Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

NOSTALGIA. Cztery struny melancholii

Na chłodne i smutne jesienne wieczory Nostalgia Festival jest jak miód na duszę. Angażuje, żeby uspokoić i wyciszyć.

. - grafika artykułu
Fot. Tomasz Nowak

Tak było przy poprzednich edycjach. Wiele wskazuje na to, że i tym razem festiwalowe wydarzenia nie pozostawią słuchaczy obojętnych. Za ideę i punkt wyjścia Nostalgii przyjmuje się konfrontację tradycji ze współczesnością. Już inauguracyjny koncert, podczas którego jako gość honorowy wystąpił ormiański kompozytor Tigran Mansurian, zaznaczył się silnymi kontrastami.

Narracja pełna odcieni

W nostalgiczny nastrój wprowadziły słuchaczy już od pierwszych dźwięków kojące pieśni Komitasa, w oryginale spisane na śpiew z fortepianem (od lat pojawiające się na festiwalu). Tym razem struny głosowe zostały zastąpione czterema strunami wiolonczeli. Niemiecka artystka Anja Lechner wypełniła je europejskimi środkami - sposobami zdobienia dźwięku, budowania frazy, nie zabierając jednak pieśniom nic z ich rodzimej surowości. W tym instrumentarium melodie brzmiały prosto już wręcz na granicy naiwności, ale w prostocie tej delikatnie i tęsknie. Śpiewna, ale ascetyczna przy tym furtka do dalszego poddania się festiwalowym dźwiękom została otwarta.

Powiedzieć o Anji Lechner, że ma piękną barwę, byłoby krzywdzącym uproszczeniem - nawet w najprostszych frazach operowała imponująco szeroką paletą barw i mnogością ich najdrobniejszych odcieni. W połączeniu z nieskazitelną emisją dźwięku i doskonale wysmakowanym doborem środków wyrazu bardzo logicznie przeprowadziła słuchaczy także przez dwuczęściowe Capriccio na wiolonczelę solo Tigrana Mansuriana. I choć nie doszukałam się w utworze zapowiadanej w programie 'teatralnej dramaturgii', Capriccio w wykonaniu Lechner to bardzo spójna opowieść - z pociągającą narracją i puentą.

Gwiazda festiwalu

Sam Tigran Mansurian, grający w czwartkowy wieczór na fortepianie, w pieśniach Komitasa sprawiał wrażenie niewzruszonego; przekładał kartki do następnego utworu zanim jeszcze zdążył wybrzmieć ostatni dźwięk. Można jednak było dostrzec, że swoje utwory mocno przeżywał. Grał bardzo realnie, dosłownie, dosyć obiektywnym dźwiękiem; być może to wcale nie stereotyp, że u kompozytorów wrażliwość w pisaniu i wykonawstwie kształtuje się często zupełnie odmiennie.

Miejscami fortepian mnie nie zadowalał; chwilami odnosiłam zresztą wrażenie, że i Mansurian chciałby zintensyfikować jego brzmienie, gęstość, ale niekoniecznie fakturalnie - jakby próbował nie tyle wydobyć za pomocą klawiszy dźwięk, co zadyrygować całym fortepianem, wydobyć z niego głębszą, inną intensywność.

Napięcie bez odprężenia

Z nostalgicznego zaspokojenia brutalnie wyrwał mnie II Kwartet Smyczkowy Elliotta Cartera - pierwsze z kilku dzieł tego kompozytora, które mają zostać zaprezentowane podczas festiwalu. Utwór ten, wyróżniony przed pięćdziesięciu laty przez amerykańskich krytyków prestiżową Nagrodą Pulitzera, wczoraj niestety nosił silne znamiona bałaganu, braku logiki i przypadkowości. Do tego stopnia, że zdarzające się w przestrzeni kichnięcia czy trzaśnięcia drzwiami z powodzeniem wpisały się w klimat kompozycji. Zarówno dramaturgicznie, jak i formalnie utwór był dla mnie wyjątkowo męczący (dopiero przy dźwiękach Cartera znalazłam hipotezę wyjaśniającą intensywnie zieloną szatę graficzną tegorocznego festiwalu, obecną również w oświetleniu wnętrza kościoła Dominikanów - opartą na kolorze uważanym za najbardziej odprężający).

Mimo szerokiego rozmachu, ogromnej energii i wolumenu, instrumentalistom z NeoQuartet nie udało się obronić kompozycji w moich uszach. Zamiast zapowiadanej psychologicznej charakteryzacji poszczególnych instrumentów i barwnego czterogłosu dialogujących indywiduów otrzymałam dwadzieścia minut permanentnego spięcia muzyków i oczekiwania na kojącą ciszę; kwintesencję tego, co mogą wyobrażać sobie ci, którzy dostają gęsiej skórki na hasło 'muzyka współczesna'. Kołem ratunkowym w tym zgiełku była chociaż kościelna akustyka - nawet nie chciałabym sobie wyobrażać tych samych przykrych dźwięków skumulowanych w suchym, pozbawionym pogłosu pomieszczeniu.

Elegia na dobry sen

Całe szczęście organizatorzy nie wypuścili jeszcze wtedy słuchaczy do domu; ryzykowaliby wówczas bezsenną, niespokojną noc u wielu z nich. Dla utulenia skołatanych nerwów i gigantycznego kontrastu zespół z Gdańska rozlał po kościele dźwięki II Kwartetu Smyczkowego Tigrana Mansuriana - kompozycji bardzo dobrej warsztatowo i ciekawej, ale przede wszystkim pięknej, zajmującej i współbrzmiącej z emocjami kojarzonymi z Nostalgią. Wieńcząca dzieło szeroka, elegijna fuga, mająca opisywać mistyczny charakter śmierci, pozwoliła kwartetowi na pokazanie swoich walorów brzmieniowych i interpretacyjnych, a słuchaczom na rozluźnienie, ale także wyciszenie i refleksję.

Mój osobisty bilans jest klarowny - ormiańska asceza wygrała z amerykańskim przeładowaniem. Odważę się jednak na kolejne koncerty Nostalgii, żeby dać Carterowi jeszcze jedną szansę. I sobie - bo mając w pamięci poprzednie edycje wiem, że dla tych wzruszeń, które zwykle serwuje festiwal, warto się trochę poświęcić.

Magdalena Lubocka

  • Nostalgia Festival Poznań
  • Mansurian/Carter. String: Anja Lechner - wiolonczela, Tigran Mansurian - fortepian, NeoQuartet
  • 23.10
  • kościół oo. Dominikanów