Nie jest to pozycja o najważniejszych książkach wydanych w PRL-u. Możemy nawet zaryzykować stwierdzenie, że nie jest to książka o pisarzach, jeśli pod uwagę weźmiemy indywidualne życiorysy. Ich fragmenty owszem, są porozsiewane na ponad 400 stronach książki, jednak służą jednemu - zarysowaniu historii Związku Literatów Polskich, egzystencji pewnego organizmu. Organizmu zarazem nietypowego, bo już na przestrzeni kilku dekad mogliśmy dostrzec istotne zmiany ewolucyjne, jak i bliskiego nam biologicznie: podatnego na infekcje, stany zapalne, autoagresję czy załamania nerwowe. Stan zdrowia pacjenta determinują wydarzenia historyczne - faktycznie wprowadzenie doktryny i estetyki socrealizmu w Szczecinie w 1949 roku, śmierć Stalina, Poznański Czerwiec, odwilż październikowa, Marzec 1968, powstanie KOR-u i drugiego obiegu, w końcu wprowadzenie stanu wojennego, który ZLP dobił. Ale mowa też o późniejszej galwanizacji nieboszczyka, z którego narodziły się: nowy, zatrudniający obecnie półtorej osoby ZLP ("neozlep") oraz konkurencyjne Stowarzyszenie Pisarzy Polskich.
Potkaj pokazuje, że ZLP był czymś wielkim. Nie tylko, przynajmniej przez dwie dekady po wojnie, narzucał ton życiu literackiemu w kraju, lecz również szastał etatami, zaspokajał potrzeby socjalne zrzeszonych pisarzy, fundował im wyjazdy do domów pracy twórczej (jak ten w Oborach czy legendarna Astoria w Zakopanem) oraz zagraniczne delegacje, w końcu gwarantował niedostępne przywileje. Związek Literatów Polskich dawał nie tylko poczucie misji, ale też wyższości. I jeśli nie wolność, to przynajmniej jej cedzoną namiastkę. Prezesi związku, ich zastępcy i sekretarze, byli książętami, z którymi liczyć musieli się zarówno ludzie pióra, jak i władza. Z relacji, sprawozdań i dzienników, jak również z rozmów z osobami pamiętającymi tamte czasy, Potkaj wydobywa potężnego Iwaszkiewicza, nie tylko literata, ale też przywódcę, człowieka, który przez ponad dwie dekady trzymał Związek w ryzach i wiedział, jak układać się z władzą, aby zachować swoje wpływy. Ożywia sprytnego Putramenta, świetnego organizatora i gracza politycznego, który jako sekretarz związku, szczerze oddany KC, swego czasu sięgał po władzę niemalże absolutną. Pokazuje też, z jakimi dylematami musiał mierzyć się Jan Józef Szczepański prezes-Hamlet, który podczas stanu wojennego stał za sterem jeśli nie zatopionego, to przynajmniej internowanego przez nieprzyjaciół okrętu.
Pozostając przy akwarystycznej metaforyce zaproponowanej przez autora (tytuł książki zapożycza od Herberta) - akwaryści wiedzą, że są takie gatunki jak babki tęczowe, które potrafią namieszać. I to dosłownie - przerzucając piasek, mącąc, drążąc, szokując innych mieszkańców zbiornika. Także i w literackim akwarium od samego początku pływały rybki niepokorne - kontestujący założenia ideowe PZPR i "diamat", dogmaty socrealizmu czy w końcu normy obyczajowe. Ogłupianiu społeczeństwa sprzeciwiała się Dąbrowska, wymownie odsuwał się Tyrmand, cudowne nawrócenie przeżył Ważyk, publikując Poemat dla dorosłych, mimo prześladowań w opozycji działał Jasienica, Janusz Szpotański natomiast stał się barową legendą za sprawą satyrycznego poematu Cisi i gęgacze, który nagrodzono trzyletnim wyrokiem. Były w końcu niezmordowane dłuta, takie jak Kisielewski (swoją drogą autor Ludzi w akwarium), które przez lata cierpliwie kuły w soc-betonie. I po części to właśnie na skutek kontaktu z tymi "innymi" Związek stopniowo zmieniał się, rewidował swoje założenia, nieśmiało kierując się w stronę pewnych swobód kulturalnych.
No a co z tymi anegdotami? Legenda literacka Hłaski, amanta i buntownika, ma się dobrze, Andrzejewski przeżywa kolejne zauroczenia młodymi twórcami, wiecznie podpity Himilsbach jest rozbrajająco szczery. Potkaj pokazuje przy tym, że tak popularny etos lumpenproletariusza i chuligana często niósł za sobą realne zło - na przykład pod postacią legendarnego zadymiarza Romana Śliwonika, który był świetnym bokserem, dopóki nie spotkał boksera. Co jednak nie przeszkadzało mu w skatowaniu poety Czachorowskiego.
Akwarium to skarbnica pamięci o Związku Literatów Polskich w latach 1945-1983 (wycieczkami w przeszłość i przyszłość), także w kontekście jego współpracy z innymi związkami, wydawnictwami i prasą. Skrupulatność autora w zakresie doboru źródeł (sama bibliografia zajmuje kilkanaście stron) i dokładność historyczna pomagają nam nie tylko nie zgubić się tej skomplikowanej, wielowątkowej opowieści, ale też zyskać pewność, że nie pomijamy niczego, co mogłoby okazać się kluczowe dla jej zrozumienia. Dzięki licznym przytoczeniom (a są i cytaty humorystyczne, i wulgarne, owszem) ta historia żyje i wyrywa nas z drzemki przy nieuniknionych w tego rodzaju publikacjach dłużyznach. Jest to jednak pozycja dla osób żywo zainteresowanych tematem, co nie znaczy, że wyłącznie dla literaturoznawców. Po prostu nie daje się w prezencie książki o akwarystyce komuś, kto nie przepada za rybami.
Jacek Adamiec
- Tomasz Potkaj, Akwarium. Opowieść o Związku Literatów Polskich w PRL-u
- Wydawnictwo Czarne
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023