Kultura w Poznaniu

Varia

opublikowano:

FILOZOFIA ULIC. W Poznaniu Cegielski spotyka się z Baumanem

Na słynną poznańską pracowitość zwykło patrzeć się z perspektywy wskaźników gospodarczych. Tymczasem w historię Poznania na trwałe wpisały się dwie postacie - Hipolit Cegielski oraz Zygmunt Bauman - które powinny skłaniać do spojrzenia na pracę i jej kontekst nieco szerzej niż tylko jako słupki na wykresach.

. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Paradoksalnie Cegielskiego i Baumana jednakowo dużo różni, co łączy. Różnią choćby lata życia - wszak pierwszy urodził się na początku XIX wieku, drugi zaś ponad sto lat później. Odmienne mieli także pochodzenie. Cegielski urodził się w rodzinie podpoznańskich dzierżawców ziemskich, a Bauman przyszedł na świat jako dziecko ubogich jeżyckich Żydów. Wreszcie poróżniłaby ich pewnie i polityka. Co ciekawe, bez trudu odnajdziemy także płaszczyzny, na których obaj bohaterzy mogliby znaleźć wspólne tematy. Przede wszystkim pasją obu była filozofia - Cegielski w Berlinie obronił doktorat, pisząc rozprawę o negacji, natomiast Bauman od filozofii rozpoczął swą przygodę z nauką, by w ostateczności zostać jednym z najbardziej wpływowych współczesnych socjologów. Obaj także mieliby sporo spostrzeżeń na temat ludzkiej pracy, i to właśnie przez pryzmat tej tematyki spójrzmy na obie postacie.

Posąg Hipolita Cegielskiego wsparty o maszynę parową dumnie patrzy na przechodniów z cokołu na placu Wiosny Ludów. Wyryta tam łacińska maksyma: Labor omnia vincit, a więc "Praca wszystko zwycięża", przypomina o najcenniejszym dziedzictwie Cegielskiego. Nie sposób patrzeć na popularnego Ceglorza inaczej niż na zakład pracy, który trwale wrył się w historię Poznania. Chodzi przede wszystkim o rewolucję przemysłową, która była także wielką reorganizacją społeczeństwa. To za sprawą zakładów Cegielskiego wydarzyło się w mieście to, co niemiecki socjolog Max Weber scharakteryzował jako oddzielenie się świata interesów od gospodarstwa domowego. Za sprawą przedsiębiorczości Hipolita Cegielskiego istotna część poznaniaków stała się robotnikami, a wraz z nimi przeobrażeniu uległo to, co zwykliśmy nazywać pracą. Od tej pory także i do Wielkopolski dotarło rozumienie pracy jako czynności przynoszącej zarobek wyrażany pieniędzmi. Wszystkie inne "niezarobkowe" zajęcia przestały być pracą bez względu na wkładane w nie wysiłek i kunszt. Poniekąd takie rozumienie słowa "praca" pokutuje w naszym społeczeństwie do dziś.

Nie idzie tu jednak o rozliczanie Cegielskiego za bycie koryfeuszem owej zmiany. Taki był ówczesny prąd historii. Rewolucja przemysłowa krok po kroku przekształcała świat postfeudalny, rzemieślniczy w ten industrialny i masowy. Transformacja dopełniła się po II wojnie światowej, gdy cechą charakterystyczną całego Starego Kontynentu stał się krajobraz fabryczny. Za industrializacją podążała także praktyka standaryzacji - produkcji i procedur. Jej szczytowe osiągnięcie, czyli taśma montażowa, służyła nie tylko jako narzędzie usprawniające produkcję, ale i nadzorujące pracę. Nic więc dziwnego, że strategia zarządzania robotnikami na ogół tak dobrze harmonizowała z totalitarnymi ciągotami rozmaitych reżimów. Jednak i tu po czasie zaczęły pojawiać się wyraźne pęknięcia.

To właśnie Poznań był jednym z pierwszych miast, które boleśnie doświadczyły rozbieżności pomiędzy światem robotniczym a władzą. Pamiętny Czerwiec '56 w szerszej, globalnej perspektywie stał się także częścią zmiany świata pracy. Dziś, po 65 latach od tych wydarzeń, wiemy, że zapoczątkowany wówczas zmierzch "twardej władzy" po kilku dekadach przyniósł nowe oblicze społeczeństw. Jak zauważył inny z wybitnych intelektualistów XX wieku, Pierre Bourdieu, regulacje, nadzór czy przymus zostały zastąpione mnogością pokus, reklam i wytwarzaniem pragnień. Tak oto wkroczyliśmy do świata zwanego przez Zygmunta Baumana płynną ponowoczesnością, gdzie wszystko jest przygodne oraz fragmentaryczne.

Teraźniejszość to epoka konsumentów, rynków i towarów, które nadają tempo naszemu życiu. W tych warunkach praca nie może być źródłem wszelkich wartości. Przestała być także niezawodnym wyznacznikiem pory dnia, bowiem w erze poczty elektronicznej i łączności bezprzewodowej wielu z nas narzędzie pracy ma zawsze przy sobie. Gdy kilka lat temu redakcja katolickiego miesięcznika "Znak" poprosiła Zygmunta Baumana o diagnozę współczesnej pracy, to w obszernej diagnozie bodaj najmocniej wybrzmiały słowa: "całość czasu i całość pracowniczej osobowości są dziś w rzeczy samej towarami kupowanymi i sprzedawanymi w umowie o pracę zarobkową (...). Wszyscyśmy dziś, ciałem i duszą, na rynku".

Odejście od taśmy produkcyjnej w kierunku komputera - maszyny obliczeniowej - przekształca nie tylko naszą rutynę dnia, ale i krajobraz. To już nie hale produkcyjne wyznaczają tętno miasta, lecz biurowce. Przemysł ciężki ustąpił miejsca przemysłowi kreatywnemu. Rzecz jasna gdzieniegdzie jeszcze wybrzmiewają fabryczne akordy, lecz i one grają wedle reguł nieustannej gotowości do pojawienia się na zawołanie konsumentów. My, jako pracownicy, także współcześnie podlegamy obowiązkowi ustawicznego stwarzania popytu na siebie samych.

Intryguje zestawienie roli dwóch poznaniaków w tej opowieści o przemianach świata pracy. Hipolit Cegielski niejako sprowadził na ziemie Wielkopolski epokę industrializacji. Zbudował fabrykę, która stała się kamieniem węgielnym przy budowie kolejnych elementów świata robotniczego. Natomiast Zygmunt Bauman miał okazję wzrastać w przedwojennym Poznaniu, jakże silnie związanym z Ceglorzem, by po kolejnych kilku dekadach móc zaobserwować i zinterpretować zmierzch podobnych zakładów i nadejście nowej formy społeczeństwa.

Filip Karol Leszczyński

*Filip Karol Leszczyński -  rocznik 1989, filozof, pracownik Wydziału Filozoficznego UAM. Interesuje go filozofia gospodarki oraz historia idei - przede wszystkim kooperatyzmu.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021