Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Reżim, raut i rausz

Pod znakiem tych trzech słów upłynęło koncertowe wykonanie Zemsty nietoperza Johanna Straussa syna w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Wykonanie o tyle niezwykłe, że było otwarciem teatru po wielomiesięcznej przerwie wywołanej przez pandemię koronawirusa.

. - grafika artykułu
Rafał Korpik, Monika Mych-Nowicka, Jaromir Trafankowski, fot. materiały Teatru Wielkiego

Od kilku tygodni Teatr Wielki oferuje transmisje koncertów w internecie, jednak dopiero sobotni występ można uznać za pełną inaugurację karnawału w poznańskiej Operze. Po raz pierwszy od wielu miesięcy operowe korytarze wypełniły się gwarem przyciszonych głosów, a próg gmachu przy ulicy Fredry przekroczyły osoby niezwiązane zawodowo z tą instytucją. Zgodnie z obostrzeniami - melomani zajęli 50%  miejsc na widowni. Powrót na obite na czerwono fotele odbywał się w pełnym reżimie sanitarnym - maseczki dopełniały wieczorowe kreacje i garnitury, zamiast uścisków dłoni królowała dezynfekcja, a każdy z widzów miał obok siebie dwa wolne miejsca, by zachować niezbędny dystans. O ile artyści poznańskiej sceny mieli szansę wrócić do formy podczas wcześniejszych koncertów, o tyle odzwyczajenie od słuchania muzyki na żywo dało się wyczuć na widowni. Początkowo nieśmiałe i niepewne oklaski (czy należy klaskać, gdy na scenę wchodzi dyrygent, skoro od dawien dawna widzimy go tylko na ekranie telewizora?) z czasem nabrały trochę wigoru i rozbrzmiewały mocniej i częściej. Na powitanie widzów zespół Teatru Wielkiego zaproponował przegląd muzycznych numerów z najsłynniejszej operetki Johanna Straussa.

Koncertowe wykonania oper z racji braku inscenizacji nastręczają trudności w wykonaniu i odbiorze, a problem wydaje się jeszcze bardziej palący w przypadku operetek. Kantaty czy wokalne symfonie nie są dziełami teatralnymi, więc występ w sukni czy fraku przed orkiestrą jest normą. Opera to jednak spektakl dramatyczny i podczas wykonania koncertowego rodzą się pytania o grę aktorską, kostiumy, scenografię czy interakcje miedzy postaciami. Podobnie widzowi może być trudniej wczuć się w teatralną formę, gdy tej formy  jest pozbawiony. W przypadku operetek dodatkowy problem mogą stanowić mówione dialogi, które są osią akcji, a ponadto muszą wybrzmieć autentycznie i przestrzegać reguł komunikacji. Ciekawie z tego problemu wybrnął zespół Teatru Wielkiego: akcję każdego z aktów streszczał prowadzący koncert Andrzej Ogórkiewicz, po czym prezentowano jedynie muzyczne fragmenty dzieła bez dialogów. Był to udany zabieg, choć momentami tracił na nim przebieg akcji - zabrakło chociażby ujawnienia tożsamości Rozalindy w III akcie. Z ograniczeniami koncertowej wersji z powodzeniem poradziła sobie większość solistów. Na szczególną uwagę w kwestii kreowania postaci zasługują Barbara Gutaj-Monowid jako rezolutna i świadoma swojego seksapilu Adela, choleryczny Eisenstein w wykonaniu Piotra Friebe, czy pijany strażnik więzienny Frosch, w którego wcielił się Andrzej Ogórkiewicz.

O muzyczną warstwę zadbał Tadeusz Kozłowski, który wlał w partyturę Straussa wiele energii i płynności, choć nie zabrakło też odrobiny melancholii, zwłaszcza w scenie bruderszaftu w drugim akcie. Warto docenić klarowną dykcję śpiewaków, dzięki której arcymistrzowskie tłumaczenie libretta autorstwa Juliana Tuwima regularnie wywoływało uśmiech na twarzach widowni. Muzycznie wśród solistów wyróżniali się Monika Mych-Nowicka w roli Rozalindy, Rafał Korpik jako Frank oraz wspomniani już Friebe i Wilczyńska-Goś.

Zemsta nietoperza kręci się wokół bali, zabaw i trunków, nie zabrakło więc kieliszków, chwiejnych kroków, żartów i bon motów. Sobotni koncert należy uznać za satysfakcjonujący i potraktować jako optymistyczny prognostyk na kolejne wydarzenia w teatrze. Zabrakło być może bisu (energii toastu z II aktu nigdy za wiele), dało się też odczuć specyficzną atmosferę reżimu sanitarnego i pierwszego wydarzenia na żywo po wymuszonej przerwie. Pozostaje mieć nadzieję, że z czasem obostrzenia uda się złagodzić, a my wszyscy przestawimy się na dawne tory i do teatrów wróci znany sprzed pandemii nastrój. W swoim monologu Frosch dziwi się fenomenowi wódki - po jej wypiciu kamień spada z serca, ale idzie w nogi. Można sparafrazować tę myśl i czekać aż kamień pandemii spadnie z serc i pleców, lecz zamiast spętać nogi, uwolni je, a te jeszcze nie raz przekroczą teatralne progi.

Paweł Binek

  • Zemsta nietoperza, wykonanie koncertowe
  • dyrygent: Tadeusz Kozłowski
  • Teatr Wielki
  • 13.02

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021