Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Wymienne głowy

Ostatnia produkcja Teatru Ewolucji Cienia "Rozpoznani Nierozpoznani" to dla mnie odkrycie tego sezonu. Dobrze jest wciąż móc oglądać spektakle tworzone z myślą o nawiązaniu komunikacji z publicznością, poruszeniu jej i podsunięciu obrazów, które staną się punktem wyjścia do wielu refleksji.

. - grafika artykułu
fot. Dawid Majewski

A te myśli, tuż po przedstawieniu, zaczynają kotłować się w nas tym intensywniej, im więcej czasu mija od zobaczenia "Rozpoznanych Nierozpoznanych". Zachęca do tego jego otwarta forma, wręcz domagająca się od nas uzupełnień opowieści, wypełnienia brakujących w niej treści. Jak sugeruje zresztą tytuł - Wioletta i Sławomir Dadej dokonali własnej interpretacji, tytułowego rozpoznania, na podstawie grupy rzeźbiarskiej Magdaleny Abakanowicz. Zaznaczają przy tym, że starali się kierować tym, co rozpoznali jako oryginalną intencję artystki, antycypującej swoją pracą nieodległą przyszłość.

Przedstawienie składa się ze scen stanowiących wybór wydarzeń kluczowych dla dziejów ludzkości pojętej jako zbiorowość. Określenie "wydarzenia" jest tu trochę niefortunne, bo twórcy sięgają do czasów pierwotnych, punktując takie mechanizmy, jak formowanie się zbiorowości i wykształcanie się struktur hierarchicznych. U ich szczytu najpierw staje czarownik: wykorzystuje w tym celu lęk grupy przed niezrozumiałymi zjawiskami przyrodniczymi, które zdaje się obłaskawiać i kontrolować. Wkrótce zaczyna realnie kontrolować zachowanie członków zbiorowości, posłusznie powtarzających jego gesty.

Dehumanizacja i podporządkowanie

Aktorzy występujący w spektaklu noszą charakterystyczne, płócienne kostiumy, opinające całe ich ciało i przekształcające jego formę w bezgłową sylwetkę przypominającą rzeźby Abakanowicz. Humanoidy głowy dobierają sobie na zasadzie przypadkowości i selekcji - odrzucając te, które nie przypadają im do gustu. Jeśli mają bardziej wyrazistą twarz, to zarazem i władzę. W "Rozpoznani Nierozpoznani" człowiek jest istotą pozbawioną cech charakterystycznych, anonimowym członkiem grupy. W zbiorowości przeżywa swe kolejne dramaty, tracąc co jakiś czas głowę i życie w karze za religijną herezję czy zachłyśnięty fałszywymi ideałami Rewolucji Francuskiej i bolszewickiej (te puentują symboliczne obiekty gilotyny i czerwonych flag). Wraz z rewolucją techniczną zostaje przypisany do taśmy produkcyjnej, stając się ostatecznie trybem maszyny, jakby ostatecznie tracąc swój status życia bio.

Ale to nie koniec. Pod wpływem potężniejszych od niego, obdarzonych głosem humanoidów (w tym przypadku to czarownik i janusowe bóstwo, aktor na szczudłach noszący podwójną głowę Hitlero-Stalina), ten smutny anonim wykonuje kolejne egzekucje, które artyści odgrywają mechanicznie i wielokrotnie, sygnalizując powtarzalność zaprezentowanych przez siebie scenek. Torturowanie innych, zsyłanie ich do obozów koncentracyjnych, a wreszcie zrzucanie na nich bomby atomowej puentuje tę spiralę przemocy, po której ludzkość pogrąża się w epoce konsumpcjonizmu.

Z powrotem w domu z protezami głów

Ten nagły przeskok jest równie wstrząsający, co oglądana chwilę temu przemoc. Oto część z aktorów co jakiś czas unosi tabliczki z napisem SALE, do której ustawiają się kolejki zawziętych jednostek, owładniętych nagłą potrzebą kupowania. Jest gwarniej, hałaśliwiej, a zarazem ustępuje pełna patosu muzyka skomponowana przez Pawła Głosza, która dotąd spinała jako całość dotychczasowe wydarzenia. Wielkie dramaty mijają. Miast zbiorowości targanej wichrami historii, ludzie stają się na powrót jednostkami, tyle że rządzą nimi te same potrzeby konsumpcyjne i brakuje już choćby kogoś, kto byłby się w stanie z tego tłumu wyróżnić.

Najciekawszym momentem w spektaklu jest finał, gdy aktorzy odrzucają głowy i wymieniają je na tablety. W zasadzie - dlaczego nie? Magdalena Abakanowicz w grupie Nierozpoznani podsuwa myśl nad zbiorowością, wśród której nie sposób wskazać poszczególnych jednostek. Nierozpoznani są bezpodmiotowi - jakby wielcy, a zarazem w tej wyższości nad nami obezwładniająco smutni i tragiczni. Ta wielkość to jakby wartość pozorna, potencjalność dokonania czynów zarówno wielkich, jak i strasznych i okrutnych.

W przeszłości jeden z moich znajomych lubił z pogardą mówić o młodym pokoleniu, określając je mianem "Smartfoniki" , sugerującym uwiązanie ich do urządzeń mobilnych podłączonych do internetu. Uwikłanie (zniewolenie?) w rzeczywistość wirtualną uaktualnia dzieło Abakanowicz i wpisuje je we współczesne konteksty. A żyjemy w świecie, w którym na świat coraz częściej spoglądamy w sposób zapośredniczony, właśnie przez ekrany filtrujące i przetwarzające surowy obraz. A że wszyscy czytają jakby to samo bądź tak samo, to stają się przez ten technologiczny postęp dość jednorodni w zachowaniach, wyglądach i wydawanych sądach. To fascynujące, że w ten sam weekend na Cytadeli można było obejrzeć spektakl Teatru Ewolucji Cienia, a w Pawilonie przedstawienie Marty Ziółek "To", w którym wyświetlacze urządzeń mobilnych również stawały się dla aktorów sposobem nawiązania kontaktu ze światem, a zarazem narzędziami oddzielającymi od publiczności, odmawiającymi patrzenia wprost. Zupełnie jak w słynnej animacji Claudiusa Gentinetty "Selfies" opowiadającej o tym, że dziś wszystkie banalne doznania są relacjonowane, a zarazem zmistyfikowane przez fałsz samej technologii służącej ich komunikowaniu i przekazywaniu dalej.

Nierozpoznani Abakanowicz są przy tym jakimś strasznym, bo pełnym mroku szyderstwem z naiwnej wiary w dobro i wartość człowieka, który w istocie odrzuca jednostkowość na rzecz konformizmu i jednorodności względem grupy. Współcześnie ludzie bardziej pożądają też mało ludzkich obiektów, bo na przedmiotach łatwiej jest im się wyżyć. Stają się też trochę groteskowymi, bo dość schematycznymi wyobrażeniami o drugim człowieku. O tym dziwnym etapie opowiada dokument "Tsuma Musume Haha" (Żona, dziewczyna, matka) Alain Della Negry i Kaori Kinoshity. Bohaterowie to mężczyźni ubierający materiałowe kostiumy, za pomocą których stają się kobietami bądź seksualni frustraci zakupujący seks-lalki. Te drugie mają zwykle te same ciała, lecz można dobrać do nich głowy z bogatej oferty wzorów. Wciąż jednak mówimy o przedmiotach, które tylko udają człowieka. Ten moment, gdy lokalnie wyprodukowany spektakl tak doskonale wpisuje się w najnowsze konteksty refleksji o człowieczeństwie i dehumanizacji w świecie nowych mediów, pokazuje zarówno rosnącą siłę Teatru Ewolucji Cienia (o którym na pewno będzie coraz więcej się mówiło i pisało), nieoczekiwanie pojemną twórczości Magdaleny Abakanowicz, a także wyjątkowo dobry czas dla poznańskiej sztuki. I to jest ta wyjątkowo optymistyczna kwestia, tycząca się tego bardzo pesymistycznego przedstawienia.

Marek S. Bochniarz

  • Rozpoznani Nierozpoznani
  • Teatr Ewolucji Cienia
  • 10.05
  • Cytadela

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019