Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Oratorium na cześć codzienności

- Przenieśliśmy akcję z Dublina do Poznania, to będzie opowieść o ludziach stąd i o znajomych miejscach, jak np. plac Cyryla Ratajskiego, ulice Libelta i Ratajczaka - wyjaśnia Maja Kleczewska, reżyserka Ulissesa. Premiera - 16 czerwca w Teatrze Polskim.

. - grafika artykułu
Maja Kleczewska, fot. Maciej Zakrzewski

James Joyce pisał Ulissesa przez siedem lat, Maciej Świerkocki tłumaczył go drugie tyle. A jak długo Maja Kleczewska mierzyła się z pomysłem, żeby zrobić Ulisessa w teatrze?

Przez niemal rok próbowałam przekonać Macieja Nowaka [przyp. red. dyrektora artystycznego Teatru Polskiego w Poznaniu], żeby Ulissesa w teatrze nie robić. Po roku wahań powiedziałam jednak "tak" - to ostatnie słowo książki Joyce'a. Przez kolejny rok pracowałam nad adaptacją.

Czyli w sumie dwa.

Gdyby próbować zainscenizować całą książkę - wtedy mogę sobie wyobrazić pracę rozłożoną na siedem lat. Z Ulisessa mogłoby powstać wiele spektakli.

Ile będzie trwał Pani spektakl? Czeka nas mikromaraton?

Ulisses mógłby trwać 16 godzin - dokładnie tyle, ile Leopold Bloom podróżuje po Dublinie, ale spektakl będzie trwał około 3 godzin. Joyce gra z czasem, monolog wewnętrzny wpływa na subiektywne jego postrzeganie, jakieś błahe zdarzenie inspiruje lawinowy ciąg skojarzeń i to, co trwało tylko chwilę zanurza nas w myślach, które znów trwają być może ułamki sekund, a zapisane rozciągają się na wiele minut. A jeśli pragniemy zrozumieć wszystkie ciągi skojarzeniowe - na wiele godzin.

Świerkocki napisał przy okazji swojej pracy nad nowym tłumaczeniem Ulissesa książkę komentarzową - Łódź Ulissesa, w której nie tylko zapoznaje czytelnika z fabułą i bohaterami, jest ona także pełna impresji. Jakie Pani towarzyszyły myśli i emocje podczas pracy nad dziełem Joyce'a?

Łódź Ulissesa towarzyszyła mi w pracy. Niedługo premiera, ale wciąż wracam do książki Macieja Świerkockiego. Joyce opisuje świat na wielu poziomach: historycznym, socjologicznym, filozoficznym, teologicznym, matematycznym, filologicznym, malarskim, muzycznym... można by jeszcze długo wymieniać. Adaptacja teatralna powinna być syntezą, trzeba decydować się na wybór wątków, ale w taki sposób, by widz mógł podążać za głównym bohaterem, nie tracąc jednocześnie poczucia wielowymiarowości i bogactwa powieści.

Wybrała Pani któryś z tropów? Bo Ulissesa można czytać kilka razy, śledząc np. tylko obrazy, tylko zapachy...

Każdy epizod ma innego "przewodnika", temat podskórny, który Joyce analizuje. Jednocześnie czytelnik Ulissesa, tracąc uważność podczas lektury, gubiąc wątek na chwilę może równolegle prowadzić swój monolog wewnętrzny. W Ulissesie nakładają się na siebie monolog wewnętrzny Blooma, narracja Joyce'a i proces czytelnika. W teatrze widz będzie podążał za Leopoldem Bloomem, wraz z nim wyruszy w podróż przez miasto i wróci do domu późno w nocy.

Sam Joyce wymagał od czytelnika, pisząc tak wielowarstwowy tytuł, niezwykłej erudycji. Ale z drugiej strony, przez to nagromadzenie treści, podtekstów, każdy znajdzie coś w niej dla siebie. Czy Pani od widza również wymaga jakiegoś przygotowania? Czy przeciętny widz poradzi sobie, kiedy przyjdzie na spektakl?

Przenieśliśmy akcję powieści z Dublina do Poznania, to opowieść o ludziach stąd i znajomych miejscach jak np. plac Cyryla Ratajskiego, ulice Libelta i Ratajczaka. Mam nadzieję, że widzowie będą się czuli swobodnie towarzysząc Bloomowi w jego podróży. Joyce pisał o ludziach sobie współczesnych, o ludziach, których znał. Ulisses może zdarzyć się w każdym mieście, Bloom jest everymanem, z którym widz może się zidentyfikować.

Powiedziała Pani kiedyś, że "wierność autorowi bywa niebezpieczna". W przypadku Joyce'a chyba podwójnie.

Tak, choć główna praca dramaturgiczna polega na rezygnacji z fragmentów, które chciałabym ocalić. Muszę jednak brać pod uwagę percepcję widzę.

Jakie fragmenty Pani wybrała?

Poranki, żeby było wiadomo, że Leopold Bloom i Stefan Dedalus to awers i rewers tej samej postaci. Że Stefan jest młodym Bloomem, ale jednocześnie to postać młodego intelektualisty, z którym Bloom spotka się wieczorem i którego zaprosi do domu. Chciałam też, żeby widz poznał Molly - żonę Blooma i przyjaciół Dedalusa. Po śniadaniu zaczynamy podróż przez miasto. U Joyce'a ważne jest wszystko - czy się pije kakao, czy herbatę, czy się woli psy, czy koty, czy się pije piwo ciemne, czy jasne, czy się lubi podroby, czy nie. To pochwała życia - nie kryminał - nie ma tu wydarzeń ekstremalnych i wielkich dylematów. To opis takiego dnia, jakich wiele, utkanego z mikrozdarzeń, na które często nie zwracamy uwagi. To podróż od knajpy do knajpy, od stolika do stolika.

No i w takież też knajpie - na scenie - teraz siedzimy...

Wyobrażam sobie, że widzowie przychodzą do knajpy Syreny, zamawiają Guinnessa i knajpa nagle zamienia się w świat wyobraźni Blooma.

Jedna z części Ulissesa - Kirke, jest zapisana jak dramat. To jedyny fragment książki, w którym znajdziemy dialogi, to najbardziej zwariowana i dzika cześć powieści, coś pomiędzy budą jarmarczną a snem wariata czy może eksplozją nieświadomych treści, oddanie się nieokiełznanej fantazji?

Czy miała Pani wątpliwości które tłumaczenie wybrać? Padło na nowe - Macieja Świerkockiego.

Ulissesa w tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego zrobił Zygmunt Hübner. Kilkukrotnie po tekst Joyce'a sięgał Jerzy Grzegorzewski. Potem były problemy z prawami autorskimi Joyce'a. Uwolniono je dopiero kilka lat temu. Powstanie nowego tłumaczenia było dla mnie impulsem, który przeważył wahanie - "robić czy nie robić Ulissesa w teatrze" - na tak. Nowy przekład jest drapieżny, zmysłowy, konkretny i dowcipny. To święto, że Polska doczekała się drugiego tłumaczenia Ulissesa.

O czym jest Pani Ulisses albo może raczej czym jest Ulisses Mai Kleczewskiej? To pojemy worek. Obok wojny jest jeszcze kwestia obyczajowości, religii, polityka...

To będzie oratorium na cześć codzienności. W kontekście wojny - napaści Rosji na Ukrainę, poczucia zagrożenia i niestabilności świata codzienność nabiera nowego znaczenia. Joyce skupia się na chwili, fragmentach rozmów przy stolikach kawiarnianych, z których tka materię dnia. Ktoś się upił i robi awanturę, ktoś zamówił jedzenie, ktoś próbuje przywołać kelnera, ktoś mówi o Szekspirze, o poparzeniach skóry, o polityce. Okruchy codzienności w kontekście wojny stają się wyjątkowe i cenne.

Sto lat temu przepisał mit, którego głównym wątkiem jest właśnie wojna.

U Joyce'a zdarzenia są podszyte wojną, którą czujemy jak tykające w oddali zagrożenie. Dlatego to, co mogłoby się wydawać nieciekawe np. że ktoś po prostu idzie ulicą, u Joyce'a staje się znaczące. Większość życia upływa nam na rzeczach z pozoru mało interesujących. Joyce ukazuje ich głębię.

Rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik

Maja Kleczewska - reżyserowała m.in. w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie (Sen nocy letniej wg Williama Shakespeare'a, Zbombardowanych Sarah Kane), Teatrze Polskim w Bydgoszczy (Płatonowa wg Czechowa, Babel, Podróż zimową, Cienie. Eurydyka mówi Elfriede Jelinek, Burzę wg Shakespeare'a), Teatrze Żydowskim (Berka i Golema), oraz w Teatrze Polskim w Poznaniu (Hamleta wg Shakespeare'a). Nagrodzona m.in. Laurem Konrada, Srebrnym Lwem i Paszportem "Polityki" 2006.

  • Ulisses Jamesa Joyce'a
  • reż. Maja Kleczewska
  • premiera: 16.06, g. 19
  • kolejne spektakle: 17-19.06, 25-26.06
  • Teatr Polski
  • bilety: 50-80 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022