Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Sto lat o przyszłości

Kamienica, w której mieści się Teatr Nowy, ma długą artystyczną historię, sięgającą pierwszej dekady XX wieku. Już wtedy działały tam scena widowiskowa i kabaret. Dziś Teatr Nowy kończy jubileuszowy sezon stulecia, o którym opowiada jego dyrektor, Piotr Kruszczyński.

Ubrany na czarno mężczyzna w średnim wieku pozuje na tle betonowej ściany stojąc. - grafika artykułu
Piotr Kruszczyński, fot. materiały prasowe

6 lipca 1923 roku Teatr Nowy - tu uwaga! - imienia Heleny Modrzejewskiej zdobył koncesję. Wy jednak jubileusz stulecia świętujecie w innym terminie.

Sięgamy pamięcią do premierowego spektaklu wystawionego w tym budynku. Był to Przechodzień Bogdana Katerwy. Pierwszy pokaz odbył się 14 września 1923 roku. W naszym archiwum zachował się i tu, w moim gabinecie, do dziś wisi plakat zapraszający na to przedstawienie z datą 15 września. Wtedy właśnie będziemy świętować.

Czyli nie przywiązujecie się nadmiernie do dat?

Dla nas, dziś, istotniejszy jest i tak rok 1973, kiedy to - również w okresie wakacyjnym, dokładnie 10 sierpnia - uchwałą Prezydium Rady Narodowej Miasta Poznania nastąpiło usankcjonowanie dyrekcji Izabelli Cywińskiej. To był moment usamodzielnienia się Teatru Nowego po długim i trudnym czasie funkcjonowania w ramach Państwowych Teatrów Dramatycznych, czyli kilku scen połączonych w jeden organizm, działający ku chwale socjalistycznej ojczyzny.

To po co te jubileusze?

Żyjemy w tak dynamicznych czasach, że jutro moglibyśmy właściwie świętować już dwustulecie, przy okazji zastanawiając się nieustannie nad rolą teatru; jakie tematy powinniśmy podejmować w związku z zawrotnym tempem przemian, dotyczących choćby form komunikacji. Bo przecież narzędzia komunikacyjne teatru są dość tradycyjne i dziś można by mieć wątpliwość, czy ludzie chcą tę tradycję podtrzymywać. Na szczęście mogę donieść z ulgą, że na razie, jak się okazuje, chcą.

Też mam takie wrażenie, bo chyba na brak widowni nie możecie narzekać. Oddalając więc wieloletnią perspektywę, a zostając w temacie przemian, zapytam o zmiany w Teatrze Nowym. Mam wrażenie, że dwaj ostatni dyrektorzy, poza aktywnością artystyczną, zostawiali swój stempel na budynku w formie kolejnych konstrukcji.

Tak, każdy z moich znakomitych poprzedników był po trosze budowniczym. Za czasów Eugeniusza Korina powstała Scena Nowa, Janusz Wiśniewski zaadaptował jedno z pomieszczeń na Trzecią Scenę. Teraz, dzięki środkom otrzymanym z Urzędu Marszałkowskiego, trwa przebudowa wejść na obie te sceny. Chcemy uporządkować strefy, które służą naszym widzom, i cały teren placu za teatrem. Będą nowe szatnie, niewielki bufet, winda dla osób z niepełnosprawnościami. Zdecydowaliśmy się na to, bo okazało się, że przebudowa z przełomu XX i XXI wieku została wykonana nie do końca rzetelnie i grunt pod budynkiem po prostu zaczął się osuwać. Elewacja teatru, wraz z pękającą ścianą i odchodzącymi od niej schodami, pomału przemieszczały się w stronę ulicy Krasińskiego. W pewnym momencie stało się to na tyle niebezpieczne, że wspólnie z Urzędem Marszałkowskim uznaliśmy remont za sprawę nadzwyczaj pilną. Przy okazji, oczywiście, te przestrzenie zyskają trochę współczesnego "sznytu". Jestem pewien, że efekt tych zmian będzie dla widzów atrakcyjny i znacząco podniesie komfort przebywania w teatrze w przyszłym sezonie.

W takim razie: jak podsumować ten sezon?

Od czterech lat, zbliżających nas do jubileuszu stulecia, staraliśmy się budować repertuar w taki sposób, by przede wszystkim pokazać siłę zespołu. Po 12 latach mojej dyrekcji uważam, że nabrał on wyrazistego kształtu - bardzo ciekawego, twórczego połączenia młodości i doświadczenia. To działa. Cieszę się, że dziś mamy tu taki team, który nawiązuje do złotych czasów Izabelli Cywińskiej czy dyrekcji Eugeniusza Korina. Mówiło się wtedy, że siłą Nowego jest wspólnota, że Nowy ma moc łączenia pokoleń i na scenie, i na widowni. Nasz teatr budzi też zaufanie twórców. Tu się po prostu dobrze pracuje, nie tylko z zespołem artystycznym, ale też z  całą ekipą techniczną i administracyjną. Rzecz, która artystycznie szczególnie udała się w tych ostatnich sezonach, to idea przypominania o tytułach spektakli ważnych w dziejach naszego teatru. Wracaliśmy do nich w formie remake'ów, czyli nowych reżyserskich interpretacji tekstów, które szczególnie zapisały się w pamięci widzów Nowego. Sprawdzaliśmy, co mogą znaczyć dziś, jak opisują naszą rzeczywistość. Przykładem mogą być Czerwone nosy w reżyserii Jana Klaty, jeden z naszych hitów, operujący rzecz jasna zupełnie inną konwencją niż równie znakomity spektakl Eugeniusza Korina z 1993 roku. Nawiązaniem do dawnego repertuaru były też: Matka Witkacego, Wróg ludu Ibsena czy Siostry! według Trzech sióstr Czechowa, a w kończącym się właśnie sezonie - Wesele Wyspiańskiego w inscenizacji Mikołaja Grabowskiego.

Co zatem jeszcze przed nami?

Już teraz mogę powiedzieć, że planujemy ten jubileuszowy rok zakończyć inscenizacją znanego amerykańskiego tekstu w reżyserii Mai Kleczewskiej. Będzie to powrót do jednego ze znaczących, kultowych tytułów z czasów poprzednich dyrekcji, choć na razie jeszcze go nie zdradzę. Czeka nas też ciekawy debiut, bo pierwszy raz w Teatrze Nowym reżyserować będzie bardzo utalentowany Michał Telega. Pokaże swoją wizję Powrotu Odysa Wyspiańskiego. Od kwietnia pracujemy nad premierą jubileuszową, która uświetni wrześniową galę stulecia: zaprosiłem Jana Klatę do zainscenizowania Snu nocy letniej Shakespeare'a. Mamy więc przed sobą trzy znaczące jesienno-zimowe wydarzenia - Klata, Telega, Kleczewska... Tercet znakomity, zapraszam!

Rozmawiała Agnieszka Nawrocka

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023