Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Męska przygoda

Andrzejowi Stasiukowi 60. urodziny się nie udały. Kolejne również. Najpierw wirus z Wuhanu odebrał mu możliwość "kacowania" w śpiworze na rosyjsko-mongolskim pograniczu, później wybuchła wojna w Ukrainie. I zamiast przekraczać Ural, trzeba było pakować kasze i ryże dla walczących. Ale pisarz budzi się w pisarzu na szczęście też wtedy, gdy ten popija piwo na paletach. Dlatego w międzyczasie powstała reportażowo-wspominkowa proza, która (zazwyczaj) koncentruje się wokół Bugu. Stężenie Stasiuka w Stasiuku jest bardzo wysokie. Ale spokojnie, reaktor wytrzyma. I redaktor też.

Grafika. Na drewnianej ławce siedzi człowiek z głową ptaka i czyta książkę. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Rzeka dzieciństwa to książka krótka - około 160 stron - wewnętrznie niejednolita. I niekoniecznie zawsze o rzece i dzieciństwie. Bo np. taki Donbas opowiada o wyprawie "landrowerowej" autora do strefy konfliktu, który podobnie jak Twardoch, postanawia osobiście dostarczyć wojakom zakupiony za zbiórkę samochód terenowy. A to przecież literatura podróżniczo-reportażowa w wojennym anturażu. Podobnie jak W górę rzeki - o wypadzie m.in. do Buska, któremu patronują Babel i Haupt. Jest w Rzece dzieciństwa także coś pokrewnego esejowi, a więc Żmijowisko, opowieść o obozie w Bełżcu. O wzgórzach z popiołu 450 tysięcy spalonych Żydów. Zanim jednak ciała można było spalić, trzeba było je wydobyć, ponieważ pospiesznie zakopane przez hitlerowców rozsadzały wzgórze i zatruwały powietrze. Długo zresztą w okolicy dochodziło do odkopywania przez lokalsów maziowych pozostałości organicznych po niespalonych w poszukiwaniu złotych zębów i innych precjozów. Stasiuk ma w tej części Rzeki... dwóch przewodników - poetę Tkaczyszyna-Dyckiego oraz dziennikarza Piotra Pawła Reszkę. Konfrontuje lirykę z dosadną prozą (ale poetą jest Dycki, więc to poezja zafiksowana na punkcie śmierci), okrucieńśtwa, obrzydliwości i oportunizm ze wschodniopolską religijnością i ludowym zamiłowaniem do obrzędów. Stasiuk wprowadza też do swoich tekstów nieco fantasmagorii - bierze pod swoje skrzydła wyłowionego z Bugu syryjskiego uchodźcę, czy też oddaje się wspomnieniom, siedząc nad brzegiem rzeki przy ognisku z nieżyjącym od dekad "pastuszem". Czyli z jedną z pokrzywdzonych postaci z jego dzieciństwa, spadkobiercą katorgi chłopa pańszczyźnianego, który nie tylko przypomina o jego związkach z żywiołem rzecznym, ale też wywołuje poczucie wstydu.

Rzeka dzieciństwa to w typowy dla Stasiuka sposób książka brudna, krwista i śmierdząca. No i outsiderska, rzecz jasna. Literaturoznawca Zbigniew Kopeć o autorze Dukli pisał, że dla Stasiuka wolność jest tam, gdzie jest brud. To oczywiście łączy się z jego antycywilizacyjnymi tyradami. Stasiuk, zdaniem Kopcia, potrzebuje brudu, ponieważ ten istnieje naprawdę, można odczuwać go zmysłami. Trzeba mu nie tylko mułu, potu, wydzielin i fekaliów, ale też brudu moralnego. Wyprawom Stasiuka towarzyszą świadectwa Holokaustu, pogromów i egzekucji, zbrodni hitlerowców i stalinowców. Stasiuk, człowiek nie tylko jako pisarz zaangażowany w wojnę w Ukrainie, opisuje Rosję Putina jako kontynuatorkę tradycji carskiego i komunistycznego terroru. Mówiąc o przemocy, narrator/autor nie ogranicza się tylko do ludzi. Pisze też o krzywdzie przemilczanej, spotykającej zwierzęta, w tym zabitego widłami pięćdziesiąt lat temu, podejrzanego o duszenie kur, psa. Oczywiście, że w tych momentach przypomina się niesławna wypowiedź autora sprzed dwóch lat o dręczeniu zwierząt, przez którą próbowano go "scancelować". Ale przychodzi na myśl też wzruszający w wielu miejscach zbiór o zwierzętach i roślinach Kucając.

Wyimki z książki mogłyby zostać wzięta pod namysł przez badaczy specjalizujących się w river studies, a więc ekologicznej szkole ukazującej rzeki jako podmioty historii. To jednak przede wszystkim płynąca wartkim nurtem (zrezygnować z wodnej metaforyki nie wypada) proza o cechach gawędy, która mimo licznych powtórek z rozrywki (do których przyznaj się sam pisarz) zachowuje swój outsiderski powab. To już nie młody gniewny z Białego kruka, a raczej stary i sfrustrowany - to właśnie na konflikcie pokoleń osadza się autokreacja narratora. Młodzi muszą do knajpy gruzińskiej, on woli hot doga z Orlenu. Oni dbają o serduszko, on żłopie "energole". A z telewizora, i to jeszcze w latach 70., zrobił mebel. Ale w sumie to młodzi też już nie oglądają. Jedzie ten Stasiuk po millenialsach. A co by było, gdyby usłyszał o nieuchwytnym pokoleniu, generacji Z!? Jest w tym wszystkim coś nieporadnego, ale i uroczego. W swojej najnowszej książce Andrzej Stasiuk meandruje, udowadniając, że do tej samej rzeki można wejść kilka czy kilkanaście razy. I że niby powinno się tylko w miejscach strzeżonych, ale on ma to gdzieś. Cały czas chodzi też przecież o męską przygodę.

Jacek Adamiec

  • Andrzej Stasiuk, Rzeka dzieciństwa
  • Wydawnictwo Czarne

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024

Zobacz także:

JA TU TYLKO CZYTAM. Śmierć tłumacza

JA TU TYLKO CZYTAM. Czułość po irlandzku

JA TU TYLKO CZYTAM. Zbawiciel Trump

JA TU TYLKO CZYTAM. Szwajcaria, jakiej sobie nie wyobrażaliście