Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Bez wprowadzania chaosu

Z hasłem Bunt kwiatów Pawilon powraca po zimowej przerwie z programem wydarzeń kulturalnych. W najbliższy piątek w cyklu koncertów LAS-u wystąpi ARRM, zespół Artura Rumińskiego wykonujący rock psychodeliczny oraz związana z Poznaniem Aleksandra Słyż, artystka zajmująca się muzyką elektroniczną.

. - grafika artykułu
ARRM, fot. materiały prasowe

Działający od 2010 roku ARRM jest jednym z wielu projektów muzycznych Artura Rumińskiego. - Słucham bardzo dużo różnej muzyki. A jak popatrzysz na te moje zespoły, to zobaczysz, że każdy z nich różni się od reszty w zasadzie wszystkim. Nie chciałbym wrzucać do jednego z nich każdego gatunku, dlatego rozrzuciłem to sobie na kilka kapel - przyznał artysta w wywiadzie dla topguitar.pl, dodając, że na początku kariery muzycznej próbował te stylistycznie bardzo różne od siebie inspiracje połączyć w jednym zespole, czego efektem była dziwna mieszanka.

"Wszystko tutaj dzieje się bardzo powoli. Kompozycje są ascetyczne, opierają się zazwyczaj na jednym, powtarzanym jak mantra gitarowym motywie. (...) Nie jest to spektakularny ani efektowny album. Raczej taki, którego trzeba słuchać w spokoju i chłonąć jego atmosferę" - napisał Paweł Drabarek w recenzji debiutanckiej płyty ARRM dla violence-online.pl.

Z wydawnictw zespołu wizualnie najbardziej intrygujący jest dwupłytowy split z zespołem Lonker See, wypuszczony przez Istant Classic w 2017 roku. Na każdy krążek przypada po jednym utworze  - Brightblack Journey ARRM i New Motive Power, cz. 1-3 Lonker See. - W tym samym okresie wydaliśmy płyty - my ARRM, a oni Split Image. Bardzo spodobało mi się ich granie i zaproponowałem Borowi (Bartoszowi Borowskiemu) wspólny split. Zrobiliśmy po jednym, długim numerze. Początkowo miało to być wydane na płycie winylowej, ale pojawiły się problemy i ostatecznie wyszło jako CD. Zagraliśmy potem wspólną trasę ogólnopolską, którą bardzo dobrze wspominamy - opowiada Rumiński. Stąd oprawa swoją formą nawiązuje do winyla - otrzymaliśmy nawet białe, papierowe "koszulki" na płyty, które wkładamy w kieszonki tekturowego opakowania, którego oprawa graficzna nawiązuje do psychodelicznej i okultystycznej kultury lat 70.

Ostatni występ ARRM miał miejsce w listopadzie na festiwalu Ars Cameralis w Katowicach, w pandemicznej formule online. - Tylko sporadycznie wyjeżdżamy na koncerty - tak jak na ten najbliższy w Poznaniu. Na pewno występ w Katowicach był inny. Kamery są zawsze stresujące, a kontakt z publiką jest mimo wszystko bardziej namacalny. Gdy jednak gramy koncert, to zamykamy się w swoim kręgu, także specjalnie nie było w tym przypadku chyba zbyt dużej różnicy - oprócz tego, że nie można było później z nikim pogadać, czy podpisać płyty. Bardzo balansujący materiał na II wymaga od nas dużego skupienia. Nie jest on ułożony jako zwrotka-zwrotka-refren i musimy mieć ze sobą kontakt wzrokowy. Jeśli czujemy, że chcemy przejść dalej, to każdy z nas musi się złapać, żebyśmy wiedzieli, że jesteśmy w tym punkcie i przechodzimy dalej - wyjaśnia Rumiński.

Występ w Poznaniu przypada na bardzo rozciągniętą w czasie przed pandemię promocję albumu II. - Zagramy całą naszą drugą płytę tak, jak utwory są ułożone na nagraniu, od pierwszego numeru do samego końca. Występ w Poznaniu to część trasy promocyjnej tej płyty, która trwa już rok. Po jej nagraniu pod koniec 2019 roku pierwsze koncerty chcieliśmy zagrać na wiosnę, ale wtedy wszystko zostało odwołane. Stąd występy mamy rozbite na pojedyncze miesiące. Gdzie się da, tam jedziemy i próbujemy grać - tłumaczy Rumiński.

Czas pandemii przypadł na prace muzyków z ARRM nad trzecim albumem. - Dłubiemy nad nim, ale robimy to powoli, bez ciśnienia. Zajmujemy się też innymi projektami. ¾ ARRM to też skład zespołu Thaw, czyli ja, Maciej Śmigrodzki i Michał Leks. Mam też z naszym basistą Rafałem Micińskim nowy projekt - obecnie nad nim pracujemy. Rafał i Michał kończą z kolei własną płytę z projektu 52um, w którym grał też Robert Brylewski. Myślę, że ich album pojawi się jeszcze w tym roku - zapowiada Rumiński.

Najnowszym, solowym albumem Artura Rumińskiego jest Steep Hill. Materiał miał premierę pod koniec lutego w kasetowym labelu Macieja Wirmańskiego Szara Reneta. - Usytuowałbym ten album najbliżej muzyki harsh noise'owej. Są na nim też echa niemieckiej muzyki krautrockowej z lat 70. i pierwszej, najlepszej płyty Jean-Michel Jarre'a Oxygene. Ten materiał nagrałem w czasie lockdownu w kwietniu zeszłego roku. Już wcześniej znałem wydawnictwa Szarej Renety i często zamawiałem ich kasety. Naturalną drogą było też wydanie tego materiału w wytwórni, która zajmuje się muzyką harsh noise'ową i jest nastawiona na jej odbiorcę - tłumaczy artysta.

Jedną nogą w Szwecji, a drugą w Poznaniu

Dla Aleksandry Słyż, zajmującej się tworzeniem muzyki elektronicznej i elektroakustycznej nie tylko na syntezatorach modularnych, ale i wykorzystującej do tego czujniki ruchu i elementy choreografii, muzyka była bardzo ważna od najmłodszych lat. W Ełku, swoim rodzinnym mieście, poszła do lokalnej szkoły muzycznej. Gdy kończyła pierwszy stopień z wiolonczelą jako instrumentem wiodącym, to w szkole utworzono drugi, więc pomyślała: "czemu by nie spróbować iść dalej?".

W Poznaniu Słyż zaczęła edukację wyższą od kierunku Reżyseria Dźwięku na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Później studiowała kompozycję klasyczną na Akademii Muzycznej w klasie prof. Moniki Kędziory. - Zawsze dobrze jest mieć szerszy punkt widzenia. Klasyczne wykształcenie muzyczne zdecydowanie pomaga przy tworzeniu muzyki elektronicznej i elektroakustycznej. Otwiera nas na kolejne spektrum, pokazuje dostępne nam możliwości z trochę innej strony. W pewnych momentach może też jednak zamykać głowę. Osoby, które nie posiadają pełnego wykształcenia muzycznego, potrafią być przecież równie kreatywne. Nie idą utartymi ścieżkami, tylko zupełnie po swojemu realizują muzykę. Stąd kwestią indywidualną jest to, w jakim kierunku pójdziemy dalej z wykształceniem klasycznym - zauważa artystka.

Gdy kończyła edukację w Poznaniu zdecydowała, że chciałaby rozpocząć studia za granicą. Na muzyczne studia magisterskie wybrała Sztokholm - i poszła na kompozycję muzyki elektroakustycznej. - Sztokholm to piękne miasto. Poznałam tam świetnych ludzi. Sztokholmski ośrodek jest pionierem, jeśli chodzi o muzykę elektroniczną, zwłaszcza tą analogową. Tam zaczęłam poznawać syntezatory modularne. Technologia muzyki wielokanałowej jest również na wysokim poziomie - w Sztokholmie uczą, jak robić ją dobrze i porządnie. Dziś trudno jest mi oderwać się od Poznania i tutaj mieszkam z powodu sytuacji pandemicznej, a z drugiej strony ciągnie mnie do Sztokholmu. To najlepiej opisuje, gdzie się znajduję, przynajmniej obecnie, w swoim życiu - gdzieś pomiędzy - przyznaje Słyż.

Jej debiutancki album Human Glory został wydany w czerwcu ubiegłego roku przez polski label kasetowo-VHS'owy Pointless Geometry. Utwory opatrzone MG powstały przy wykorzystaniu syntezatorów cyfrowych i analogowych, a te oznaczone jako BG z użyciem czujników ruchu - zapisu dźwięku za pomocą choreografii. - Rozpoczęłam nad nim pracę na przełomie 2019 i 2020 roku i zbierałam materiał, powoli kształtując utwory, przez kilka miesięcy, do maja. Całe moje życie sytuuje się pomiędzy różnymi doświadczeniami. Bardzo duża część mojej twórczości wychodzi z ruchu, z pracy z sensorami ruchu, tancerzami i performerami. Stąd nie mogłam nie zawrzeć na albumie tego materiału. Z drugiej strony - od dawna kształtowała się we mnie fascynacja surowym, dronowym dźwiękiem, potężną ścianą brzmieniową. Nie chciałam wprowadzać zbyt dużego chaosu, co pewnie jest domeną debiutów, więc uznałam, że ograniczę się do tych dwóch aspektów muzyki, które mnie najbardziej fascynują - mówi.

Przed wyjazdem do Szwecji Słyż została zaproszona do współpracy przez Annę Kamińską, Patryka Durskiego i Przemysława Degurskiego, gdy ci zaczęli tworzyć nowy projekt. - Z projektu do projektu bardzo nas fascynowała technologia sensoryczna, która wydawała się nie należeć jeszcze do mainstreamu. Nie była też zbyt silnie obecna ani w środowisku akademickim, czy w tym skupionym na technologii. Współpracowaliśmy razem przez okres dwóch-trzech lat, w trakcie których mieliśmy parę występów i rezydencji artystycznych. To były moje pierwsze doświadczenia związane z sensorami ruchu, a także samym ruchem. Wiele się wtedy nauczyłam: jak wykorzystywać ludzkie ciało, jak pięknie się może poruszać i jak wiele nam dawać. Mam tu na myśli nie tylko wizualną przyjemność, ale i możliwość czerpania informacji - wspomina.

Poza tym Aleksandra Słyż zajmowała się też realizacją dźwięku i muzyki do filmów animowanych - współpracowała z Agą Gawrońską przy Somnambulism (2017) i z Haruchiką Seno przy ἴσος / ísos (2018). Podczas koncertu w Pawilonie artystka wróci do materiału wydanego na albumie Human Glory. - Po części chciałabym też pokazać coś nowego - ale więcej nie będę zdradzać - zapowiada.

Marek S. Bochniarz

  • Koncert #330: ARRM, Aleksandra Słyż
  • 12.03, g. 20
  • LAS / Pawilon
  • bilety: 20-30 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021