Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Poza zasadą przyjemności

- Wydaje mi się, że w tym momencie nie jestem jeszcze publiczną personą funkcjonującą na zasadzie "muszę mieć Czyszczonia w swojej kolekcji". I może dobrze, bo ci, którzy zdecydowali się na zakup moich prac, rzeczywiście chcieli posiadać konkretne obrazy. Dostrzegli w nich coś, z czym chcieli obcować, przebywać, co sprawia im przyjemność - mówi Jakub Czyszczoń*, artysta wizualny. Niedawno ukazała się jego monografia.

. - grafika artykułu
Jakub Czyszczoń, praca z wystawy "Scyzoryk zamiast alfabetu", fot. z archiwum galerii Stereo, Warszawa

Przez to, że często spotykam Cię na koncertach muzycznych, kojarzę Cię jako osobę, która dużo słucha muzyki i jest melomanem. Czy korzystasz z niej również przy tworzeniu, czy wymaga ono jednak dużego skupienia i wolisz pracować w ciszy?

Muzyka jest dla mnie bardzo ważną, zmysłową częścią życia. Nie wyobrażam sobie codzienności bez muzyki. Oczywiście przychodzą takie momenty, gdy ważna staje się cisza. Co prawda zdarza mi się w niej pracować, ale muzyka raczej stale mi towarzyszy i stała się prawie że nieodzowną, a na pewno bardzo ważną częścią procesu twórczego.

Czy stawiasz na muzykę tła, czy taką, która Cię absorbuje - i jest potrzebna, by stworzyć niektóre prace? A ktoś inny potraktowałby taką angażującą muzykę jako coś wykluczającego inne czynności niż jej słuchanie?

Będzie jej słuchał, aby ją kontemplować? Myślę, że takie sytuacje wcale się jednak nie wykluczają. Mam co prawda albumy, których słucham, aby je chłonąć i wsłuchiwać się w detale. Niemniej proces słuchania przy pracy jest jednak trochę inny. Uwaga staje się bardziej rozproszona, a muzyka działa podprogowo, przez co aktywniejsza jest towarzysząca jej atmosfera. Myślę, że właśnie dlatego takie słuchanie towarzyszy nam przy różnych aktywnościach.

Czy za pomocą muzyki próbujesz też sterować swoimi emocjami - tak jak w Blade Runnerze Philipa K. Dicka Rick Deckard i jego żona programowali uczucia, stosując w tym celu różne środki chemiczne? Czy masz patent typu "teraz chcę stworzyć taki a taki obraz, więc przyda mi się do tego taka a taka muzyka"?

Na pewno istnieją takie przepisy chemiczne albo alchemiczne, bo jednak dotyczy to pewnego procesu przemiany. Oczywiście - można sobą w dosyć łatwy sposób "sterować" za pomocą muzyki - wystarczy, że wybierze się taką, która ma wysokie tempo i w naturalny sposób przyspieszy naszą pracę. Stąd mówi się o "stymulowaniu się", albo "spowalnianiu", czy "odklejaniu". Byłbym w stanie odtworzyć różne "przepisy", ale ich nie stosuję. Praca odbywa się u mnie raczej intuicyjnie.

Czy w kontekście osiągania różnego tempa - powiedziałbyś o sobie, że jesteś artystą "zapieprzającym" z robotą?

Bardzo długo myślałem w ten sposób i zmierzałem do tego, aby być artystą, który zapieprza. Obrazy zresztą właśnie tego czasami potrzebują. Jest tak, kiedy pracuje się z większą skalą, wtedy płótno samo wymusza taki sposób pracy.

Z czasem zacząłem jednak dostrzegać, że nie wszystko się udaje, kiedy powstaje w napięciu. Wobec reżimu pracy trzeba umieć się również zrelaksować, choć może nie jest to zbyt trafne słowo. Bo nie chodzi o to, aby było przyjemnie. Przy malarstwie powinno się uchylić kategorie przyjemności i nieprzyjemności, zaprzestać myślenia w taki sposób. Wydaje mi się, że w przypadku tego medium trzeba potrafić się w nim również zgubić - i mam tu na myśli nie metafizykę lecz własne rutyny pracy i nawyki, wydeptane ścieżki. Podobnie jest w sytuacji, gdy wychodzisz na spacer i nagle decydujesz, że wejdziesz w uliczkę, w której nigdy dotąd nie byłeś. Robert Walser użył takiego określenia: "wejście na okrężne drogi".

Czy lubisz doprowadzić się do skrajnego wycieńczenia w pracowni, gdy spędza się w niej cały dzień, a wieczorem endorfiny nasycają ciało?

Tak, zdarza mi się to, i uważam, że są to ważne doświadczenia. To wyjątkowo odkrywcze momenty. W trakcie pracy wpada się w stan zupełnie odmienny od tego, który towarzyszy nam w codziennym, prozaicznym życiu. Dzieją się wtedy rzeczy, jakich nie jesteśmy w stanie sobie zwyczajnie zaprogramować.

Czy tylko galeria Stereo sprzedaje Twoje prace, czy robisz to również osobiście?

Obecnie jestem związany z dwiema galeriami, w tym ze Stereo. Nasza współpraca polega na tym, że to oni zajmują się sprzedażą prac. Jest to pewnego rodzaju umowa honorowa - dzielimy się swoją pracą. Jeśli zdarzyłoby się, że sam sprzedałbym swoją pracę, to podzieliłbym się nią z galerią. Działa to też w drugą stronę.

Pytam, bo kusi mnie zadanie trochę niepoważnego pytania, mianowicie: czy zdarzyło Ci się, że ktoś na przykład kupił sobie w Bodzio granatową kanapę i powiedział Ci: "Panie Jakubie, może ma pan jakiś błękicik?" bądź "No panie Jakubie, ta ultramarynka będzie mi tak dobrze pasować do salonu, że muszę ją mieć".

Nie jestem w stanie przywołać sobie takich zdarzeń - ale jestem przekonany, że coś podobnego mogło mieć miejsce, bo ludzie myślą właśnie takimi kategoriami. O ile jednak taka sytuacja nie będzie wyjątkowo absurdalna bądź idiotyczna, to ja się nie będę obrażał, że ktoś się kieruje tym, czy mój obraz pasuje mu do kanapy, czy nie.

Jacy ludzie do Ciebie trafiali w przypadku sprzedaży bezpośredniej? Czy chcieli mieć jakąś Twoją pracę, czy odkryli konkretny obraz i go "potrzebowali"?

Wydaje mi się, że w tym momencie nie jestem jeszcze publiczną personą funkcjonującą na zasadzie "muszę mieć Czyszczonia w swojej kolekcji". I może dobrze, bo ci, którzy zdecydowali się na zakup moich prac, rzeczywiście chcieli posiadać konkretne obrazy. Dostrzegli w nich coś, z czym chcieli obcować, przebywać, co sprawia im przyjemność.

Czy przy różnych okazjach, na przykład podczas wystaw w galerii, zwiedzający opowiadali Ci o emocjach i refleksjach, które wywoływały Twoje obrazy?

Tak - a są to często bardzo zaskakujące historie. Można zorientować się w takich sytuacjach, jak bardzo subiektywny jest odbiór tej formy sztuki, jak różnie ludzie o niej myślą. Było to dla mnie niejednokrotnie coś zupełnie "nie do pomyślenia", kiedy ja miałem odmienne przemyślenia w trakcie procesu powstawania prac, bądź zaraz po ich ukończeniu, - niż te, które zdradzali mi ich odbiorcy.

W jakim momencie kariery artystycznej wyszła monografia o Twojej twórczości? Czy jest to chwilę przed tym, nim pojawią się ludzie, co będą chcieli posiadać w kolekcji Czyszczonia?

Myślę, że już dojrzałem do tego momentu i jestem gotowy! Ale staram się o tym nie myśleć, nie próbuję przewidywać przyszłości pod tym względem.

Nie powiedziałbym zresztą, że praca nad tą książką zastała mnie w jakimś szczególnym momencie życiowym. Rozpoczęliśmy ją jeszcze przed pandemią - i ta sytuacja miała duży wpływ na wydłużenie całego procesu, który trwał ponad rok. Potem się jednak okazało, że wypadło to na korzyść publikacji, bo powstawała ona własnym, spokojnym tempem. Było to też wyjątkowo przyjemne zajęcie, choć związane z wieloma trudnymi decyzjami i kompromisami.

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

*Jakub Czyszczoń - artysta wizualny, autor prac malarskich, instalacji oraz obiektów. Doktorant Interdyscyplinarnych Studiów Doktoranckich na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu (2020). Absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu (2008). Stypendysta MKiDN programu Młoda Polska (2018). Rezydent 18th Street Art Centre, Santa Monica, Los Angeles, Kalifornia (2012-2013).

  • Jakub Czyszczoń, Jakub Czyszczoń - Monografia
  • wyd. Galeria Stereo i Ermes-Ermes

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021