Przed Starą Rzeźnią (przez wiele lat jedną z ważniejszych maltańskich scen) na długo przed godziną 22 zaczyna ustawiać się kolejka widzów. Wokół placu głównego - sceny umownie wyznaczonej przez sznury kabli i linie światła z reflektorów - szukają najlepszych miejsc. Jedni dźwigają rozkładane, turystyczne krzesełka, inni siadają bezpośrednio na chłodnym betonie. Noc jest upalna, komary tną niemiłosiernie... Reżyser Paweł Szkotak osobiście dogląda bezpieczeństwa "ciągów komunikacyjnych". - Proszę cofnąć się o krok, bo tędy będziemy przejeżdżać - instruuje zbyt ekspansywnych widzów z pierwszego rzędu. Reflektory włączone. Z głośników zaczyna płynąć muzyka. Zaczynają.
Pochodnie, płonące elementy scenografii, szczudła, ruchome platformy, sporych rozmiarów mobilne konstrukcje, przeskalowane rekwizyty, zagadkowe postacie - to cała gama środków zaczerpniętych z najlepszych tradycji teatru ulicznego, po które Teatr Biuro Podróży sięga od samych swoich początków. Te "Biurowe" początki przecięły się w czasie z narodzinami festiwalu Malta - w latach 90. wielkiego święta teatrów ulicznych. - Wtedy życie toczyło się na ulicy, więc po pierwszych salowych przedstawieniach postanowiliśmy szukać widza właśnie tam. To zbiegło się w czasie z przemianami ustrojowymi w Polsce, uwolnieniem energii i inicjatywy ludzi - opowiadał w jednym z wywiadów Paweł Szkotak. - Ludzie mieli potrzebę robienia czegoś razem i przeżywania czegoś wspólnie - dodawał. Tę samą energię i popandemiczną potrzebę "przeżywania czegoś wspólnie" wyraźnie dało się odczuć w atmosferze sobotniego spektaklu Biura Podróży. Sama pandemia zresztą stała się ważnym kontekstem dla Eurydyki. Niespodziewana śmierć, utrata najbliższej osoby - jak w micie o Orfeuszu i Eurydyce - to sytuacja, z którą wielu z nas mierzyło się w ostatnich miesiącach. Epidemia napisała dla tysięcy ludzi ostateczne scenariusze.
Opowieści o tragicznej miłości Orfeusza i Eurydyki twórcy nadali współczesną oprawę. Przeniesieni w nasze czasy bohaterowie biorą ślub. Obserwujemy wieczór kawalerski w gronie kumpli przy stole bilardowym, leje się piwo, w powietrzu unosi się jego zapach. A potem: welon, garnitur i limuzyna w kształcie łabędzia, którą młodzi udają się w podróż poślubną. I rozstanie: Eurydyka z czerwoną walizką stoi w kolejce do odprawy na lotnisku. Stamtąd nie wróci już do Orfeusza. A on nigdy nie pogodzi się z jej śmiercią...
Metaforyczne i sugestywne sceny, z których składa się spektakl następują po sobie w szybkim tempie. Fragmenty mitu mieszają się ze współczesnymi odniesieniami, nie zawsze łatwymi do odczytania. Z wieloma pytaniami w głowie pozostajemy po finałowej scenie, w której płonące litery układają się w napis "Departures". Jedno wydaje się oczywiste - w tej historii happyendu nie będzie.
Sylwia Klimek
- Festiwal Malta: Eurydyka Teatru Biuro Podróży
- reż. Paweł Szkotak
- Stara Rzeźnia
- premiera - 18.06
- recenzja z 19.06
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021