Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Potwory i sztuka

Na początku był Polański, którego Claire Dederer nazywa wprost gwałcicielem dziecka. Później pojawił się Woody Allen, który spał z córką partnerki, antysemita Wagner czy geniusz Picasso, który swojej kobiecie gasił na twarzy papierosy. Autorka, namiętna konsumentka popkultury, stanęła przed dylematem fanki (i fana) - czy twórcę można oddzielić od tego, co stworzył? Jeśli nie - czy możemy bez skrupułów "cancelować"? A jeśli tak - czy mamy moralne prawo czerpać radość z obcowania z dziełami splamionymi obrzydliwą biografią?

Rysunkowy, utrzymany w pastelowych barwach baner przedstawiający siedzącego na ławce i czytającego książkę ptaka. Ptak ma ciało małego chłopca, ubrany jest w kardigan i krótkie spodenki. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Claire Dederer to urodzona w 1967 roku dziennikarka, krytyczka literacka i wykładowczyni związana z Seattle. Zaangażowana feministka. Pisała m.in. dla "New York Timesa" i "Vogue'a". W roku 2010 ukazała się jej książka "Pozerka. Moje życie w dwudziestu trzech pozycjach jogi" (W.A.B.), w roku 2017 pamiętnik "Love and Trouble. A Midlife. Reckoning". Najnowsza propozycja pisarki, wydane w roku 2023 w USA i w ubiegłym roku przez Filtry "Potwory. Dylemat fanki. Co zrobić z wielką sztuka strasznych ludzi?" to esej pisany w czasie trzęsienia ziemi, jakim było zdobycie fotela prezydenta przez Trumpa po raz pierwszy w roku 2016. Wtedy to, w atmosferze publicznej eskalacji populizmu i seksizmu, media społecznościowe rozpaliły historie kobiet doświadczających przemocy seksualnej. A było to rok przed #metoo i rozwojem kontrowersyjnej "cancel culture", czyli kultury unieważniania.

Dederer w swojej książce rozdarta jest między "ja", a "my". Na początku do zagadnienia podchodzi bardzo osobiście, zmagająca się z wyrzutami sumienia związanymi z faktem, że jest w stanie z przyjemnością pochłaniać dzieła sztuki niemoralnych twórców. Jednak napięcia polityczne i społeczne w Ameryce, w tym solidaryzacja osób pokrzywdzonych przez przedstawicieli branży muzycznej i filmowej, sprawiły, że nieco zmieniła swoją perspektywę. W "Potworach" postanowiła zatem wtopić swoje "ja" w podmiot zbiorowy i skupić się na tym, z jaką recepcją spotyka się sztuka potworów (autorka za pomocą tego terminu uogólnia, jednak podkreśla, że potworność można stopniować) szargających ogólnie przyjęte normy społeczne.

Żeby było trudniej, Dederer pyta też o to, kiedy patologie stanowią odpowiedź na zapotrzebowanie społeczne i element autokreacji legendy artystycznej, albo kiedy słuszne potępienie spotyka się z nieśmiertelnymi uprzedzeniami - Allen i Polański to przecież Żydzi, a "oni przyszli po nasze dzieci to przecież najstarszy trop antysemityzmu". Dederer traktuje o pysze, którą możemy odczuwać, gdy z pozycji osób oświeconych i uwrażliwionych społecznie wywyższamy się ponad potwory z minionych dekad, a także o poczuciu niepewności i zagrożenia, którym płacimy za publiczne odkrywanie grzeszków innych. Przecież wtedy, gdy stajemy się bastionami moralności, każde zło wyrządzone drugiej osobie, choćby niewielkie, może wrócić do nas po latach i pogrzebać naszą karierę!

W ujęciu Dederer potworami są przede wszystkim przemocowi mężczyźni dopuszczający się potworności lub kreujący toksyczne wzorce (np. Hemingway czy Picasso), chronieni przez status geniusza i etykietę piewców wolności. Artystów wyrażających triumf żywiołu dionizyjskiego nad apollińskim. Pojawiają się jednak ciekawe wyjątki. Wyjątkowo frapujący i przewrotny okazuje się rozdział poświęcony Nabokovowi, którego autorka przedstawia jako "antypotwora". Autor "Lolity" to w ujęciu pisarki męczennik, który niósł przez życie krzyż oskarżeń o pedofilię wynikających z powszechnego utożsamiania narratora z autorem. Tymczasem to twórca, który wystawił się na ostrzał i oplucie, aby pokazać "potworność zbrodni, jaką jest kradzież dzieciństwa".

Pisarka przywołuje jednak również historie kobiet - choćby Sylvii Plath, która zabiła się, pozostawiając dzieci (nie da się czytać "Szklanego klosza" w oderwaniu od jej tragicznego życiorysu) czy Valerie Solanas, rewolucjonistki znanej bardziej z postrzelenia Warhola niż swojego manifestu. Ważnym wątkiem okazuje się kwestia macierzyństwa i odpowiedzialności artystki-matki. Dederer, również matka, bije się w pierś, przyznając, że jako twórczyni wielokrotnie kierowała się egoizmem i dopuszczała się wielu zaniedbań na polu rodzinnym. Także i ona okazuje się zatem, jeśli nie potworem, to chociaż potworkiem.

Esej, jako gatunek trudny do scharakteryzowania i zaszufladkowania, często drażni swoją niekonkluzywnością. Oznacza to, że niby człowiek wie, że nie ma prawa oczekiwać od autora czy autorki rozstrzygnięć w poruszanym temacie, ale jednak się łudzi. W przypadku "Potworów" miałem na odwrót. Spodziewałem się, że po opisaniu wszystkich okropieństw wielkich tego świata i szczerym rachunku sumienia autorka pozostawi nas z pytaniami. Niby to sprowokowanych do pogłębionej refleksji, ale tak naprawdę jeszcze bardziej bezradnych w obliczu straszliwej aporii. Jej wnioski prowadzą jednak ku jakiemuś rozwiązaniu - skrajnie emocjonalnemu.

Mimo całej erudycyjności swoich wywodów, Dederer ostatecznie uznaje wyższość czucia i wiary nad mędrca szkiełkiem i okiem. Estetyki nad funkcjonalnością. Te same emocje, które nakazują zaangażowanym krytykom "cancelować" twórczość artysty ze względu na jego niemoralność, każą też kochać dzieła sztuki bez względu na ich autorów. Podobnie jak można kochać osoby, które ranią i niszczą. Albowiem "miłość jest anarchią", "nie polega na ocenie, lecz na decyzji, by odsunąć ocenę na bok". Czy to w związkach, czy też w relacjach na linii artysta-odbiorca, idol-fan, kochamy "zgodnie z emocjonalną logiką przynależną do całkowicie odmiennego układu pogodowego niż chłodny klimat rozsądku". Brzmi to dobrze, gdy myślimy o odseparowaniu dzieła od twórcy, i bardzo niepokojąco, jeśli o akceptacji artystów mimo i przewin. Wtedy bowiem budujemy z nimi toksyczną relację charakterystyczną dla dysfunkcyjnych rodzin.

O książce Dederer wspominał na łamach "Gazety Wyborczej" Marcin Matczak, również pochylając się nad dylematem fana. Zgrabnie udało mu się podsumować to wszystko, nie uciekając do romantycznej metaforyki. Matczak pisze: "Po to w końcu wymyśliliśmy pismo i sztuki wizualne, by idealne artefakty dało się oddzielić od ich wadliwych twórców". To chyba najlepsze, co możemy zrobić. Zwłaszcza że i mamy swoje potwory, z którymi nie wiadomo, co począć. Kaczmarskiego chociażby.

Jacek Adamiec

  • Claire Dederer, "Potwory. Dylemat fanki. Co zrobić z wielką sztuką strasznych ludzi?"
  • tłum.: Dorota Konowrocka-Sawa
  • Filtry

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025