ZAPISKI Z LAMUSA. Mieciu, dokąd cię znów niesie...?

"Przeszło ćwierć wieku w służbie piosenki! Równie popularny jak przed laty, Fogg, oparł się działaniu czasu. Jego głos odznacza się dzisiaj chyba taką samą młodzieńczą siłą i barwą, co i dawniej..."* - wspominał Zbigniew K. Rogowski na łamach "Expressu Poznańskiego" (nr 106/1961) w artykule "Mieczysław Fogg trubadur Warszawy" i uderzał w sentymentalne tony, pozwalając czytelnikom, którzy pamiętać mogli Fogga chociażby z występów z Chórem Dana w latach 30., cofnąć się do przeszłości.
Zaraz potem autor tekstu pyta: "W czym leży tajemnica niezmiennej popularności Fogga"? Ujmująco sentymentalny styl śpiewania, subtelna interpretacja, prostota i urok osobisty, a oprócz tego "umiejętność poruszania w słuchaczu właściwej struny" - brzmi odpowiedź. Zdaje się jednak, że niewystarczająca, bo chwilę później pytanie to kieruje dziennikarz do samego artysty... Co ten miał do powiedzenia? "Mój styl - mówi Mieczysław Fogg - jest niejako odbiciem mojej sfery uczuciowej, mojego sposobu odczuwania. Unikając wszelkich naśladownictw, starałem się wypracować styl własny, nawet za cenę ryzyka, czy będę się podobał... I tego stylu nie zmieniam od 30 lat, starając się jedynie pogłębić interpretację" - tłumaczył. Rozmawiający z nim reporter utwierdził artystę w tym przekonaniu, dopowiadając, że Fogga istotnie porównać można tylko i wyłącznie do...Fogga. Charyzma i indywidualność przesądziły o sukcesie i zgromadzeniu wokół się licznych słuchaczy, dzięki którym wyruszenie w trasę koncertową po Polsce i nie tylko, zdawało się być rzeczą nie tylko usprawiedliwioną, ale wręcz konieczną! Wszędzie witano go zresztą życzliwie i entuzjastycznie, choć przez złe zrozumienie oznak entuzjazmu dochodziło czasami do sytuacji niezręcznych, żeby nie powiedzieć - nieporozumień. By rzecz wyjaśnić, posłużmy się kolejnym cytatem z przeprowadzonej z Foggiem rozmowy: "Kiedyś ten entuzjazm omal mnie nie zwiódł. Było to w czasie występu w Detroit, w USA. Wchodzę na estradę, a tu nagle tysiąc osób na sali zrywa się z miejsca. W pierwszej chwili pomyślałem: pali się! Mieciu, chodu stąd! Brawa i okrzyki momentalnie mnie jednak zorientowały, że publiczność powstała z miejsc, aby na stojąco wiwatować na część polskiej piosenki" - opowiadał Fogg.
Pośród tych wszystkich zafascynowanych talentem i osobowością artysty osób, zdarzały się jednak i takie, którym daleko było do bezrefleksyjnego oczarowania i które z obawą oraz troską przyglądały się kolejnym wyczynom gwiazdora. Do tych wyjątków należała chociażby - a jakże - jego matka. Choć serce matczyne pragnie dla dziecka dobrego życia i powodzenia, z pewnym trudem staje w obliczu tego, z czym sława się wiąże. Jedną z takich rzeczy bez wątpienia były nieustanne podróże, podczas których - jak zapewne wyobrażała sobie ukochana rodzicielka - dochodzić mogło do zdarzeń niepożądanych, niebezpiecznych, na które narażać ukochanego dziecka na pewno by nie chciała! Przed każdym wyjazdem syna pani Fogg pytała pieszczotliwie: "Mieciu dokąd Cię znów niesie"? Mogła odetchnąć z ulgą, bo chociaż z trudem wypuszczała dziecię choćby i z Warszawy, artysta nie planował w chwili cytowanej tu rozmowy żadnych zagranicznych podróży. Był jednak w przededniu wielkiego wydarzenia: tournée po Polsce - "Tour de Fogg". W trasę koncertową nasz bohater wyruszyć planował zaraz po uroczystościach jubileuszowych 30-lecia pracy na scenie. Na mapie jego koncertów znajdował się także Poznań, gdzie artystę publiczność oczekiwała "10 i 11 maja o godz. 20 w Auli Uniwersyteckiej".
"Wierzymy, że jeszcze przez długie lata słuchać będziemy piosenek niestrudzonego trubadura («Nogi mnie czasem bolą od śpiewania, ale nie gardło...» - mawia Jubilat)" - czytamy dalej. Trzyma się w tym wypadku Rogowski kurczowo wizji roztoczonej przez Fogga w jednej z jego piosenek:
"Stary Fogg już stary
siwa głowa, siwa.
Lecz jak mu zagrają
to jeszcze zaśpiwa...".
My już mamy tę nad dziennikarzem przewagę, że doskonale wiemy, że słowa tego utworu nie były jedynie kurtuazją i flirtem z wielbicielami, ale wręcz przepowiednią. Artysta żył i tworzył jeszcze długo...
Justyna Żarczyńska
* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025