Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

ZA PARTYTURĄ. Staram się szukać dobrych wzorców

- Świadome słuchanie w sensie ekologii dźwiękowej polega także na tym, by zdawać sobie sprawę, ile samemu  wytwarza się hałasu - mówi Lidia Zielińska*, kompozytorka i pedagog poznańskiej Akademii Muzycznej.

. - grafika artykułu
Lidia Zielińska, fot. archiwum prywatne

Czy na studiach uczyła się już Pani kompozycji elektroakustycznej?

A skądże! Nie było wówczas nawet śladu wiedzy o niej na wyższych uczelniach w Polsce. Muszę jednak powiedzieć, że Jan Astriab, który uczył nas w latach 70., po stypendium w Stanach Zjednoczonych wrócił z przekonaniem, że muzyka elektroakustyczna to coś ważnego, coś, co ma przyszłość. Wtedy też kupił dla poznańskiej Akademii Muzycznej syntezator, który służy nam do dzisiaj.

W swojej karierze zawodowej nie tylko komponowała Pani, ale także pracowała jako skrzypaczka w Orkiestrze Filharmonii Poznańskiej i w Amadeusie.

Jako początkująca skrzypaczka siedziałam w "ogonach" II skrzypiec. Dzięki temu poznawałam od środka brzmienie orkiestry, instrumentację, ale też zachowania ludzkie w zespole. Mogłam obserwować, jak poszczególni muzycy reagują na wszelkie błędy kompozytora, braki w instrumentacji, nieścisłości w notacji, niejednoznaczność zapisów nutowych. Praca w orkiestrze była nieocenionym uzupełnieniem moich równoczesnych studiów kompozytorskich.

Niektórzy kompozytorzy nie zwracają uwagi na realne możliwości instrumentu.

No i przegrywają. Kompozytor musi wiedzieć, że jest odpowiedzialny nie tylko przed słuchaczami, ale też muzykami, którym zawraca głowę swoim dziełem.

Kiedy zadecydowała Pani, że chce zostać kompozytorką?

Oj, bardzo dawno. Podobno wycinałam teksty wierszyków ze "Świerszczyka" - czasopisma dla dzieci z wczesnych klas szkoły podstawowej - wklejałam je do zeszytu nutowego i do nich pisałam piosenki. W 6 lub 7 klasie podstawówki już świadomie wiedziałam, że chcę zostać kompozytorką. Potem były pierwsze próby kompozytorskie, konsultacje u Franciszka Woźniaka, który wysłał mnie do Andrzeja Koszewskiego. Dwa lata przed studiami chodziłam do niego na konsultacje, a potem u niego studiowałam.

Wspomina Pani samych mężczyzn. Nie było Pani trudno w tym środowisku?

U profesora Koszewskiego nie odczuwałam tego. Dopiero po latach powiedział, że wielkich złudzeń nie miał. Myślał, że jak to zwykle u kobiet - urodzę dziecko i zapomnę o wszystkim innym. A ja urodziłam i nie zapomniałam. Ale w pełni jego obawy rozumiem.

Jak duże jest zainteresowanie studentów kompozycją na poznańskiej Akademii Muzycznej?

Kompozycją nutową, tą tradycyjną, jest takie sobie. To są w tej chwili ludzie najczęściej absolutnie przypadkowi. Niby po szkołach muzycznych, ale nadal nie wiedzą, ile symfonii napisał Beethoven, a przede wszystkim do czego służy crescendo. Może raz na 5 lat znajdzie się wśród nich ktoś, kogo warto przyjąć, a raz na 10 lat ktoś, kto zostanie naprawdę zauważalnym kompozytorem. Natomiast wśród specjalności elektroakustycznej jest siedmiu kandydatów na jedno miejsce. Wśród nich powiedziałabym, że 30 procent zasłużyło na to, aby studiować, natomiast 20 procent z nich rzeczywiście może być kompozytorami. Mają też znacznie szersze horyzonty umysłowe.

To dużo.

Dużo. Oni mają swoją muzykalność. Jest to zupełnie inna muzykalność niż człowieka, którego mamusia posłała do szkoły muzycznej w wieku 7 lat i potem było popychane, przepychane przez klasy, by później trafić na studia. Wymagania obecnego systemu edukacji zmuszają ucznia do grania wyłącznie z nut, więc łatwo stracić odruchową muzykalność i w ogóle kreatywność. A jeśli nie, to znaczy, że jest na tyle silny, że należy go podejrzewać o talent.

Zajmuje Panią także ekologia dźwiękowa. Na czym polega to zjawisko?

Ekologia dźwiękowa polega na tym, abyśmy umieli słuchać świadomie, wartościować to, co słyszymy. Słuchanie świadome w sensie ekologii dźwiękowej polega także na tym, by zdawać sobie sprawę, ile samemu  wytwarza się hałasu.

W jaki sposób odgrodzić się od niechcianych dźwięków?

Zacząć od siebie. Sapanie, człapanie, głośne trzaskanie drzwiami, przesuwanie krzesła - wszystko to można wyeliminować. Kolejny poziom dotyczy przestrzeni miejskiej. Zwróćmy uwagę na tramwaje starszej i nowszej produkcji - wszyscy wiemy, jaka jest różnica w wytwarzanym przez nie hałasie. Jeśli wyeliminujemy zbędne elementy zgiełku miejskiego, to wszystkim nam będzie lepiej, nie będziemy chodzić tacy podminowani. Będziemy dla siebie milsi, będzie mniej wypadków. W każdej sprawie możemy sami usunąć choć trochę bylejakości. Odgradzanie się słuchawkami to w pewnym sensie hipokryzja.

Wróćmy jeszcze do kompozycji. Jak wygląda Pani proces komponowania?

Tak jak projektowanie ogrodu i parku.

Myślałam, że bardziej jak reżyserowanie?

Na pewno w ostatnim czasie inspiracją dla mnie są struktury, które odnajduję w przyrodzie. Jako te, które są podświadomie najbardziej czytelne dla przyszłego słuchacza. Wszystko, co wynika z algorytmów natury, prawdopodobnie jest łatwiej przyswajalne przez słuchacza niż struktury wykoncypowane.

Czyli stara się Pani uprościć przekaz kompozycji?

Nie uprościć. Staram się szukać dobrych wzorów, zamiast sama je wymyślać. To są gotowe modele, znakomite i dopracowane algorytmy, bo natura szlifowała perfekcję przez tysiące lat. I bardziej jej wierzę niż sobie. Choćbym nie wiem jak była pyszna, to natura jest ode mnie lepsza. I tylko pytanie, czy ja dobrze potrafię przełożyć te struktury na muzykę. Bo struktura wizualna nie zawsze sprawdza się w strukturach czasowych, którymi operuje muzyka. I dopiero w tym sensie komponowanie jest pracą reżysera, który kształtuje dramaturgię i przebieg czasowy.

Jak długo trwa życie utworu współczesnego?

Kiedyś mówiło się o nieśmiertelności, ale dajmy już temu spokój. Za chwilę padnie jakiś ważny serwer albo przetną nam kabel w Bałtyku i zabawa się skończy. Całe archiwa ostatnich 30 lat po prostu znikną z dziejów. A tak poważnie, to trwa tak długo, jak trwa zainteresowanie wykonawców i kuratorów, którzy programują koncerty, festiwale.

Pani także się tym zajmowała. Ma Pani jakiś przepis na to?

Moja recepta to obserwować, jakie właśnie nastąpiło pokolenie i jakie są jego potrzeby, oczekiwania albo czego mu brakuje moim zdaniem, jak podnieść mu poprzeczkę. Bo na takie festiwale przychodzą ludzie z aspiracjami albo nieuświadamianymi tęsknotami.

Który Pani utwór był najważniejszy?

Oczywiście ten następny. Zawsze tak samo.

Rozmawiała Aleksandra Kujawiak

*Lidia Zielińska - ur. 1953 r. w Poznaniu. Kompozytorka, pedagog, kierownik Studia Muzyki Elektroakustycznej w Akademii Muzycznej w Poznaniu. Jej utwory były wykonywane na festiwalach w kilkudziesięciu krajach Europy, Azji i obu Ameryk.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019