KWADRATURA PŁYTY. Krzyki, szumy i pioruny

To z pewnością jedno z fonograficznych wydarzeń jesieni, a może i całego roku. Trio RGG oraz Robert Więckiewicz wydali płytę odwołującą się do twórczości Stanisława Lema. Od dawna można było marzyć, że ten materiał ukaże się na krążku - przecież już od kilku lat artyści prezentują go na żywo w różnych częściach kraju. A jednak mamy tu do czynienia z dziełem tak eterycznym, zmiennym i do tego na żywo improwizowanym, że trudno było mieć pewność czy owo marzenie się spełni. Na szczęście płyta jest i wykracza daleko poza stereotypowe połączenia słowa i muzyki.
Całość składa się z czterech kilkunastominutowych utworów (jedynie ostatni jest nieco krótszy). Więckiewicz recytuje - choć lepiej byłoby powiedzieć: opowiada - wybrane fragmenty "Solaris" Lema, a trzej instrumentaliści, pozostający z nim w nieustającym dialogu, współtworzą nie tylko nastrój, ale wręcz warstwę narracyjną dzieła.
Słuchacze znający twórczość Krzysztofa Gradziuka, Macieja Garbowskiego i Łukasz Ojdany - a więc tria RGG - wiedzą, że nie należy się po nim spodziewać standardowego jazzowego grania i miłych dla ucha melodii. To muzyka eksperymentu, może niepokoju, z całą pewnością otwierająca nowe przestrzenie brzmieniowe, prowadząca odbiorcę do świata nieoczywistych dźwięków i pobudzająca jego wyobraźnię. Trudno wyobrazić sobie lepszych wykonawców (myślę o całym kwartecie) do zrealizowania tak świetnej, wybitnej płyty. Dodajmy, że wybór twórczości Lema jako źródła albumu również nie jest dziełem przypadku, wszak członkowie RGG nagrali już płytę inspirowaną jego dziełami. Polecam zdecydowanie!
- RGG & Robert Więckiewicz, "Planet Lem" (Music Corner)
Ależ to buja! Ależ to ma groove! Nowa płyta poznańskiego kwartetu Steve Martins ukazała się co prawda już jakiś czas temu, nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by pozachwycać się nią również dziś. Zwłaszcza, że przynosi mnóstwo świetnych utworów, choć to zaledwie niewiele ponad pół godziny muzyki.
Minęły dwa lata od wydania poprzedniej, debiutanckiej płyty zespołu. Specjaliści od marketingu zdaje się nadal przekonują, że muzyka gitarowa, muzyka rockowa jest w odwrocie, członkowie grupy najwyraźniej nie przejmują się tego typu opiniami czy prognozami. W składzie zespołu zaszła w tym czasie zmiana na pozycji gitarzysty basowego - poza tym skład jest niezmienny - zwiastując chyba nieco mocniejsze, na pewno bardziej dosadne i pobudzające granie. Płyta, podobnie jak debiut, wydana została nakładem (przepraszam za wyrażenie) kultowej oficyny Antena Krzyku, co potwierdza i klasę i estetyczne wybory grupy. Wyraźnie słychać, że członkowie zespołu grają to, co naprawdę czują i co sprawia im ogromną frajdę. Co nie najmniej ważne: ta frajda udziela się z pewnością również słuchaczom, którzy gustują w gitarowym graniu o alternatywnym odcieniu. Mamy tu porządne riffy, świetne współbrzmienie instrumentalistów, dobre kompozycje, w których nie brakuje atrakcyjnych (czytaj: niegłupich) melodii. Całość repertuaru zaśpiewana jest po angielsku - i to również nie snobizm, a raczej znak czasów. A może i szansa, by być dostrzeżonym czy usłyszanym gdzieś poza Polską? Oby się udało!
- Steve Martins, "Drawing" (Antena Krzyku)
Niezwykła jest tegoroczna fonograficzna aktywność Bartłomieja Olesia. Otrzymujemy oto jego drugą i trzecią płytę wydane w ostatnich miesiącach - i, co charakterystyczne, na żadnej z nich nie prezentuje się jako jazzowy (czy jakikolwiek inny) perkusista. Co najważniejsze, oba nowe krążki po raz kolejny dowodzą jego niepospolitych talentów, zarówno jako kompozytora, jak i wykonawcy.
Pierwsza z płyt lokuje go w kręgu fascynujących twórców kameralnej muzyki współczesnej. W programie albumu odnajdujemy trzy kwartety smyczkowe Olesia wykonane przez zespół, któremu lideruje Piotr Steczek. Skrzypek znany z orkiestry Aukso, ale też współpracy z szerokim gronem wybitnych artystów od jazzu po folk, tym razem podjął się wykonania, wraz z kwartetem, premierowego materiału Olesia. Słuchając tej dojrzałej, świetnie poukładanej muzyki - absorbującej ważne dokonania klasyków XX i XXI wieku, a zarazem przetwarzającej je we własną opowieść - trudno uwierzyć, że to pierwsze dokonania kompozytora w tej dziedzinie (choć powstawały partiami w ciągu minionych dwóch dekad). W tej muzyce jest melancholia i nostalgia, a zarazem jakaś radość, pasja opowiadania, choć i formalne eksperymenty.
Druga ze wspomnianych nowych płyt zdaje się łączyć dwie największe dziś fascynacje Bartłomieja Olesia, a zatem współczesną kameralistykę i muzykę elektroniczną. To granie na dwoje artystów, wyrażające ich niezwykłe porozumienie. Oto bowiem kompozytor obsługujący elektroniczne instrumentarium, prowadzi pełen uroku i wyrafinowania dialog z grającą na fortepianie Mirą Opalińską. Nie po raz pierwszy jest ona partnerką muzycznej wyprawy Olesia w nowe muzyczne światy - grała przecież solo jego kompozycje na płycie "Cat's songs". Ich nowy krążek to piękna rozmowa, pełna subtelności i niuansów, z przemyślaną dramaturgią, niespieszna a zarazem przejmująca i bez reszty angażująca słuchacza. Całość wzbogacają subtelnie wplatane nagrania terenowe, które zdają się wyprowadzać tę muzykę z sali koncertowej nad rzekę, nad morze, na ulicę - bo to ich szum brzmi w tle. Zachwycające.
- Bartłomiej Oleś, "String Quartets" - gra Piotr Steczek Quartet (Audio Cave)
- Drumbientone (by Bartłomiej Oleś) feat Mira Opalińska, "Time Diary" (Audio Cave)
Słuchacz tej płyty zadaje sobie pytanie: jak to możliwe, że ten zespół nie jest szerzej znany - albo: nie jest znany tak, jak na to zasługuje? Gdyby chcieć iść tropem lokalnym, można by powiedzieć, że to kolejny świetny zespół potwierdzający to, jak znakomicie ma się mądre gitarowe granie w stolicy Wielkopolski. Wolno jednak mieć wrażenie, że to propozycja zdecydowanie godna szerszego, niż tylko tutejsze, audytorium. Nie zmienia tego nawet (a raczej dodaje całości smaku i wiarygodności) osadzenie części tekstów w poznańskich realiach. Bo czyż nie piękne jest wyśpiewane / wykrzyczane wyznanie: "Niech ta chwila wiecznie trwa / jak remont Kaponiery"?
Wielkie Ilości Piorunów Na Raz (prawda, że poetycka nazwa?) to nowa grupa, rockowe power trio, które pełnymi garściami czerpie z rockowej tradycji, szczególne upodobanie mając w jej alternatywnej, niezależnej formule, choć potrafi zwolnić tempo do niemal balladowego i również sensownie zabrzmieć. Niezłe opanowanie instrumentalnego warsztatu nie przeszkadza zespołowi brzmieć wyraziście w chropowatych tematach.
Nie miejsce tu na szczegółową analizę poszczególnych utworów, ale same tytuły niektórych spośród nich, jak "Kocham cię jak Rosję" (udane, półserio nawiązanie do wiadomego hitu Kobranocki), ironiczna "Piosenka Wszechpolaka" czy "Kochanka Putina" dają wyobrażenie o tym, że skala zainteresowań członków grupy daleka jest od banału. Żywioł, okołopunkowy brud, a zarazem precyzja brzmienia i spójny, ciekawy pomysł na muzykę - to podstawowe elementy grania zespołu. Warto posłuchać!
- Wielkie Ilości Piorunów Na Raz (wyd. własne)
Tomasz Janas
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025
Zobacz również

Znamy laureatów Platynowych Koziołków 2025!

Kultura na weekend

Amadeus i gwiazdy chopinowskiego Olimpu
