mi bliskich, wybrałam się na Masztalarską i już kilka chwil po godzinie 20 wiedziałam, że była to jedna z lepszych decyzji ostatnich dni. Slow Sunset to zespół, o którym musi robić się coraz głośniej!
Powód pierwszy, utalentowana i charyzmatyczna wokalistka, Anna Bratek, która na scenie aż kipiała energią. Bez zbędnej krępacji pozwalała, by każdy z przechodzących przez jej ciało dźwięków wychodził z niego w postaci tanecznych ruchów, które finalnie prawie wszystkich zainspirowały do wstania z foteli i wczucia się w muzykę. Powód drugi to zespół w składzie: Dominik Jaske (perkusja), Łukasz Szymański (gitara) i Maciek Seniorowicz (bas, współtwórca piosenek) oraz gościnnie występujący Krzysztof Kuśmierek (saksofon). Choć ci, siłą rzeczy, musieli być nieco bardziej statyczni, nie pozostawali w tyle. Każdy z muzyków, wykorzystując swoje doświadczenie wyniesione z grania na polskich i zagranicznych scenach jazzowych, rockowych i popowych, wnosił do zespołu coś swojego; coś, co w oderwaniu od reszty być może nie miałoby aż takiej siły rażenia i co w zestawieniu z resztą bandu stworzyło coś naprawdę wyjątkowego.
Powód trzeci, podsumowujący - brzmienie Slow Sunset to surrealistyczne i psychodeliczne zachody słońca (o których wspominają w opisie swojego zespołu) przełożone na język muzyczny w postaci indie, indie rocka, neo soulu, ich psychodelicznych odcieni i wszystkiego, co pomiędzy nimi. Bardzo dobra sekcja rytmiczna i bas razem z dodającą całości kolorytu gitara elektryczną i wspomnianym już gościnnym (świetnym!) saksofonem stworzyły razem jakość, którą aż chce się eksplorować. Momentami transową, momentami nieco zatrzymującą, zawsze naładowaną interesującymi rozwiązaniami muzycznymi. Jakość, której na polskiej scenie muzycznej potrzebujemy więcej. Slow Sunset to zawsze bardzo doceniana przeze mnie autentyczność, szczera energia i niestandardowe podejście do formy przy jednocześnie wartościowej, wielowarstwowej treści.
Co z nawiązań? Co ja powiem, utwór z gatunku bardziej refleksyjnych i tych, których teksty uderzają w czułe struny (oraz jeden z trzech singli, których możecie posłuchać na Spotify), muzycznie najbardziej przywiódł mi na myśl estetykę Sióstr Przybysz. Podobnie jak one, Bratek ma bardzo wdzięczną barwę głosu, w której (w zależności od muzycznego kontekstu i interpretacji) może pojawić się więcej charakternego pazura lub nostalgicznej czułości. Świetna technicznie i świadoma swojego głosu, posługuje się nim bardzo sprawnie, z łatwością wydobywając z niego najróżniejsze odcienie. Przyznam szczerze, że przez kilka pierwszych utworów spodziewałam się, że z każdym kolejnym poziom energii będzie malał; od samego początku był na tyle wysoki, że nie byłoby w tym nic dziwnego. Finalnie stało się jednak zupełnie inaczej, co tylko dopisało do mojej wewnętrznie prowadzonej listy zespołowych zalet i wad kolejne plusy.
Niech to zatem wybrzmi - żałujcie wszyscy, którzy podjęliście tego wieczoru decyzję o realizacji planów innych, niż koncert w Scenie na Piętrze. Chociaż była nas tam garstka (Estrado, dlaczego?), może właśnie dzięki temu wszyscy mieliśmy poczucie spędzenia czasu na imprezie z ulubionymi ludźmi przy naprawdę świetnej muzyce. Piątek idealny!
Marta Szostak
- Slow Sunset
- Scena na Piętrze
- 17.02
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023