Film Marcina Borcharda nie jest bynajmniej laurką wystawioną najbardziej znanemu w latach 70. i 80. polskiemu podróżnikowi Tony'emu Halikowi (który tak naprawdę miał na imię Mieczysław). Podobnie zresztą jak wydana trzy lata wcześniej reporterska książka Mirosława Wlekłego pod tym samym tytułem. Film to zbiór rzadko publikowanych dotąd nagrań i materiałów z podróży, który pokazuje, jak barwne i pełne wrażeń życie - nawet biorąc pod uwagę jego skłonność do hiperbolizowania - Halik wiódł przez pół wieku. Programy 180 tys. kilometrów przygód (realizowane z pierwszą żoną, Pierrete) czy wspomniane już Pieprz i wanilia (nagrywane już z drugą, Elżbietą Dzikowską) czy korespondencje zagraniczne dla magazynu Life czy stacji NBC to jednak tylko jedna strona medalu. Drugą był koszt jaki przyszło zapłacić jego najbliższym za możliwość realizacji marzeń i pragnień męża i ojca.
"Wszystko co zobaczycie istnieje. Wszystko co usłyszycie - jest prawdą" - mówił w swoim programie Halik, jednak z przekazów rodziny i przyjaciół wiadomo dziś, że często mijał się z prawdą. Ot, choćby geneza nadania imienia pierwszemu i jedynemu dziecku Tony'ego - Ozanie. Chłopiec otrzymał je na cześć indiańskiego wodza, który uratował Halikowi życie czy może z sympatii jego matki do indiańskiego chłopca o tym samym imieniu? Każde z rodziców nieco inaczej "pamięta" tę historię. I właśnie o doświadczaniu pamięci jest ten film. "Pięknie opowiadał, był urodzonym bajarzem. Nawet do głowy nam nie przyszło by to sprawdzać, choć raz opowiadał tak, raz tak" - mówią w dokumencie przyjaciele podróżnika. A jego druga żona przyznaje wprost: "Czasem opowiadał różne wersje. Wierzyłam w tę najciekawszą".
Proces demaskowania wciąż żywej legendy Halika Borchard prowadzi z pełnym szacunkiem i bez złośliwości wobec swojego bohatera. W historii życia Halika pojawiały się takie wielkie osobistości jak królowa Elżbieta II, Fidel Castro, Richard Nixon, Lech Wałęsa czy Evita Peron. Charyzmy i uroku osobistego oraz niesamowitej wręcz intuicji i sprytu, by zawsze znajdować się w centrum najważniejszych wydarzeń nie można mu więc odmówić. Owszem, Halik ma w swoim życiorysie kila ciemniejszych kart i epizodów, którymi z pewnością nie lubił się chwalić, jednak finalnie widzimy na ekranie człowieka, który nie bał się realizować najbardziej nawet szalonych marzeń i pomysłów, słowem - nie bał się żyć, czym potrafił zjednywać sobie ludzi.
Największą wartością tego filmu jest osobista perspektywa. Mamy tu kilku narratorów: samego Halika, jego przyjaciół i kolegów z pracy, drugą żonę, wreszcie syna - Ozana Halika, którego wspomnienia są najciekawszą warstwą komentatorską całości. Mimo, iż jednocześnie najbardziej gorzką i demaskującą legendę wielkiego podróżnika i reportera: "Chciałem mieć ojca, nie Tony Halika. Tony Halik to twoja kreacja, twoje show - myślałem. Ale on nie potrafił rozdzielić tych rzeczy" - mówi Ozana. Nie ma w tym jednak nieutulonego żalu czy pretensji, bo w końcu Halik "żył tak jak chciał. A lepiej przeżyć 5 lat w podróży niż 20 lat na kanapie przed telewizorem, skacząc po kanałach".
Anna Solak
- Tony Halik. Tu byłem
- reż. Marcin Borchard
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020