Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Czy to wielka amerykańska powieść?

Ma ponad 800 stron w polskim wydaniu, a jeden dzień ciągnie się w tej książce niemal w nieskończoność. I oba te fakty o powieści Na rozdrożu Jonathana Franzena zdecydowanie działają na jej korzyść.

, - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Chwilami jest niczym wielka lupa - tak myślę o najnowszej powieści Jonathana Franzena, autora słynnej Wolności czy znakomitych Korekt. W najnowszej, opasłej Na rozdrożu jeden z najważniejszych współczesnych autorów amerykańskich znów przygląda się rodzinie. Stąd chyba to moje skojarzenie z lupą. Choć pisać, że się przygląda, to chwilami wciąż za mało. Franzen zdaje się wręcz dokonywać wiwisekcji. I to nie na tej jednej opisywanej rodzinie, lecz niemal każdej. W tym przyglądaniu się z jednej strony współczesnej rodzinie, a z drugiej każdemu jej członkowi z osobna, Franzen wchodzi na poziom jeszcze wyższy niż ten, który udało mu się osiągnąć w Korektach. Bo - znów - nie tyle się przygląda, ile grzebie niemal swoim bohaterom w ich emocjonalnych trzewiach.

W warstwie pierwszej, naskórkowej pisarz wrzuca nas w początek lat 70. Oto 23 grudnia 1971 roku, dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia, oto dom pastora Russa Hildebrandta, oto jego rodzina - żona i dzieci. Te ostatnie już dorosłe, wciąż dorastające albo będące nadal niczego nieświadomymi dziećmi. Jakie tajemnice skrywa ten dom? Nie, nie jakieś mroczne. Nie ma tu wampirów, zombiaków, ba! nie ma nawet uciekających w wirtualny świat dzieciaków - wszak to 1971 rok. Jest więc w powietrzu nieco zapachu trawki, ale i nieco kościelnego kadzidła. Jest ojciec przekonany o słuszności swoich wartości i postępowania. Jest starająca się utrzymać ten dom i dzieci w ryzach matka. Ale co znajdziemy pod spodem, pod powierzchnią?

Franzen dzięki stworzonym przez siebie bohaterom zabierze nas w podróż po Stanach Zjednoczonych i wstecz, i w głąb. Będzie tu miejsce na coraz silniejszą emancypację kobiet, będzie sięgnięcie do lat 30. w słonecznej (ale czy aż tak bardzo?) Kalifornii, będzie nad tym wszystkim i cień toczącej się w latach 70. wojny w Wietnamie oraz tego, jak traktowano wówczas czarnoskórych współobywateli. Wreszcie to, co dla bohaterów amerykańskich wydaje się nieodzowne, a więc sięgnięcie głęboko w ich psychikę, w ich stany emocjonalne. Tu i teraz, ale też lata wcześniej.

Olbrzymia część Na rozdrożu rozgrywa się jednego dnia - właśnie 23 grudnia 1971 roku - gdy możemy towarzyszyć bohaterom w ich codziennych przedświątecznych troskach, ale i - wraz z nimi - wracać do wspomnień lub snuć projekcje przyszłych zdarzeń, mimo przedświątecznej gorączki. I choć potem Franzen zabiera czytelnika wraz z rodziną Hildebrandtów kilka lat do przodu, to dla mnie najcenniejsze jest to, co dzieje się na pozór tego jednego tylko dnia, w ciągu zaledwie kilku godzin, a dzięki czemu poszczególnych członków rodziny możemy poznawać aż do bólu. Ba! Oni sami mogą siebie poznać aż do bólu - i to świadczy o wielkości pisarstwa Franzena. I o tym, że stworzył książkę, którą spokojnie można zaliczyć w poczet wielkich amerykańskich powieści.

Ta powieść jest tak znakomitą literaturą, że aż chciałoby się, by autor tworzył właśnie coś pod umownym tytułem Na rozdrożu 2, której akcja mogłaby się rozgrywać choćby w odkrywanych właśnie w amerykańskich serialach latach 90. Czy dzieci oddałyby pastora do domu opieki? I jakie byłyby same już jako naprawdę dorośli ludzie? Ale nie, stop! Dobra powieść to nie serial na Netfliksie. Niech się zatem skończy, jak się skończyła. Niech żadnej kontynuacji już nie będzie. Kto wie, może na lata 90. przyjdzie jeszcze czas w pisarstwie Franzena.

Na okładce Na rozdrożu wydawca tradycyjnie zamieścił kilka zagranicznych recenzji. Zdanie z tygodnika "Time" mistrzowsko oddaje to, czym w istocie jest najnowsza powieść Jonathana Franzena - "Fascynująca analiza wiary, przywileju, władzy i ambicji".

Aleksandra Przybylska

  • Jonathan Franzen, Na rozdrożu
  • tłum. Witold Kurylak
  • Wydawnictwo Sonia Draga

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022