Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Rap & Yello (w)

Żabsona znowu (bezskutecznie) próbowano nauczyć pokory, a młody Jeżyk "chciał tylko przeżyć" (skutecznie). Young Multi prosił o doładowanie, a Szpaku na wszystkich nakrzyczał. W tym czasie młyn pośrodku płyty całymi godzinami mielił rapowe (człowiecze) ziarno, a po trybunach przechadzał się pluszowy miś. Yello Festival to coś więcej niż rap. To dwudniowy, bardzo żółty, festiwal muzyki popularnej dla całych rodzin, który ma vibe american party. Goście pierwszych edycji HHFP tego roku mogli zawitać z pociechami!

Mężczyzna stojący tyłem bez koszulki na scenie. Przed nim tłum ludzi. - grafika artykułu
fot. BPND

Pierwsza edycja Yello Festival, duchowego i fizycznego spadkobiercy Hip Hop Festival Poznań przeszła do historii. A skoro tak piszą zwycięzcy, powinniśmy oddać głos nastoletnim fanom nowoczesnego rapu spod znaku "okicore". To bowiem oni otrzymali od organizatorów najwięcej. Jednak także słuchacze ze starszymi PESEL-ami mieli momenty, w trakcie których w kąciku przesuszonego oka mogła pojawić się słona łza wzruszenia - większość z nich przypadła na koncert PRO8L3M-u. Ale po kolei - Oskar i Steez wystąpili przecież dopiero w sobotę.

Wcześniej czekał nas cały festiwalowy piątek, który rozpoczął Po prostu Kajtek, a zakończył Szpaku. Zanim jednak ten pierwszy uświetnił scenę swoją obecnością, swoją nieobecność ogosił Gedz. Gdy dotarłem na festiwal trwała właśnie braggowa przewózka VKIEGO, który mimo umiarkowanej temperatury występował bez koszulki, co, w połączeniu z jego agresywnym stylem przywoływało flashbacki z czasów Rycha Peji, Firmy lub Waszki G. VKIE jako ostatni tego dnia miał okazję skorzystać z (umiarkowanie) ciepłych promieni piątkowego słońca.

Ogień i dym - tak można by podsumować występ Young Multiego, ponieważ towarzyszyły mu, dosłownie, efekty specjalne w postaci dymu i buchających płomieni. Grając hity takie jak "Power up", "Pogba" czy "Plecak z hajsem" twórca udowodnił, że nawet ci, którzy nie przypisują jego utworom zbyt wysokiej jakości artystycznej, muszą docenić jego energię sceniczną, dobry głos i świetny kontakt z publiką. Elegancko zaprezentował się też Żabson, który niestety musiał kilka razy przerywać swój występ ze względu na konieczność pomocy jednemu z festiwalowiczów zmielonych w moshpitowym, uruchomionym przez organizatorów, "młynie". W wydzielonym miejscu na płycie, podczas każdego z koncertów kilku niestrudzonych tancerzy w kamizelkach odblaskowych wyposażonych w gwizdki nadzorowało przebieg takich klasycznych tańców jak circle pit, wall of death czy push pit. I to oni dbali o bezpieczeństwo uczestników, w krytycznych sytuacjach, przygotowując korytarz życia dla ratowników. Żabson z kolei zaprezentował wzorcowy stage diving.

Kolejny z punktów piątkowego line-up'u do końca miał pozostać tajemnicą. Trzeba jednak przyznać, że zagadka okazała się bardzo łatwa do rozgryzienia. Trudno bowiem mówić o zaskoczeniu, gdy na scenę wchodzi trio Zippy Ogar, Boron i Po prostu Kajtek. Nie dość, że po wygranej w Rythm and Flow Zippy Ogar to obecnie najgortęszta ksywa poznańskiego rapu, to jego sceniczny towarzysz, Kajtek, otwierał festiwal dwie godziny wcześniej. Większym zaskoczeniem byłaby nieobecność chłopaków nad Maltą. Mimo to sporo osób obstawiało, że festiwalowym Dzieckiem Niespodzianką okaże się Sobel.

Podobnie jak w ubiegłym roku przed gwiazdą wieczoru wystąpił Chivas. I tym razem kupił publiczność, serwując melodyjną mieszankę emo rapu i pop punku (największe zamieszanie wywołał chyba "Death Note"). Jego fani wyróżniali się w tłumie ciemnymi strojami, farbowanymi włosami i piercingiem, co osoby po trzydziestce (nieliczne) odsyłało do złotych (to czarne złoto) lat kultury emo. A propos osób po trzydziestce - jednym raperem w czwartej dekadzie życia tego dnia był headliner, 31-letni Szpaku. Jego występ poprzedzało odtworzenie "Długości dźwięku samotności", jak gdyby Myslovitz uciekło z Rockowizny na Ławicy na Hip-Hopowiznę nad Maltą. Później, wraz z nastaniem Szpaka, było mrocznie, klimatycznie i oczyszczająco, czasami tylko powaga i patos wybijały poza skalę. W repertuarze rapera nie zabrakło "Różowej Pantery", "Red Bull 64 BARS", "Oddajmy krew wampirom" czy "UFO". Koncertowi Mateusza przebranego w gustowny błękitny dres towarzyszyły zerosowe układy choreograficzne tancerek. Warto docenić sprawny real time marketing organizatorów festiwalu - wszak szpak  to ptak miesiąca Stowarzyszenia Jestem na pTAK!.

Sobotnie popołudnie i wczesny wieczór to zwyczajowo czas młodych - dlatego też scenę przejęli Vae Vistic, Szarani Aleshen. Warto wiedzieć, że ten jakiś czas temu miał beef ze Szpakiem dotyczący m.in. tego... kto ma prawo do nazwy GUGU. Następnie średnia wzroku wzrosła i ziściła się stylistyczna parabola. Po mrocznym, introspektywnym i minimalistycznym Kukonie na scenę wszedł wyluzowany Otsochodzi (wielkie dzięki za "Nowy kolor!"), po nim zdecydowanie najdojrzalszy w tym zestawieniu duet PRO8L3M. Występ finałowy ponownie stanowił ukłon w stronę słuchaczy młodszych, stawiających na popową lekkostrawność muzyki. Wieczór zamknął OKI. "Kto z was był tu w 2019?" - zapytał raper. I w tym momencie wszyscy czytelnicy z Kultura.poznan.pl mogli podnieść ręce do nieba i zrobić pier... hałas, ponieważ my byliśmy i dobrze pamiętamy, jak sześć lat temu OKI grał jako pierwszy. Dziś - jest gwiazdą wieczoru, a publika, słysząc "Jeżyka" nie tylko "daje uznanie oczami", ale doświadcza czegoś na kształt teofanii. To nawet nie amerykański sen, to sukces po poznańsku!

Mnie oczywiście najbardziej do gustu przypadł co-main event wieczoru, a zatem występ PRO8L3M-u. Świetne było oświetlenie, czarno-biała oprawa, wizualizacje, zwłaszcza przy "Tiramisu" - zmarnowany niedźwiedź budzący się ze snu zimowego jako metafora. Repertuar obejmował największe przeboje rewolucyjnego duetu jak "Ground zero", "VHS", "Molly", "Interpol", "Flary" i "Nicea". Występy takie jak ten na Yello pozwalają zrozumieć fenomen tego oryginalnego rapu opartego w dużej mierze na antyfonach (zawołaniach i odpowiedziach), które błyskawicznie przenikają do rapowego socjolektu, a podczas koncertu pozwalają słuchaczom czuć się pełnoprawnymi współwykonwcami utworów. Niestety nie obyło się bez wpadek. Pierwsza dotyczyła sytuacji poważnej. Otóż ręce składane przez słuchaczy w kształt litery "x" to kod oznaczający konieczność przerwania występu (zazwyczaj winny moshpit). Gdy do takiej sytuacji doszło podczas PRO8L3M-owego koncertu, wykonawcy przez długi czas myśleli, że najwidoczniej teraz młodzież w ten sposób "okazuje uznanie rękami" (lub nawiązuje do celebrowanego niedawno 10-lecia formacji). Gdy ludzie zaczęli wchodzić innym na barana, by przyciągnąć uwagę Oskara i Steeza, muzycy wreszcie uznali, że coś się nie zgadza i trzeba czym prędzej przerwać. Wszystko na szczęście dobrze się skończyło. Ale czy nie ma tam jakiegoś reżysera, supervisora, który może wyciągnąć wtyczkę niezależnie od artystów? Wpadka druga nie była już tak groteskowa - otóż Oskar przez jakiś czas przekonany był, że ze Steezem grają dziś jako ostatni, i począł sugerować fanom, że spokojnie, już niedługo będą mogli iść spać. Co poczuł OKI w garderobie? Nie wiem. Wiem za to, jak poczuli się najwięksi fani Jeżyka - jakby stracili członka rodziny. Kolektywne westchnienie ulgi niemal wywołało falę na Malcie.

Jak wypadają aspekty pozamuzyczne festiwalu na tle HHFP - jako akredytowany dziennikarz zacznę od prywaty, udogodnień w postaci klimatyzowanego namiotu i poczęstunku. To bardzo miłe. Chociaż i nieakredytowani festiwalowicze mieli co jeść, bo na terenie festiwalu prężnie działała strefa gastro. A także InPost. Można było nawet założyć konto w mBanku. Zaskoczyły mnie kolejki do studia tatuażu, kostki brukowe w pobliżu sceny dnia pierwszego (?!) oraz odmienna względem dawnej jej konstrukcja, tym razem pozbawiona wybiegu, który skracał dystans do wykonawców. Zamiast tego mieliśmy przechadzającego się po trybunach pluszowego żółtego misia skracającego dystans do marki Yello. Czy to diss na Białego Misia z Zakopanego? Owszem - zdjęcie z Yello było za jeden uśmiech.

Yello Festival to zatem kontynuacja trendu znanego z poprzednich edycji Hip Hop Festival Poznań. Mamy bazę popularnych, ciepło przyjętych artystów, z nich losujemy line-up, a na dokladkę dodajmy kilku prospektów. Z jednej strony mowa o powtarzalności, z drugiej strony na HHFP szło się jak do domu. Teraz w tym domu ktoś pomalował ściany na żółto. HHFP nie będzie dłużej mylił się PHHF, czyli Polish Hip Hop Festival w Płocku. Skrócona, chwytliwa nazwa oraz podrasowana identyfikacja graficzna z pewnością ułatwią promowanie marki w mediach społecznościowych. To oczywiście wiąże się z odmłodzeniem targetu. Yello to przecież bangerowa nazwa jak Clout.

Jacek Adamiec

  • Yello Festival
  • 23-24.08

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025