A Wy lubicie słoną lukrecję?
Frajda - mają ją na pewno czytelnicy kolejnej części serii o Myszonku. Bo po pierwsze - wielce prawdopodobne, że znają się dobrze z jej bohaterem, a po drugie - być może już samodzielnie czytają! Ostatnie dwie historyjki - "Myszonek i zdjęcie klasowe" oraz "Myszonek i zwariowane Halloween" zostały właśnie do tego stworzone. Zdecydowanie mniej w nich ilustracji, dużo więcej słów. Nie zdziwcie się też - bo dyniowa (wcale nie pomarańczowa) okładka mogłaby wskazywać na coś innego, że książka ta kryje w sobie tylko biel (no powiedzmy) i czerń. Do tego kilka chmurek i dopowiedzenia. Myszonek dzięki nim jest nomen omen... żywszy.
Skupmy się na ostatniej z serii, czyli tej, w której bohater siedzi bez ruchu, bo mama maluje mu na pyszczku trupią czaszkę. Właśnie tak! Ta mała mysz, która płakała z powodu jakieś muszki na plecach (okazało się, że to strzyżak sarni) czy upuszczonej kiełbaski do ogniska, bawiła się w ciuciubabkę na swoich urodzinach a na wycieczce podobało jej się najbardziej to, że śpi z mamą w jednym łóżku, teraz zakłada koszulkę z nadrukiem szkieletu i idzie samodzielnie do szkoły! Trudno w to uwierzyć nie tylko mamie Myszonka, ale z pewnością też wielu dorosłym czytelnikom, którzy z racji swoich wieczornych obowiązków (ale też przywilejów), musieli z nim spędzić wiele, często długich wieczorów...
Teraz świętujemy Halloween! Tego dnia każdy w klasie może się przebrać, za co/kogo chce! Myszonek, Lulu, Bratka i Antek stali się kolejno meksykańskim szkieletorem, zmiennokształtnym czymś/kimś (tak naprawdę Lulu się nie przebrał, ale twierdzi, że to jest najbardziej przerażające), Krwawą Hrabina i Draculą, żeby wspólnie przeżyć coś strasznego...
Nie chcąc jednak zdradzać zbyt wiele, powiem tylko, że Myszonek gubi plecak z kluczami do domu, telefonem i... paczką żelków, a w trakcie jego poszukiwań - pomóc w nich miały magiczne kostki - wślizguje się razem z Antkiem do ciemnej piwnicy, gdzie przez nieuwagę zostaje na dłużej i poznaje Szczura Fachurę. Ten im zwyczajnie pomaga, ale ma za to niezwyczajną prośbę. Nie mają nikomu mówić, że go spotkali.
Swego czasu miałam dosyć wieczorów z Myszonkiem. Bo miałam wrażenie, że mam w domu dwoje dzieci... Bywał męczący przez, jak sądzę, zsynchronizowanie ze swoją konkretną odbiorczynią, która miała wówczas podobną wrażliwość i potrzeby. Teraz Myszonka poznałam/odkryłam na nowo i szczerze mówiąc - bardziej polubiłam. Podobnie jak tłumaczenie samej książki, wciąż Iwony Kiuru. Być może i jej bliższa jest starsza mysz i świat wokół niej?
Truizmem jest, że upływający czas widać po dzieciach, po tym jak rosną i wiedzą/widzą coraz więcej. Od dziś jednak będę mówiła, że widać jak płynie na przykładzie dzieci i myszy. I jedne, i drugie, kiedy kota nie ma, harcują...
Monika Nawrocka-Leśnik
- "Myszonek i zwariowane Halloween"
- tekst i ilustracje: Riikka Jäntti
- Wydawnictwo Frajda
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025
Zobacz również
Kultura na weekend
MY NAME IS POZNAŃ. Dekodując własne światy
Popiół czy diament?