Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Co przekazujemy w genach?

Wpływ rodziny na nasze dorosłe życie jest uznawany za niezbity fakt. Psychologowie nie zastanawiają się czy ten istnieje, ale usiłują ustalić, jak jest duży. Taśmy rodzinne w reżyserii Piotra Pacześniaka, nowy spektakl Teatru Polskiego, to studium przypadku rodziny. I to zapewne nie tylko Małysów.

, - grafika artykułu
fot. Monika Stolarska

Nieco zdumiewająca może być dla publiczności sama koncepcja spektaklu zmuszająca widzów do udziału w przedsięwzięciu artystycznym. Sceny jako takiej tutaj nie ma. Wyodrębnia się ona nieco później, jakby naturalnie, gdy zachęcona do tego publiczność zajmuje siedzenia zgromadzone wokół miejsca, które potem staje się centrum wydarzeń. Widzowie są uczestnikami zarówno wernisażu wystawy, która jest pretekstem do wszystkiego, co zadzieje się później, jak i obserwatorami sprowokowanych przez nią incydentów. Organizatorzy zadbali o to, by każdy mógł poczuć się tak, jakby rzeczywiście brał udział w wernisażu. Przy ścianach umieszczono instalacje wideo, które są ściśle powiązane z tematem głównym sztuki. Zadbano nawet o takie detale jak wino dla gości. Nie zabrakło też przemówień. Wystawę komentarzem opatrzyła kuratorka, sam artysta, a później jego matka i ojciec. Wystąpienia tych ostatnich wzbudziły najwięcej emocji, nakierowując już na pewne tropy co do charakteru powiązań między członkami rodziny, a nawet problemów, z którymi się ona zmaga, a które wychodzą na wierzch nawet w tak szczególnych okolicznościach. Powinny one przecież zachęcać raczej do wspólnej celebracji, aniżeli niesnasek. Ale może to właśnie ta "odświętność" prowokuje do tego, by spod dywanu wyszło wszystko to, co próbowano pod niego zamieść?

Z pozoru niewinne oprowadzanie po wystawie przez kuratorkę Helę Lange zaostrza sytuację i doprowadza do ujawnienia tłumionych dotąd emocji Małysów. Radość i chęć pokazania się od jak najlepszej strony, a także przyjęcie postawy obytych w wielkim świecie ludzi sukcesu, zaczynają ustępować prawdzie. Maski opadają z hukiem, ukazując kolejne warstwy dramatu nie tylko rodzinnego, ale i indywidualnego. Kiedy zaprezentowana zostaje najnowsza praca Marcina Małysa, w której opowieść o traumie dzieciństwa związanej z przemocą ze strony ojca kontrastuje z archiwalnym, prywatnym filmem nagranym podczas dwunastych urodzin artysty, wszystkie skrywane pretensje wybuchają. Wybuchy te mają swoje rosnące natężenie, które w pewnym momencie przyjmuje spektakularną formę.

Chociaż przemocy domowej nie da się w żaden sposób usprawiedliwić czy wybronić i nikt nawet takiej próby nie podejmuje, mimo wszystko ukazano, jak wielowarstwowy wymiar mają konflikty między Małysami. Te dywagacje i analiza sięgają gdzieś głęboko i bardzo wstecz, obnażając nie tylko pewnego rodzaju emocjonalne braki, ale przedstawiając przy tym prawdzie oblicza ludzi - drastycznie niekiedy różniące się od tego, co pokazują na zewnątrz. Ta niejednoznaczność i stawianie pytań bez udzielania na nie odpowiedzi jest bezsprzecznie zaletą spektaklu.

Kiedy już wydaje nam się, że wiemy, czego możemy się dalej spodziewać (bo przecież na pewno chodzi o to, by w końcu pokazać prawdę taką, jaka ona jest), i gdy jesteśmy już przekonani, że oto główny bohater po latach życia z obciążeniem wyniesionym z naznaczonego przemocą domu nareszcie zdecyduje się opowiedzieć o tym, co go boli i za co ma uzasadnione pretensje do swoich rodziców, sprawy przyjmują nieoczekiwany obrót. Spodziewalibyśmy się też najpewniej stopniowego wychodzenia na jaw kolejnych niewygodnych dla Małysów faktów, które uzmysłowiłyby, w jakim zakłamaniu żyli przez lata. To się jednak nie dzieje, a przynajmniej nie do końca.

Zaczynamy patrzeć jakoś inaczej na każdego z bohaterów. Dostrzegamy szczegóły, których wcześniej nie widzieliśmy. Rodzą się kolejne pytania, niektóre bardzo niewygodne. Jednym z nich jest to, dlaczego młody mężczyzna wykorzystuje osobiste informacje i bardzo intymne fakty z życiorysu rodziny. Czy chce utorować sobie drogę do świetlanej kariery i wykorzystuje do tego wszelkie możliwe sposoby? A może chce tylko na chwilę zaistnieć w blasku fleszy? Tak, sztuka może przynieść wyzwolenie. Gdzie są jednak jej granice i czy kiedy w tle pojawia się chęć osiągnięcia wymiernych zysków, chodzi tylko o prawdę? Rozumiemy, że Marcin Małys mógł milczeć przez lata, ponieważ to co chciał powiedzieć, było dla niego zbyt bolesne. Odwaga niekiedy wymaga czasu. Współczujemy mu, kiedy staje się zagubionym, małym chłopcem szukającym ukojenia w ramionach mamy. Ale możemy też czuć konsternację, gdy wielokrotnie, zupełnie jawnie, przyznaje, że chce osiągnąć sukces. Kluczowe w tym kontekście są ostatnie sceny spektaklu.

Gdzieś w międzyczasie zaczynamy odczuwać litość wobec jego matki - antypatycznej, wywyższającej się nad innymi elegantki, która, marząc o dobrobycie, stworzyła sobie złotą klatkę. W chwili zupełnej rezygnacji, widzimy wszystkie jej słabości. Ojciec artysty jawi się jako zdezorientowany frustrat, który nigdy nie stał się osobą przygotowaną na to, by zostać rodzicem. Metodą spełniania rodzicielskich powinności były pieniądze. Przyglądamy się też zdystansowanej do wszystkich siostrze. I choć tak z pozoru różni, wszyscy członkowie tej rodziny są w jakimś stopniu do siebie podobni. Czy więc największą karą dla rodziców jest niekiedy właśnie to, że dzieci się do nich upodabniają?

Justyna Żarczyńska

  • Taśmy rodzinne, reż. Piotr Pacześniak
  • Teatr Polski
  • 20.04

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023