Tę książkę czyta się chwilami jak bajkę dla dorosłych. Choć - nie ma co ukrywać - nie zawsze dzieje się dobrze w wioskach czy miasteczku powiatowym w Westerwaldzie. Naszą narratorką jest Luiza - najpierw kilkuletnia dziewczynka, potem młoda kobieta. Wychowuje ją właściwie babcia Selma, bo rodzice Luizy są za bardzo zajęci swoimi życiowymi problemami. To Selmie raz na jakiś czas śni się okapi. A gdy śni się okapi, cała wioska już wie, że w ciągu najbliższych 24 godzin ktoś z tej wspólnoty umrze.
Czy w takim razie Sen o okapi jest książką o umieraniu, o odchodzeniu, o tym, jak - mając ponoć jakąś wiedzę - bronimy się ostatkiem sił przed postacią z kosą, a najostatniejszym ostatkiem czepiamy kurczowo życia? I tak, i nie. Choć nie wiem, jak to możliwe i w tym pewnie tkwi kunszt pisarski Mariany Leky. Czytelnik dostaje do rąk opowieść niesamowicie pogodną i ciepłą, nawet gdy odchodzą niektórzy jej bohaterowie. Tkwi w tym wielka siła Snu o okapi, podobnie jak w innych konstrukcyjnych zabiegach autorki.
Oto bowiem akcja powieści rozgrywa się w latach 80. i 90. XX wieku, a więc wydawałoby się, że stosunkowo niedawno, a jednak ten czas, gdy jeszcze nie było komórek, szybkiego internetu, gdy tradycyjne listy choćby z Niemiec do Japonii i z powrotem musiały przebyć długą drogę... cały ten czas zdaje się chwilami być wielką oazą spokoju i normalności, którą dziś nam odebrano, to znaczy sami ją sobie skasowaliśmy. A na rzecz czego, to już każdy sam może sobie odpowiedzieć, bo to kwestia bardzo indywidualna. Spokój tchnie także ze wszystkiego, co w powieści Leky zakotwiczone jest w buddyzmie. A jest to kotwica o tyle ciekawa, że cały Sen o okapi zdaje się nam mówić, że nie trzeba podróży na Daleki Wschód, nie trzeba stosu mądrych ksiąg i życiowych praktyk, by odkryć buddyzm tuż obok, np. w domu sąsiada.
Jest wreszcie ta mała wspólnota jakiejś wsi w Westerwaldzie. I ta wspólnota wydaje się być chwilami tak dobra, tak otwarta, że to aż nierealne. Nikogo się tutaj nie odrzuca. Czy będzie to samotny ojciec raczej szorstko wychowujący syna, czy myśliwy strzelający do zwierząt w pobliskich lasach, czy wiecznie przygnębiona i zamknięta w czterech ścianach kobieta w średnim wieku. Gdy czyta się Sen o okapi, ma się wrażenie, że w tej wspólnocie każdy jest jakoś potrzebny, każdy ma do odegrania jakąś ważną - bo życiową - rolę.
Gdzieś na linii życia tej wspólnoty nasza narratorka Luiza się zakocha. I nie będzie to miłość ani łatwa, ani prosta. Będzie za to czymś, co tę wspólnotę znów jakoś wzbogaci. Czy Sen o okapi jest więc powieścią o miłości? Tak, ale nie czułostkową, nie romansidłem, nie powierzchowną opowiastką. To pięknie napisana książka, która - jak już na okładce informuje nas wydawca - jest "do śmiechu, do łez, do odzyskania wiary w miłość". Chwilami szczerze nie znoszę tego, co wydawcy wrzucają nam teraz na okładki książek, jakby wciąż przekonani, że papier wszystko zniesie, lecz w przypadku powieści Mariany Leky akurat każde słowo jest prawdziwe.
Sen o okapi jest przepiękną opowieścią o życiu i o miłości. I to na wielu poziomach, choć akcja dzieje się tylko w jednej niedużej wsi. Mamy tu bohaterów, którzy, zupełnie jak każdy z nas, raz lepiej, raz gorzej radzą sobie z codziennymi przygodami, są mniej lub bardziej wyrozumiali (także dla siebie), potrafią innym dać mniej lub więcej (w zależności od okoliczności). To miejsce, ci ludzie, ich życia - wszystko jest u Leky jak świat w soczewce. A im bardziej czytamy Sen o okapi, tym bardziej marzy nam się, by jednak nie był to tylko sen.
Aleksandra Przybylska
- Mariana Leky, Sen o okapi
- tłum. Agnieszka Walczy
- Wydawnictwo Otwarte
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021