Nie jest to debiut literacki Magdaleny Genow, ale debiut prozatorski. Kilka lat temu autorka wydała książkę "Bułgaria. Złoto i rakija", przybliżając nam oblicze kraju, o którym wydaje nam się, że coś wiemy, ale swoją wiedzę opieramy głównie na stereotypach. W "Złodziejce matek" Genow rozprawia się ze stereotypami, których w imię niepisanej zmowy społecznej lepiej nie ruszać, gdyż są obiektem kultu - w jednych przypadkach parareligijnego, w innych niereligijnego, ale zawsze dogmatycznego. Główna bohaterka prowadzi nas (narracją w pierwszej osobie) przez różne etapy swojego życia. Przeskakujemy w kolejne rozdziały, lądując raz w jej dorosłym życiu, raz w dzieciństwie i młodości. Już wtedy pojawia się u niej problem z definicją "matki", bo w jej życiu albo mamy w ogóle nie ma, albo jest - zmagająca się z chorobą dwubiegunową.
Zastępczą matką staje się babcia, która zarazem pełni rolę babciną (to stereotyp do omówienia w kolejnej książce). Bohaterka szuka zatem wypełnienia próżni: "Wyobrażam sobie te wszystkie stragany z mamami - biuściaste, brzuchate, pupiaste, do których fajnie byłoby się przytulić, i te chude, które zawsze przerzucają dodatkowy kawałek kotleta na talerz dziecka. Matki jak ciasta drożdżowe. Pełne przytulnych fałdek, z podwójnym podbródkiem, ze zwisającym brzuchem po trzech ciążach. Matki, których ciała zostały przewałkowane i wyszło z nich stadko dzieci". Czasem znajduje substytut w matce najlepszej przyjaciółki, próbując "przywłaszczyć" ją sobie choć na chwilę. W galaktyce matek praktycznie nieobecni są ojcowie, zdystansowani, schowani w swoich życiowych "kryjówkach", ograniczający swoją rolę do funkcji prokreacyjnych.
W końcu córka z życiowym deficytem matki sama staje się matką. Jej opowieść o macierzyństwie nijak się ma zarówno do modelu lansowanego w grupach przyparafialnych, jak i w kolorowych magazynach czy w telewizjach śniadaniowych. Poznajemy za to macierzyństwo zmęczenia, wątpliwości, lęku, zniechęcenia. Magdalena Genow pisze o tym, o czym wiele matek głośno nie powie, bo "nie wypada", niezależnie od tego, czy jest się matką Polką, czy matką wyzwoloną. Bohaterka "Złodziejki matek" stara się uciec od osaczających ją stereotypów. Ale czy droga ucieczki istnieje w domkniętym systemie społeczeństwa nieustannie pouczającego i piętnującego? Społeczeństwa żądającego codziennie deklaracji "za" lub "przeciw", wymagającego opowiedzenia się po jednej lub drugiej stronie: zbyt staroświecka, zbyt nowoczesna, za mało patriarchalna, za mało inkluzywna... Tytuł powieści Magdaleny Genow i jej treść mogą sugerować, że tytułową "Złodziejką matek" jest główna bohaterka. A może jest inaczej? Może współtworzony przez nas system społeczno-mentalny kradnie matki i umieszcza je w ciasnych przegródkach oznaczonych etykietami?
Mateusz Malinowski
- Magdalena Genow, "Złodziejka matek"
- wyd. Biuro Literackie
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025