Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Opero, śmiej się sama z siebie!

- "Ten, co przywykł do pościeli, do wygody wśród pokoju (...)" - śpiewa w swojej piosence Bojomir, wskazując palcem na widzów po drugiej stronie ekranu. Tym symbolicznym gestem Teatr Wielki powraca do wymuszonej obostrzeniami praktyki prezentowania wydarzeń za pomocą internetowych transmisji.

. - grafika artykułu
Katarzyna Graczykowska, Karolina Pytlak, Paweł Szajek, fot. Teatr Wielki

Zamek na Czorsztynie Karola Kurpińskiego jest dość intrygującym dziełem - rozmiarowo to niewielka komedia oparta bardziej na epizodzie z życia bohaterów, niż na ich pełnej historii. Niemniej jednak, liczba upchniętych w niej konwencjonalnych elementów przewyższa niejedną pełnowymiarową sztukę. Powracający z wojny z Turkami rycerz Bojomir kocha piękną Wandę, lecz zakaz jej ojca uniemożliwia im bycie ze sobą. Głównym bohaterom towarzyszą służący o wyolbrzymionych cechach charakteru (tchórzliwy Nikita i rezolutna Łucja). Nie brak niemal obowiązkowej w romantycznych operach sceny szaleństwa spowodowanego niespełnioną miłością (a warto pamiętać, że mówimy o operze z 1819 roku). Również podział na dwa krótkie akty jest typowy dla włoskich oper komicznych, które najczęściej pełniły rolę lekkiego przerywnika w trakcie wystawiania oper poważnych. Właśnie ta sztuka została zaprezentowana internetowym widzom teatru jako efekt współpracy reżysera Andrzeja Ogórkiewicza, kierownika muzycznego Mirosława Gałęskiego oraz artystów śpiewaków związanych z chórem poznańskiej opery, tym razem w roli solistów

Realizatorzy przedstawienia postanowili je wykonać nie na głównej scenie teatru, lecz w Sali Kameralnej przy akompaniamencie fortepianu (Mirosław Gałęski), co całkiem zgrabnie korespondowało z rozmiarami dzieła. Symboliczna scenografia autorstwa Marty Dorożalskiej, przedstawiająca bryłę zamku z rozświetlonymi oknami oraz meble jednej z zamkowych komnat, dodatkowo przykryte białymi płachtami, od początku konotowały z motywem miejsca nawiedzonego przez upiory. Kostiumy artystów, na wskroś tradycyjne, natychmiastowo pozwalały na identyfikację kto jest kim i jakie cechy charakteru należy przypisać poszczególnym bohaterom.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z przedstawieniem absolutnie konwencjonalnym - gdyby nie gra aktorska zaprojektowana przez reżysera spektaklu. Od początku zachowania postaci były bardzo przerysowane, czasem nawet nie do końca spójne w relacjach między bohaterami (lakoniczne reakcje Bojomira na oznaki panicznego strachu Nikity, czy jakby oderwany od rzeczywistości stary Dobrosław - Pan na Czorsztynie). Z biegiem akcji można było dojść do wniosku, że przedstawienie nie jest komedią jedynie z racji przedstawianej fabuły. Liczba sztampowych cech gatunkowych na niewielkiej przestrzeni oraz przerysowanie charakterów uczyniło z poznańskiego Zamku na Czorsztynie satyrę na konwencję klasycznej opery. Punktem kulminacyjnym spektaklu była porywająca scena szaleństwa Wandy (Karolina Pytlak), która od czasu rozstania z ukochanym postradała zmysły. Zamiast wiotkiej postaci łkającej za straconą miłością, mieliśmy pokaz egzaltowanego wylewu emocji rodem z przedwojennych filmów z Mieczysławą Ćwiklińską. Intonacja głosu, dostosowana dykcja oraz ruch sceniczny Pytlak jednoznacznie wskazały na parodystyczny charakter przedstawienia, a jej scena szaleństwa oraz finał były najmocniejszym elementem całego spektaklu.

Warstwa muzyczna dzieła jest dość ciekawym złożeniem bardzo prostych form, takich jak motywiczna aria Nikity czy piosenka żołnierska Bojomira, poprzeplatanych dialogami mówionymi (typowa cecha dla gatunku śpiewogry) oraz ansambli o bardziej skomplikowanej konstrukcji, dochodząc do rozbudowanej sceny finałowej, nawiązującej do najlepszych tradycji operowych. Partie wokalne nie są bardzo wymagające technicznie (wyjątek stanowi partia Wandy), lecz na prostym materiale najłatwiej zapomnieć o efektywnym przekazywaniu treści. Na szczęście zarówno dykcja, jak i umiejętność dobrego komunikowania tekstów u śpiewaków bardzo dobrze pozwoliły ominąć tę pułapkę. Szczególnie dobrze brzmiały numery zbiorowe, w których wykonawcy wypadli bardzo spójnie i precyzyjne. Słychać to było zwłaszcza w chorałowej modlitwie a cappella ze sceny finałowej, która choć kilkutaktowa, zdecydowanie zapadła w pamięć jakością wykonania. Uwagę przyciągała również łatwość aktorskiego kreowania postaci Nikity (Michał Korzeniowski) oraz Łucji (Katarzyna Graczykowska).

Polska twórczość operowa, ale również ta zagraniczna, pełna jest tego typu kameralnych propozycji, które z jakiegoś powodu rzadko bywają prezentowane publiczności. Poznańskie przedstawienie opery Kurpińskiego dowodzi, że można prostymi środkami zaprezentować dobry spektakl. Być może trwające ograniczenia będą okazją do wystawienia innych kameralnych sztuk, aby po powrocie do normalności zagościły na stałe w świadomości widzów.

Kamil Zofiński

  • Zamek na Czorsztynie
  • Teatr Wielki
  • premiera: 27.03
  • online
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021