Zmartwiliście się, że to koniec sezonu? Ja nie bardzo, bo za dwa miesiące rozpocznie się kolejny! I o tym też jest spektakl. Że każdy koniec jest początkiem. Że początek ma swój koniec. O tym, że każdy z nas (choć może wcale nie chcieć) staje przed wyborami, że takie jest właśnie życie. Że rośniemy, dojrzewamy... i starzejemy się. Że trzeba być pogodzonym z tym, co naturalne i nie boksować się z losem za każdym razem. Bo nie wszystko zależy od nas.
Ale jak o tym opowiedzieć czteroletnim widzom? No i tu pojawiają się schody (dosłownie), choć nie ma ich dużo, ukryte są w literze A. W samym centrum sceny. Ale jest jeszcze okrągłe i zielone O! O, do którego można wejść i się poturlać albo O - piaskownica. Bardzo głęboka. Do tego dość duże łódki i samoloty z papieru. Takie origami dla początkujących. Sztukę tę - nie całą oczywiście, lecz właśnie te dwa wzory, opanował każdy z nas mając zaledwie kilka lat. Bo kto nie rzucił takim samolotem w szkole... niech koniecznie rzuci teraz!
A i O w białych śpiochach (aktorzy Teatru TĘCZA: Joanna Stoike-Stempkowska i Mikołaj Prynkiewicz) nie owijają w bawełnę, filozofują. Ich mikrorozprawa o świecie zaczyna się razem ze spektaklem. Najpierw jednak muszą wspomniany świat stworzyć. Co prawda daleko tej historii do biblijnej opowieści, potrzebowali też na to mniej niż siedem dni, ale pojawiły się ciemność i jasność, niebo i gwiazdy oraz oczywiście człowiek, który na początku jest zawsze maleńki. Ów człowiek najpierw płacze, potem wydaje z siebie przedziwne dźwięki, które zwykle rozumieją tylko najbliżsi, a dopiero potem wypowiada pierwsze słowa... W przypadku O - były to mama (a właściwie momo), plaża (a właściwie piaskownica), oraz przedszkole!
Nie każdy chodzi do przedszkola (a szkoda), ale O miało to szczęście i spędzało w nim sporo czasu każdego dnia. Co się tam może wydarzyć? Naprawdę sporo. To pierwsze przyjaźnie i kłótnie, obietnice i zdrady. To czas, kiedy zauważamy jak bardzo niektórzy są do nas podobni i lubią te same rzeczy, ale też jak bardzo się od siebie różnimy, jak bardzo różni się nasz (bądź co bądź wspólny) świat. A i O byli na początku nierozłączni. Ale z czasem ich potrzeby oraz marzenia stały się inne. A chciała pójść do szkoły i dalej się rozwijać, a O zostać w przedszkolu w dobrze sobie znanej piaskownicy. Kolejny etap go przerażał. Ich drogi - to naturalne - rozeszły się. Ale historia zatoczyła koło...
Poszanowanie wolności w spektaklu NIEbo i dłoNIE widoczne (i niezwykle istotne) jest na dwóch płaszczyznach - znajomości A z O, ale też słowa/języka. Autorką przekładu tekstu niemieckiego dramatopisarza Carstena Brandaua jest Iwona Nowacka. To bez wątpienia było wyzwanie - pokazać jego możliwości, potencjał. Zmierzyć się z nim kolejno musieli również aktorzy oraz... widzowie. Oczywiście doceniam walory dramatu, Brandau jest mistrzem słownej żonglerki, jednak przyznaję, że sam tekst na scenie (nieczytany samodzielnie) mnie nieco zmęczył (choćby przez częste zastosowanie inwersji, nienaturalnych konstrukcji gramatycznych czy zmiany sposobu narracji). Słowotwór "przyjaciołki" jednak - sztos! Może taki miałam dzień, może innego dnia usłyszałabym więcej? Ale nie mogę mieć przecież za złe młodej publiczności, że coś ją rozbawiło czy też zaciekawiło i koniecznie musiała się tym podzielić z koleżanką/kolegą albo opiekunem, więc pytaniom nie było końca!
Monika Nawrocka-Leśnik
- NIEbo i dłoNIE
- reż. Beniamin Bukowski
- wiek: 4+
- Scena Wspólna
- 8.07
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022