Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Dłonie są naszym drugim mózgiem

- Bywa tak, że dłonie pokażą więcej, niż artysta by chciał, i to jest doświadczenie piękne, niezwykłe, ale czasami trzeba jednak jakoś się dotrzeć - szkicami i próbami - mówi Gabriela Gorączko*, współautorka i ilustratorka ksiażki Leśna Sprawa, wyróżnionej przez Polską Sekcję IBBY.

. - grafika artykułu
Gabriela Gorączko, "Bieszczadzkie żubry", fot. materiały ilustratorki

Chyba niełatwo jest zostać ilustratorką książek dla dzieci - patrząc na różne fora tematyczne, można zauważyć, że dla wielu grafików i ilustratorów to wciąż niezrealizowane marzenie. W jaki sposób Pani zaczęła swoją przygodę?

Do niedawna też byłam jedną z takich poszukiwaczek. Zacznę od tego, że ilustracja, projektowanie książek oraz introligatorstwo interesowały mnie od liceum. Nie jest łatwo przebić się w tych dziedzinach, bo obecnie grafików z takimi specjalizacjami jest sporo. Jednak mi się udało. Latami pracowałam nad dobrą kreską, a w międzyczasie uczyłam się designu, brandingu, na wszelki wypadek, żeby mieć jakąś alternatywę. Książka Leśna sprawa  to projekt, który wyszedł właściwie zupełnie naturalnie. Nie miałam jakiegoś szczególnego parcia, książka sobie powstawała, a ja myślałam, że fajnie by było, jakby finalnie poszła w świat. Bardzo w nią wierzyłam. Jak się okazało - słusznie. Mam nadzieję, że otworzy mi drogę do kolejnych ciekawych projektów. 

Czy Leśna sprawa powstała z Pani inicjatywy? W jaki sposób do projektu dołączyli Tomasz Kędra (autor historii) i Wydawnictwo Wolno?

Gdy poznałam Tomasza, jego osobowość i temperament, gdy usłyszałam, w jaki sposób się wypowiada, to zaświtała mi w głowie możliwość stworzenia wspólnej książki, o której marzyłam już jakiś czas. Zaproponowałam mu, żeby napisał bajkę/opowieść. Jakimś cudem się zgodził! Miałam wizję książki z przesłaniem, które będzie wiele dla nas znaczyć, i Tomek idealnie się w to wpasował. Kiedy przysłał mi materiał, zabrałam się do rysowania. Można więc powiedzieć, że jest to nasz wspólnie zainicjowany projekt. Po ukończeniu i zszyciu gotowego materiału zrobiłam zdjęcia i dokumentację, a następnie wysłałam do wydawnictw. Po kilku miesiącach dostałam odzew od Wydawnictwa Wolno.

Czy od początku miała być to opowieść w duchu ekologicznym? Czy taki zamysł był wynikiem wspólnych rozmów, burzy mózgów?

W zasadzie to Tomek wspomniał tylko, że będzie to bitwa borsuków z bobrami. Nie musiałam mu nic sugerować. Wiedziałam, że to będzie opowieść z przesłaniem i w duchu eko, bo sam autor taki jest. Tak samo jak on dał mi wolność w rysowaniu, tak ja się nie mieszałam do opowieści, przeczuwałam zresztą, że będzie w pełni "nasza".

Pozostając w temacie samych ilustracji - wyglądają jak bardzo staranne rysunki, wykonane całkowicie analogowo. Gdyby ktoś podsunął mi Leśną sprawę i powiedział, że została wydana 40-50 lat temu, to uwierzyłabym bez wątpienia! Co jest oczywiście komplementem. W jaki sposób, technicznie, powstawały te rysunki i skąd taki wybór?

Bardzo dziękuję za komplement. Ma Pani rację; ilustracje od początku rysowałam ręcznie. Później były skanowane. Właściwie niewiele w nich przerabiałam, jedynie czyściłam jakieś drobne zabrudzenia. Początkowo podjęłam się zrobienia ilustracji wektorowej, ale szybko się przekonałam, że nie jest to dobry kierunek. Ta opowieść potrzebowała szczególnej uwagi i zgłębienia tematu. Stwierdziłam, że skoro autor sięga do historii, to warto, by ilustracje również miały swój klimat retro. Nie da się też ukryć, że za pracami odręcznymi kryje się dużo uroku. Świadomość, że istnieją gdzieś rysunkowe oryginały z książki, nadaje im, w moim odczuciu, pewnej szlachetności. Żyjemy w czasach pośpiechu i zaobserwowałam, że ilustracje też są coraz mniej staranne i widać po nich, że powstają szybko, niedbale. Komputery bardzo ułatwiają ten proces, co oczywiście też czasami nadaje ilustracjom charakter. Ja jednak lubię prace wykonane ręcznie. Dla mnie sam proces ich powstawania jest jak medytacja. W trakcie rysowania całkowicie się wyciszam. Staranność wypracowałam przez lata, ale nie mam też problemu z abstrakcją, ekspresjonizmem i sięganiem do różnych mediów. Każdy projekt wymaga innego podejścia.

Zawsze się zastanawiałam, czy ilustrator od razu "widzi" daną postać, gdy usłyszy jej imię lub wstępny opis? Pytam, bo w Leśnej sprawie szczególnie dwaj bohaterowie są charakterystyczni - Borsuk Sławosław III Ślepy herbu Żółta Skolopendra oraz Bóbr Tuhaj-bej. Jestem ciekawa, jak to z nimi było, czy łatwo jest sobie wyobrazić takie indywidua?

Nie chcę tu odpowiadać za wszystkich ilustratorów, ale mi samej przychodzi to w miarę szybko. Zazwyczaj od razu "widzę" te charaktery. Mam bujną wyobraźnię, ale problem polega na tym, że dłonie są naszym drugim mózgiem i czasami trzeba poświęcić trochę czasu, żeby oba te przekaźniki się dogadały. Bywa tak, że dłonie pokażą więcej, niż artysta by chciał, i to jest doświadczenie piękne, niezwykłe, ale czasami trzeba jednak jakoś się dotrzeć - szkicami i próbami. W przypadku Sławosława i Tuhaj-beja widziałam od razu ich szalony wygląd, ale nie tak szybko ich uchwyciłam. Musiałam naprodukować trochę tych szkiców, zanim ukazali mi się w całości.

A czy np. kolory ich zapasek lub wzory są też symboliczne, zainspirowane konkretnymi wzorami z folkloru?

Może nie są to symbole dosłowne, ale szata bobra jest inspirowana szatami królewskimi, które często były dekorowane florystycznymi motywami, natomiast borsukowi, jak na szamana z lasu przystało, przymocowałam wdzianko w motywy leśne. Raczej są to symbole zainspirowane roślinami w folkowym charakterze.

Ci, którzy czują niedosyt po Leśnej sprawie, mogą odnaleźć Pani prace na stronie booku.pl, gdzie zamieszcza Pani sporo pięknych przedmiotów w duchu neofolku. Na horyzoncie widać także nowy projekt stworzony ponownie we współpracy z Wydawnictwem Wolno. Czy opowie Pani o nim coś więcej?

Miałam przyjemność wykonać ilustracje do pięknego tekstu Jerzego Ficowskiego pt. Bylejaczek. Jest to opowieść o niesfornym chłopcu, który wszystko robi byle jak lub na opak. Wymagania jego mamy sprawiają, że wyrusza w podróż do lasu, by tam zostać wreszcie docenionym i stać się królem zwierząt. Niektóre ważne wątki z książki zostały "poukrywane" w ilustracjach. Nie są dosłowne, ale dają do myślenia - nie tylko najmłodszym.

Pani prace w folkowym duchu wspierają także najróżniejsze organizacje i inicjatywy charytatywne. We Wrocławiu odbyła się nawet ostatnio wystawa Zdrowie kobiet - wszystkie grafiki zachęcają do badań i robią to w sposób zupełnie niesztampowy.

Zacznę od tego, że poprzez sprzedaż swoich grafik na stronie booku.pl wspieram fundacje poświęcone kobietom, ale również fundacje wspierające niewidomych oraz Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. Z kolei wystawa Zdrowie kobiet była jednym z moich piękniejszych doświadczeń. Dzięki temu, że została zaprezentowana w miejscu publicznym (na ul. Szewskiej), każdy przechodzień mógł zawiesić na niej oko. Wiele osób udostępniało relacje na swoich mediach społecznościowych, szerząc misję, jaką jest dbanie o zdrowie i zachęcanie do regularnych badań. Zwłaszcza że chodziło także o zdrowie psychiczne, nad którym trzeba równie wytrwale pracować. Obserwując kobiety, myślę, że są naprawdę silne i wiele potrafią znieść. Najgorsze, co można zrobić, to się poddać i przestać dbać o siebie i własne cele. Dlatego przez tę wystawę chciałam pokazać różne perspektywy opiekowania się sobą i kobietami ze swojego otoczenia. Czy to z rodziny, czy znajomymi, czy zupełnie obcymi osobami.

Rozmawiała Izabela Zagdan

  • Gabriela Gorączko i Tomasz Kędra, Leśna sprawa
  • Wydawnictwo Wolno

*Gabriela Gorączko - ilustratorka i graficzka. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu. Uczestniczyła w wystawach międzynarodowych, m.in. w USA, Japonii, Iranie, Słowacji, Chinach. Leśna sprawa jest jej książkowym debiutem, wyróżnionym przez Polską Sekcję IBBY w kategorii "Książka Roku 2020: Wyróżnienie graficzne".

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021