Skąd pomysł, żeby tym razem Ciocia Jadzia odwiedziła miejsce, o którym na co dzień boimy się nawet myśleć - onkologiczny oddział dziecięcy?
Sytuacje graniczne są szansą na obnażenie prawdy o nas samych. Potrzeba tu konkretnego kontekstu, a nie wydumanej teorii. Ale takiej prawdy często się boimy, ponieważ ujawnia ona nasze słabości i nieprzygotowanie...
Kiedy jako nastolatka straciłam ukochaną mamę (z powodu nowotworu właśnie) i zostałam całkiem sama w wielkim, pustym domu, nagle wszyscy zniknęli: ciocie, wujkowie, babcie, dziadkowie, koledzy i koleżanki. Dlaczego? Bo ani dorośli, ani dzieci, nie wiedzą, jak się zachować w obliczu takich zdarzeń. Tego niestety nie uczy się nas w szkołach. Wkuwamy daty, nazwiska i wzory, które potem łatwo zapominamy, ponieważ nie mają nic wspólnego z naszymi osobistymi doświadczeniami. Musiałam zatem radzić sobie nie tylko z żałobą, ale i dojmującą samotnością. Dzisiaj wiem, że rodziny, w których dzieci zmagają się z chorobą nowotworową, bardzo często doświadczają tego samego.
I tym właśnie zajmuje się Ciocia Jadzia, która niczego się nie boi i zawsze potrafi być sobą. Jadzia przynosi na szpitalny oddział uśmiech i życie, ale jednocześnie nie bagatelizuje problemu choroby i nie udaje, że jej nie ma. Patrzy, słucha i obserwuje. Zaprzyjaźnia się z dziećmi i uczy rodziców, jak nie obciążać małego pacjenta własnym strachem (zrozumiałym). Początki nie są łatwe, bo kto zna Ciocię Jadzię, wie, że jest bardzo antysystemowa. Ale tylko tacy ludzie mogą coś zmienić. I rzeczywiście, Jadzia, wprowadza prawdziwą rewolucję na oddziale onkologicznym dla dzieci.
No właśnie, w Przylądku Dobrej Nadziei Ciocia Jadzia szybko zjednuje sobie dzieci, okazuje się jednak, że największego pocieszenia i wsparcia mogą potrzebować rodzice - jak na przykład mama Antka, która patrzy na Ciocię Jadzię z oburzeniem: ""Przecież pani jest zdrowa!"", a potem siedzi przy synku skulona, jakby to ona była chora i jakby to ją coś bolało...
Och, z dziećmi zawsze jest łatwiej. Rodzice - to jest wyzwanie! Bo dorośli są bardzo oceniający i mylą pogodę ducha z brakiem powagi. Mama Antka była wręcz oburzona, że na oddział można wejść z uśmiechem na twarzy. Przecież jej synek, Antek, był ciężko chory. Tak, był. I tym bardziej potrzebował uśmiechu... Mama Antka musiała oswoić swój strach, żeby to zrozumieć.
Chore dzieci spędzają w szpitalu mnóstwo czasu. Zawiązują się tu różne sympatie i antypatie. Są lepsze i gorsze dni, pojawia się nawet pewna rutyna - jak w zwykłym życiu. Oczywiście, każdy chce wrócić do domu i na podwórko, ale póki co, to szpital jest podwórkiem i domem. Dlatego ciocia Jadzia, z właściwym sobie poczuciem humoru, tak bardzo dba, żeby szpitalna rzeczywistość przypominała tęą sprzed choroby. Żeby było pięknie, a nie tylko sterylnie, żeby mówiło się o słońcu, lesie i planach na przyszłość, a nie tylko o dolegliwościach, żeby tworzyć - malować, szyć, śpiewać (bo twórczość to wspaniały lek!), ale przede wszystkim - rozmawiać.
Czy przygotowując się do pisania, sama była Pani wolontariuszką?
Do napisania tej części Cioci Jadzi przygotowywałam się dwa lata. Poznałam w tym czasie chore dzieci i ich rodziców, odwiedziłam oddziały onkologiczne. Bohaterowie książki to dzieci, które poznałam osobiście. Niestety niektórych z nich już wśród nas nie ma. Opowiedziane historie również odnoszą się do realnych wydarzeń. Pisanie książki to była ciężka praca na emocjach. Teraz, gdy o tym mówię, też się wzruszam. Bardzo dużo się w tym czasie nauczyłam, przede wszystkim od dzieci, które potrafią zaakceptować rzeczy takimi, jakie są. To rodzic szaleje. Dziecko akceptuje. A Ciocia Jadzia? Ona lawiruje między dzieckiem, które choć słabe, to marzy o zabawie, rodzicem, który w swoim przerażeniu zupełnie o niej zapomina, a personelem medycznym - który żyje w jeszcze innym, dość nieprzemakalnym, świecie zasad, norm i procedur. To jest naprawdę niezła gimnastyka!
Czy Pelagia Rzepa, pomysłowa i ekscentryczna dietetyczka, która wnosi tyle kolorów na oddział onkologiczny - także istnieje naprawdę?
Oczywiście! Pelagia Rzepa to najlepsza przyjaciółka Cioci Jadzi! Znaleźć ją można w każdej części serii, ale najbardziej cieszę się z tego, że znalazła się w moim życiu. Ach, o ileż byłoby ono uboższe bez przytomnej Peli! Ale myślę, nieskromnie zresztą, że życie Pelagii bez szurniętej Jadźki też byłoby niepełne. Znamy się z Pelagią od dawna i na wylot, ale nigdy się ze sobą nie nudzimy. Pelagia zna moje wady, a ja jej, ale skupiamy się na swoich zaletach. Z nikim tak dobrze się nie bawię. Taka przyjaźń to wielki skarb. I cudowne uczucie - jak wygranie miliona dolarów!
Już 1 września będzie szansa zobaczenia w akcji i Cioci Jadzi, i Pelagii Rzepy! Tegoroczny Festiwal Cioci Jadzi będzie też mocno związany z tematyką najnowszej książki.
Tak, będę miała ogromny zaszczyt rozpocząć tego dnia Miesiąc Świadomości Chorób Nowotworowych u Dzieci. Z tej okazji Ciocia Jadzia i Pelagia Rzepa zaprosiły wspaniałych gości - dzieci z książki, ich rodziców, wolontariuszy z oddziałów onkologicznych z Poznania i Warszawy, Kasię Stoparczyk, która poprowadzi z nimi rozmowy, i wielu innych... Oprócz tego planujemy mnóstwo rozmów i mądrej zabawy - będziemy oswajać z trudnymi tematami w stylu Cioci Jadzi. Kto był na zeszłorocznym festiwalu wie, że to nie będzie zwyczajne wydarzenie.
Program wydarzenia:
- g. 12.30 - Praktyki lekarskie. Tor przeszkód osobistych
- g. 13.30 - Autografy, wypisy od ręki. Ciocia Jadzia podpisuje książki w plenerowej Księgarni z Bajki
- g. 14.30 - Łagodny dyżur. Kurs na dyplomowanego empatę, prowadzi Zenek Pieluszka
- g. 15.30 - Wywiad medyczny. Rozmowa o doświadczeniach z oddziału, prowadzi Kasia Stoparczyk
- g. 16.45 - Układ współczulny. Dynamika pamięci, głuchy telefon w ruchu
- g. 17.30 - Konstulacje terapeutyczne. Ciocia Jadzia radzi jak radzić sobie z dobrymi radami
Rozmawiała Izabela Zagdan
- Festiwal Cioci Jadzi
- 1.09, od g. 12
- Stary Rynek
- wstęp wolny
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024