Polskiemu czytelnikowi Marie-Hélène Lafon - na co dzień nie tylko pisarka, ale i nauczycielka - dała się już poznać z takich powieści, jak choćby Historia syna czy Nasze życie. Po tytule Historia syna też można by się spodziewać sporej objętości, tymczasem książki Lafon łączy coś, co w literaturze uwielbiam - na pierwszy rzut oka są skromne, nieduże, lecz gdy tylko zacząć czytać, okazuje się, że oszczędność formy oznacza niesłychaną głębię treści i mistrzostwo w operowaniu słowem pisanym. Lafon zdaje się w niewiarygodny wręcz sposób panować nad językiem. Może dlatego, że na co dzień sama uczy francuskiego, greki i łaciny - to nie może pozostawać bez wpływu na jej pisanie.
Tym razem w powieści Źródła poznajemy zwykłą, wydawałoby się, francuską rodzinę - małżeństwo z trojgiem dzieci, mieszkające i pracujące na fermie w departamencie Cantal. Na pozór wszystko jest tutaj normalne, choć nieco szorstkie - i życie, i praca, i relacje międzyludzkie. Bardzo szybko okazuje się, że mąż - Pierre - właściwie codziennie znęca się nad żoną, poniża ją, bije. Ale mamy lata 60. XX wieku, więc ona milczy, znosi upokorzenia, ukrywa siniaki i - choć nieraz o tym myśli - właściwie nie ma sił i odwagi, by od męża przemocowca odejść. Co ciekawe - sama przed sobą nie potrafi do końca nazwać sytuacji, w której się znalazła. Bo oczywiście przed małżeństwem nic tego nie zapowiadało. I tak dochodzimy do pewnej niedzieli, gdy kobieta po obiedzie u rodziców pokazuje swojej matce siniaki i nawet nie musi opowiadać, co dzieje się w jej domu, by sytuacja się zmieniła.
Choć - jak już pisałam - Marie-Hélène Lafon oddała do rąk czytelników tradycyjnie niedużą objętościowo powieść, to mistrzowsko opowiada tę historię z trzech różnych perspektyw - bitej i upokarzanej żony i matki, przemocowca Pierre'a, wreszcie spojrzymy na ten dramat po latach, oczami jednej z dorosłych już córek tego nieudanego małżeństwa. Autorka - na pozór jedynie - przedstawia nam suche fakty - tak, jak widzą je poszczególni bohaterowie. Ale nie dajmy się zwieść. Pod pozorem oszczędności formy Lafon tak misternie rzeźbi w słowach, że sięga głęboko - w tle, gdzieś na drugim, trzecim planie Źródeł - uważny czytelnik dostrzeże i zmieniającą się rzeczywistość francuskiej prowincji, i historię awansu społecznego, i zalążki feministycznej świadomości bohaterki, wreszcie brak autorefleksji i niemoc odnalezienia się we współczesnym świecie Pierre'a (bo w końcu o co tym kobietom chodzi? On zachowuje się tak, jak mężczyźni postępowali zawsze, od zarania dziejów...). Wszystko to podskórnie aż buzuje w powieści Lafon, choć na pierwszy rzut oka to nieduża książeczka o pojedynczym rodzinnym dramacie. Co ciekawe - właśnie ta pojedynczość historii czyni ją też uniwersalną. Trochę jakby autorka stawiała przed nami wszystkimi lustro, byśmy mogli się w nim przejrzeć.
Źródła z łatwością można przeczytać w jedno popołudnie czy wieczór, ale absolutnie nie polecam tego w przypadku najnowszej powieści Lafon. Dajmy sobie czas i przestrzeń na delektowanie się słowem, misternością zdań, tym, w jaki sposób autorka opowiada historię. Nic nam tu nie będzie wiercić dziury w brzuchu czy w sercu, nic nie rozbierze emocji na części pierwsze, jak w amerykańskich powieściach o nieudanym rodzinnym życiu. Wszystko za to jakoś nas w tym pisaniu Lafon poruszy, skłoni do refleksji, do chwili zadumy.
Aleksandra Przybylska
- Marie-Hélène Lafon, Źródła
- tłum. Agata Kozak
- Wydawnictwo Literackie
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024