Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Nie taka purytanka

Lata osiemdziesiąte są jak pudełko czekoladek - intrygujące, apetyczne, kuszące różnorodnością smaków, ale jeśli zjesz je wszystkie naraz, może skończyć się zawrotem głowy i wymiotami. W MaXXXine, filmie wieńczącym trylogię grozy o tytułowej bohaterce, reżyser Ti West przedobrzył z ilością filmowych odniesień do tradycji kina, jakby zapominając, że powinien przede wszystkim porządnie domknąć własną historię. Co nie oznacza z automatu, że mamy do czynienia z kiepską produkcją.

Dwie młode kobiety idą przez miasto oświetlone neonami. Jedna z nich pali papierosa, druga nosi białe futro i mocny makijaż. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Po wydarzeniach z 1979 roku w Teksasie, które ujawniły mroczną stronę bohaterki, przenosimy się do Los Angeles połowy lat osiemdziesiątych. Chociaż Maxine stała się gwiazdą kina porno, to wciąż jest jej mało - nadal przyświeca jej hasło "nie chcę mieć życia, na jakie nie zasługuję", a że w duszy jest wielką gwiazdą, zamierza zrobić wszystko, by ten status osiągnąć oficjalnie. Właśnie zostaje zaangażowana do ważnej roli w horrorze Purytanka 2, a ambitna reżyserka tego obrazu okazuje się równie zdeterminowana, co Maxine, by osiągnąć sukces komercyjny i artystyczny. Tymczasem na ulicach grasuje bezwzględny morderca zwany Nocnym Łowcą. Coraz więcej ofiar wydaje się powiązanych nie tylko z Maxine, ale też z protestami religijnych fundamentalistów, którzy oskarżają przemysł filmowy o oferowanie i sprzedawanie ludziom grzechów.

Tak jak X było przede wszystkim ukłonem w stronę filmów gore z lat siedemdziesiątych, z Teksańską masakrą piłą mechaniczną na czele, a Pearl nawiązywał w głównej mierze do klasycznego kina hollywoodzkiego, tak MaXXXine to hołd dla kina giallo, Psychozy Hitchcocka i brudnej estetyki horrorów i thrillerów lat osiemdziesiątych w rodzaju wczesnych dzieł Abla Ferrary czy Briana de Palmy. Ti West pieczołowicie odtwarza klimat tamtych produkcji, ukazując Hollywood nie tyle jako fabrykę snów, co jako fabrykę grzechów i koszmarów. Nie zabrakło obskurnych ulic skąpanych w neonowym świetle, mordercy w charakterystycznych czarnych rękawiczkach, sadystycznego detektywa, w którego wciela się jak zwykle świetny Kevin Bacon (stylizowany tu na Jacka Nicholsona z Chinatown), pary policjantów żywcem skopiowanych ze stereotypu dobrego i złego gliniarza, a nawet sprzedawcy kaset wideo z ogromną pasją i wiedzą na temat kina, zwłaszcza tego powiązanego z grozą.

West sprawnie przeskakuje między tymi wątkami, chociaż część z nich służy jedynie żonglowaniu nawiązaniami i hołdowaniu konkretnemu etapowi historii kina, a jedynie nieliczne mają realny wpływ na narrację. Przez to główna linia fabularna gdzieś się rozmywa, mało jest też miejsca na budowanie nowych postaci. Sama Maxine pozostaje niezmiennie interesująca, chociaż jest to raczej efekt wydarzeń z poprzednich dwóch części niż ekranowej akcji - wcielająca się w nią Mia Goth dostaje jedną popisową scenę (przesłuchania do filmu), ale daleko jej do wirtuozerstwa monologu z Pearl, tak bardzo kojarzącego się z genialnym monologiem Liv Ullman z Jesiennej sonaty Bergmana.

X i Pearl to filmy, które bez problemu bronią się same, w oderwaniu od trylogii (zwłaszcza ten drugi znakomity), natomiast MaXXXine, krzykliwie zapowiadająca dużymi literami w środku tytułu wielki finał, wpada na metę niejako poślizgiem, do którego rozbiegiem były wcześniejsze części. Ze wsparciem poprzedników i talentem Mii Goth, która wyrasta na współczesną królową horroru, trzyma się jednak na nogach na tyle mocno, że warto na chwilę wkroczyć do miasta wykreowanego przez Ti Westa, w którym apologeci moralności są równie szaleni, jak sprzedawcy grzechów i krzewiciele zepsucia.

Adam Horowski

  • MaXXXine
  • reż. Ti West

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024