Poznański Ethno Port był jednym z niewielu czołowych polskich festiwali folkowych, które - mimo oczywistych dla wszystkich ograniczeń pandemii - miały w minionych dwóch latach swe "prawie normalne" edycje. Odbywał się w innym terminie: we wrześniu nie czerwcu i w nieco skromniejszej formule, ale było granie na żywo dla publiczności zgromadzonej pod sceną, a nie przed ekranami komputerów. Wspaniale jednak, że w tym roku festiwal mógł wreszcie powrócić do swego - właściwego - czerwcowego terminu, a muzyka ponownie mogła zabrzmieć w pełnej skali i dla licznie zgromadzonych sympatyków etno.
Głównym tematem pierwszego dnia tegorocznej imprezy była muzyka europejska. Rzecz charakterystyczna dla tego, co przez półtorej dekady swego istnienia osiągnął Ethno Port: nie muszą pojawiać się tu ani bardzo znani artyści, ani bardzo egzotyczni, by publiczność przybyła licznie i niezwykle entuzjastycznie reagowała. Przekonaliśmy się jak rozmaity stylistycznie i znaczący pod względem jakościowym jest wciąż potencjał Starego Kontynentu, jeśli chodzi o odwołania do muzycznych tradycji. Ważnymi kontekstami były nie tylko europejskie tradycje, ale to na naszym kontynencie zaistniały wszystkie trzy formacje, których słuchaliśmy. Było to symbolicznie ważne o tyle, że na wschodzie Europy toczy się wojna, w kontekście której powszechnie mówi się o barbarzyństwie rosyjskich najeźdźców. Poznański festiwal mimochodem - albo bardzo świadomie - stał się wyrazistą alternatywą: etyczną i estetyczną. Tu różnorodność jest ceniona, a kulturowa odmienność budzi szacunek i zainteresowanie. Tak jest naprawdę i to jest (niejako niezależny od aspektów muzycznych) wielki walor tego festiwalu, ale też w ogóle muzyki folkowej czy tzw. world music.
Organizatorzy wielokrotnie podkreślali, że mieli wątpliwości czy wobec dramatu dziejącego się w Ukrainie organizować festiwal. Zwyciężyła - słusznie - wiara w moc kultury, w potrzebę spotkania się wokół tej a nie innej muzyki i dzielenia się nadzieją. Festiwal stał się swego rodzaju enklawą dobra wobec otaczającej czy osaczającej rzeczywistości. Oczywiście nie zabrakło także wątków ukraińskich, bo nie dość, że w dalszych dniach festiwalu miały wystąpić ważne zespoły z kraju naszego wschodniego sąsiada, to przez cały czas trwania imprezy aktywni byli wolontariusze z Fundacji Lokalnego Wsparcia Kultury "Aitwar", którzy zbierali datki dla Szpitala Dziecięcego nr 1 w Charkowie.
Wróćmy jednak do muzyki. Bodaj największą gwiazdą pierwszego dnia, a przynajmniej najbardziej rozpoznawalnym zespołem, było estońskie trio Trad.Attack!, które rozpoczęło tegoroczne festiwalowe koncerty. Zaczęło się więc od naprawdę "mocnego uderzenia", ale też muzyki która wszystko (a przynajmniej bardzo wiele) zawdzięcza tradycji. Trad.Attack! to zespół świetnie znany polskim sympatykom muzyki folkowej, gościł tu już wielokrotnie na ważnych festiwalach. Artyści podkreślali, że to ich pierwszy koncertowy wyjazd poza Estonię po dwóch pandemicznych latach, choć wcześniej non stop byli w trasie. Tym milej, że zaczęli powrót do świata od Polski - i od Poznania. Nie ma wątpliwości, że z biegiem lat zmienia się nieco muzyka tria. W początkach działalności był to zespół o niemal punkowej energii, ale skupiony jednak na głównie akustycznym brzmieniu. Dziś bardzo znacząco wspomaga ich "elektryka i elektronika", ale też członkowie tria potrafią zaproponować własną muzyczną ścieżkę. Ich bezdyskusyjnym walorem jest fakt nieustannych odwołań do estońskiej ludowej tradycji. W rozmowie dla "Pisma Folkowego" przed paroma laty na pytanie czy zdarza im się jeździć na wieś by szukać inspiracji odpowiadali "Niespecjalnie (...) w celach muzycznych udajemy się do Narodowego Muzeum Literatury do działu etnomuzykologicznego". I to do dziś słychać w ich muzyce. Graniu tria towarzyszą liczne sample z dawnych źródłowych nagrań, stanowiąc również bazę dla ich twórczości. Członkowie grupy brzmią czasami niczym wieloosobowy zespół, tymczasem ich instrumentarium to w gruncie rzeczy: gitara (akustyczna choć wspomagana elektroniką), perkusja i jako dodatki: estońskie dudy, drumla, dzwonki. Zgodnie z przewidywaniami publiczność reagowała na muzykę grupy niezwykle entuzjastycznie.
Entuzjazmu słuchaczy nie zabrakło też, gdy przenieśliśmy się z Sali Wielkiej Zamku na Dziedziniec, by posłuchać słowackiego kwintetu Michal Noga Band. Ta również bardzo energetyczna grupa przynosi w swej twórczości to, co najlepsze w tradycji naszych południowych sąsiadów, zagarniając przy tym szerokim gestem wątki węgierskie i wszystko inne, co wiążę się z muzyka karpacką, a również echa muzyki romskiej czy żydowskiej. W przeciwieństwie do poprzedników Noga i jego partnerzy w sposób bezpośredni nawiązują do ludowej tradycji, zarówno jeśli chodzi klasyczne, akustyczne instrumentarium, jak i repertuar. Dodają oczywiście co nieco od siebie, jak każdy interpretator. Zasadniczo jednak swą muzyką opowiadają o dość archaicznym - z perspektywy na przykład współczesnych mediów - rozumieniu ludowej tradycji, bez uwspółcześniania czy nowoczesnych aranżacji. I odnoszą sukces. Publiczność nie chce ich puścić ze sceny - również dlatego, że ich autentyzm po prostu widać i słychać. Formacja Michala Nogi przedstawia repertuar tyleż głęboko osadzony w źródłowej, ludowej tradycji, ile nadający jej nowoczesny, współczesny wyraz - poprzez tu i teraz rodzący się żywioł niemal ekstatycznego grania. Zapewne nie każdemu taka stylizowana konwencja odtwarzająca dawne fenomeny muzykowania musi odpowiadać, ale nie da się nie docenić wykonawczego kunsztu i artystycznej jakości.
Ten mocno roztańczony pierwszy wieczór tegorocznego festiwalu zakończyła - a jakże - pulsująca tanecznym rytmem muzyka tria Fanfara Station, które swą bazę ma we Włoszech, choć jego członkowie pochodzą z trzech krajów: Tunezji, USA i Włoch. Ich projekt muzyczny zainspirowany został migracjami na Morzu Śródziemnym. W swej twórczości dowodzą tej niezwykłej, szczególnej dla tego typu muzyki umiejętności integrowania i absorbowania różnych elementów, by przetworzyć je w jedną formułę, która nie tracąc nic (albo tracąc niewiele) z tych bazowych, źródłowych natchnień jest jednocześnie szalenie nowoczesną mieszanką, która zachwyca publiczność Ethno Portu, a mogłaby spodobać się i wielu bywalcom klubów tanecznych. Jak wiadomo, muzyka tradycyjna krajów Maghrebu z zadziwiającą łatwością potrafi splatać się ze współczesnymi, nowoczesnymi, tanecznymi brzmieniami. Członkowie tria potrafią to znakomicie wykorzystać. Dominującym arabskim tematom towarzyszyły dynamiczne brzmienia trąbki i puzonu, a brzmienia tradycyjnych instrumentów perkusyjnych znacząco wzmacniane były przez elektronikę i syntezatory. Publiczność bawiła się znakomicie.
To był dobry, ciekawy dzień. Obiecujący jako inauguracja piętnastej edycji festiwalu, podczas której usłyszeliśmy trzy szalenie profesjonalne i znakomicie brzmiące zespoły. Ale na wielkie festiwalowe wydarzenia jednak jeszcze czekamy...
Tomasz Janas
- Ethno Port Poznań 2022
- CK Zamek
- 10.06
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022