Pomysł stworzenia muzycznego spektaklu opowiadającego o Irenie Sendlerowej miał swój początek w filmie dokumentarnym W imię ich matek. Historia Ireny Sendlerowej. Jego autorka, a zarazem współtwórczyni libretta musicalu, Mary Skinner, dokonując pewnych uproszczeń, stworzyła razem z Piotrem Piwowarczykiem fabułą skupioną na emocjach bohaterów, do której teksty piosenek napisał Mark Campbell. Całości dopełniła muzyka skomponowana przez Włodka Pawlika. Premiera musicalu, zatytułowanego imieniem głównej bohaterki, odbyła się pod koniec sierpnia w poznańskim Teatrze Muzycznym.
Trwający niecałe dwie godziny spektakl porusza wiele wątków: zaangażowanie młodej Ireny i jej znajomych w pomoc Żydom, wstąpienie w szeregi organizacji "Żegota", działalność polskiego podziemia, relacja z narzeczonym Adamem oraz problemy rodzinne, trudne decyzje mieszkańców warszawskiego getta oraz świadomość własnej tożsamości uratowanych dzieci zarówno w pierwszych latach po wojnie, jak i długo po niej. Niestety, krótki czas trwania przedstawienia pozwala jedynie zaznaczyć obecność powyższych tematów, lecz nie daje miejsca na ich rozwinięcie. Poszczególne problemy zostają przedstawione oraz rozwiązane w przewidywalny sposób w tej samej, bądź następnej scenie. Przykładem może być wątek szmalcownika Jurka, szkolnego kolegi Magdy działającej w podziemiu. W jednej scenie Magda otrzymuje zlecenie wykonania wyroku - wprawdzie pojawia się chwila zawahania, przecież w szkole Jurek był taki szarmancki i dobrze wychowany, jednak rozterka psychiczna nie jest rozwijana. Zlecenie zostaje przyjęte, w następnej scenie Jurek szantażuje kobietę ukrywającą żydowskiego chłopca, zaraz po niej Magda wykonuje wyrok bez najmniejszych trudności.
Podobnie ma się rzecz z warstwą tekstową - dialogi oraz teksty piosenek wprost przekazują rozterki bohaterów, lecz trudno nie zauważyć pewnej sztampowości w doborze słów oraz powierzchowności treści, której nie spodziewalibyśmy się u uznanego twórcy literackiego i zdobywcy nagrody Pulitzera (pozostaje tu jeszcze pytanie, w jaki sposób na oryginalny tekst wpłynął proces tłumaczenia na język polski). Muzyka natomiast w ciekawy sposób łączy różne style, takie jak jazz i blues, z nastrojem czasów wojny (wliczając w to stylizacje tanga i muzyki klezmerskiej). Utwory Pawlika nie są jednak motorem napędowym akcji scenicznej - stanowią bardziej jej uzupełnienie czy dodatek do fabuły. Liczba numerów muzycznych pozostawia pewien niedosyt.
Zdecydowanie mocniejszą stroną spektaklu jest sposób jego wykonania, zarówno od strony scenograficzno-choreograficznej, jak i aktorsko-muzycznej. Oprawę wizualną zdominowały projekcje wzorowane na dziecięcych malunkach kredą. Nakreślone były nią, w zależności od miejsca akcji, ulice, tablice z nazwami, budynki oraz wnętrza. Podobny motyw wykorzystano przy tworzeniu prowizorycznych rekwizytów oraz większości kostiumów. Takim zabiegiem bardzo sugestywnie wysunięto na pierwszy plan obraz wojny widziany oczami dziecka oraz fakt, że jedynym i najważniejszym celem działań Sendlerowej było bezpieczeństwo i przyszłość dzieci z getta. Również choreografia autorstwa Dany Solimando zasługuje na duże uznanie. Dzięki obecności tancerzy na scenie, w charakterze mieszkańców Warszawy czy warszawskiego getta, oraz specyficznego potraktowania ich ruchu, warstwa wizualna nabrała odrobinę odrealnionego charakteru, który można zinterpretować jako wspomnienie bądź retrospekcje. Dodatkowo ten zabieg nadał sztuce plastyczności, a widzom uprzyjemnił odbiór dzieła.
Dobrze prezentowała się warstwa muzyczna oraz wokalna. Wykonująca tytułową partię Judyta Wenda śpiewała pełnym ciepła głosem, szczególnie pięknie brzmiącym w środkowym rejestrze. Towarzyszący jej Marcin Wortmann, w roli narzeczonego Adama, wybrzmiał najmocniej ze wszystkich wokalistów, utrzymując kontrolę zarówno wysokich jak i niskich tonów. Szczególnie pięknie została wykonana jazzowa kołysanka zamykająca pierwszą cześć przedstawienia. Występująca jako Magda Urszula Laudańska z ogromnym wyczuciem oddała klimat utworu, prezentując również bardzo dobrze wyrównane brzmienie swojego głosu. Zresztą nie tylko walory głosowe, ale również umiejętności aktorskie Laudańskiej należy wyróżnić. Rola Magdy, choć drugoplanowa, w jej interpretacji była zdecydowanie najbarwniejszą i najbardziej charakterystyczną postacią w całym spektaklu. Na koniec należy wspomnieć o towarzyszącym wokalistom zespole instrumentalnym pod kierownictwem Łukasza Pawlika. Muzyka Włodka Pawlika brzmiała w jego wykonaniu przekonująco i była dobrze zbalansowana.
Gdyby, zgodnie z założeniami, premiera Ireny odbyła się na Broadway'u, byłoby to z pewnością wydarzenie o wymiarze edukacyjnym - tysiące ludzi mogłoby poznać w ten sposób realia wojenne oraz ryzyko, na jakie narażali się niosący pomoc Żydom na terenach okupowanych. W Polsce jednak, gdzie znakomita większość osób zna zarówno postać Sendlerowej, jak i rzeczywistość lat 40., można odczuć pewien niedosyt związany z brakiem zagłębienia się i rozwinięcia przynajmniej jednego problemu związanego z psychiką postaci czy postawą społeczną. Szkoda, że autorzy nie pokusili się na wydłużenie spektaklu o kilkadziesiąt minut (dwie godziny łącznie z przerwą to jak na dzieło sceniczne dość krótko) żeby móc pogłębić któryś z wątków i stworzyć z niego dominantę fabularną. Pomimo pewnych deficytów dzieła nie oznacza to, że próba upamiętnienia postaci Sendlerowej nie jest udana. Wręcz przeciwnie, każdy sposób opowiadania o bohaterskich i inspirujących postawach jest warty uwagi. Pozostaje mieć nadzieję, że po premierze w Poznaniu Irena wyruszy w świat, by jak najwięcej ludzi poznało tę wyjątkową kobietę.
Kamil Zofiński
- Irena
- reż. Brian Kite
- Teatr Muzyczny
- premiera: 27.08
- recenzja ze spektaklu 3.09
@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022