Już samo nazwisko najsłynniejszego francuskiego reżysera, twórcy wielkich kinowych hitów, takich jak Taxi czy Wielki błękit, może przyciągać tłumy do kin. Jeśli dodać do tego niezwykle utalentowanego odtwórcę głównej roli i kilkanaście psiaków różnych ras w obsadzie, sukces murowany. Dogman to jednak nie tylko obowiązkowa kinowa propozycja dla zapalonych psiarzy. Usatysfakcjonowani będą również fani dramatów psychologicznych, kina akcji, a nawet burleski.
Douglas Munrow zostaje zatrzymany przez policję kiedy ucharakteryzowany na Marylin Monroe prowadzi ciężarówkę. Od razu wzbudza podejrzenia funkcjonariuszy, tym bardziej, że jest widocznie ranny, a w samochodzie przewozi... stado psów. Od tej sceny rozpoczyna się stopniowa retrospekcja, w której sięgamy do dzieciństwa głównego bohatera, naznaczonego przemocą psychiczną i fizyczną ze strony ojca i starszego brata, a także biernością matki, która ostatecznie porzuca rodzinę. Młody Douglas porzucenia doświadcza zresztą jeszcze wielokrotnie, aż w końcu znajduje spokojną przystań w nocnym klubie, w którym artystki drag śpiewają dla publiczności największe przeboje Marlene Dietrich, Annie Lennox czy Édith Piaf.
Wybór Caleba Landry Jonesa do wcielenia się w tę postać był strzałem w dziesiątkę. Jones, polskiej publiczności znany m.in. z filmów Nitram czy głośnego Trzy billboardy za Ebbing, Missouri i tym razem nie zawodzi. To urodzony interpretator, jakby stworzony do roli niejednoznacznych bohaterów zmagających się z wewnętrznymi demonami. Jego bogaty warsztat aktorski, oscylujący między dramatem a komedią, idealnie wpasował się w założenia scenarzystów Dogmana. Ekranowy Douglas to postać tragiczna, jednak niepozbawiona głębokiej refleksji nad światem i ironicznego poczucia humoru. Jego mimika i ekspresyjność, a także upodobanie do charakteryzacji i wcielania się w kogoś innego automatycznie przywodzą na myśl postać Jokera z uniwersum DC. Z tą jednak różnicą, że Douglas nie jest psychopatycznym superprzestępcą, a raczej poszerzonym alter ego innego ekranowego bohatera, Dextera Morgana. Jeśli kradnie, to pod szyldem "redystrybucji dóbr", a jeśli krzywdzi, to tylko tych, którzy sami krzywdzą słabszych. Słowem - da się lubić. Besson już nie raz udowadniał, że potrafi przeplatać kino akcji wątkami społeczno-psychologicznymi. Fani Leona zawodowca powinni być więc usatysfakcjonowani jego kolejnym niejednoznacznym bohaterem, który na długo zapada w pamięć.
Jest tu o wiele więcej rozwiązań i zabiegów wartych odnotowania, jak choćby umiejętne wplatanie w kadry symboli chrześcijańskich (główny bohater jest katolikiem), queerowych (motyw burleski i drag) czy popkulturowych (nawiązania do kultowych filmów, estetyki Tarantino czy Coppoli). Osią fabularną tej historii są rozmowy głównego bohatera z policyjną psycholog, Evelyn (w tej roli Jojo T. Gibbs ). Evelyn jest jedną z niewielu osób w życiu Douglasa, o której mógłby powiedzieć, że traktuje go dobrze. Ten zabieg scenarzystów może i nie należy do najbardziej oryginalnych, jednak w Dogmanie się sprawdza. Pozwala uporządkować ekranową narrację, a jednocześnie dać głównym postaciom przestrzeń na wyrażanie własnych myśli i uczuć. Dzięki temu w warstwie dialogowej pada wiele zdań wartych zapamiętania. Jak choćby to, że psy mają wiele zalet i tylko jedną wadę - ufają ludziom.
Anna Solak
- Dogman
- reż. Luc Besson
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023