Łazarz w decydującym momencie

Nie zawsze jest tak, że dzieło podąża za autorem. Niekiedy żyje własnym życiem niezależnie od jego woli. Łazarskie fotografie Jana Kurka nie spełniły jego oczekiwań. Nie poszły, jak chciał autor, śladami Bułhaka, za to śmiało weszły w dialog z Bressonem. I to ich bezczelnie samodzielne trwanie jest niesamowite, a upływ czasu jedynie dodaje im uroku.

. - grafika artykułu
Ulica Lodowa, 1967 r., fot. archiwum Jana Kurka/cyryl.poznan.pl

Inspiracją i wzorem dla łazarskiej epopei Jana Kurka, urodzonego w 1934 roku absolwenta szkoły filmowej w Łodzi, operatora i reżysera telewizyjnych spektakli teatralnych, z pasji i ciekawości świata fotografa, była idea fotografii ojczystej wybitnego praktyka i teoretyka fotografii Jana Bułhaka. Tak jak Bułhak z miłości dla ojczyzny dokumentował Wilno, Warszawę czy Lublin, tak Kurek z miłości do Łazarza utrwalił sielsko-wiejski i nieśmiało miejski krajobraz swojej dzielnicy. Bułhak był piewcą uroków miejskich pejzaży, Kurek - zauroczony dzielnicą, której sam nie wybrał (w 1965 roku dostał przydział na spółdzielcze mieszkanie w nowym bloku na narożniku ulic Potockiej i Lodowej) i która wtedy piękna raczej nie była. W drugiej połowie lat 60. XX wieku, bo z tego okresu pochodzą łazarskie zdjęcia Kurka, Łazarz był szary, trochę ponury, zaniedbany i nieuporządkowany.

Na jego konterfekcie było jeszcze widać ślady wojny, a bieda wyzierała z zaułków. Te nieciekawe zdawałoby się, acz bardzo autentyczne i rysowane ciepłym spojrzeniem zakochanego w swojej małej ojczyźnie fotografa klimaty okazały się znakomitym tłem dla ukazania codziennego i odświętnego życia mieszkańców tej dzielnicy - ujętych w sytuacjach tak prozaicznych, że aż zaskakujących, uchwyconych w bressonowskim "decydującym momencie".

Beztroskie dzieci, nonszalancka młodzież i zatroskani dorośli wyjęci z ram PRL-owskiej opresji. Na spacerze, w czasie zabawy, w pracy. Siedzą na ławkach, biegają, opalają się, rozmawiają, jeżdżą na rowerze, zjeżdżają na sankach, wspinają się na drabinki, gdzieś idą, skądś wracają, na coś czekają. Mieszkańcy w zwykłych sytuacjach, ale uważnych, klarownych, syntetycznych, które działy się tylko w tym jednym jedynym momencie. Nikt nigdy tych historii już nie powtórzy. A w tle ten ukochany przez Kurka Łazarz, którego w takiej odsłonie od dawna nie ma.

Słynny francuski fotoreporter Henri Cartier-Bresson uważał, że w fotografii liczy się chwila i tę chwilę powinien dostrzec fotograf. Musi mieć oko i intuicję, żeby tego momentu nie przegapić. Kurek ma i oko, i intuicję. Stworzył niesamowity reportaż, piękną historię, wspomnienie na zawsze zatrzymane w jego oku, w setkach kadrów. Nie każdy umie tak patrzeć, żeby zobaczyć, Kurek potrafi. Jego oko znakomicie układa się do wizjera kamery lub aparatu fotograficznego i wychwytuje kadr, którego przeciętny obserwator albo nie zauważy, albo zlekceważy.

Obok łazarskich fotografii Jana Kurka nie sposób przejść obojętnie. I prawie każdy, kto je chociaż raz zobaczył, ma je w pamięci. Zdjęcia wykorzystywano wielokrotnie i na różne sposoby, na pokazach, wystawach lub fragmentach wystaw, jak również posty na feacebookowym profilu Wirtualnego Łazarza, którego Kurek jest członkiem. W CK Zamek prezentowana jest niewielka, ale ciekawa ekspozycja 18 fotogramów Kurka Czarodzieje. Jednak nigdzie do tej pory nie umieszczono na jednej ekspozycji wszystkich jego łazarskich prac. Do teraz - od października ten świetny zbiór można oglądać w wirtualnym muzeum historii Poznania Cyryl.

Danuta Książkiewicz-Bartkowiak

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020