Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Co czytał Poznań?

"Powiedz mi, co czytasz, a powiem ci, kim jesteś" - brzmi maksyma chyba każdego bibliofila, który po zawartości biblioteki człowieka jest w stanie wiele na jego temat wywnioskować. Łącznie z tym, jaki ma charakter, osobowość i temperament! Jakimi cechami, biorąc pod uwagę czytelnicze wybory, wyróżniało się całe miasto?

Czarno-białe zdjęcie tłumu dorosłych i dzieci stojących na ulicy przed komisem książek używanych. Na budynku sklepu wisi dużo reklamowych szyldów. - grafika artykułu
Giełda używanych podręczników szkolnych przy ul. Podgórnej w Poznaniu, sierpień 1934, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Wysoki poziom oświaty Ziem Zachodnich Polski polega nie na tem, że ziemie przez nas zamieszkałe żywiły kiedykolwiek ambicje posiadania największej liczby uczonych, profesorów uniwersyteckich, lekarzy, prawników i t. d. lecz, że przywódcy społeczeństwa dbali niezłomnie o to, by u nas każdy robotnik umiał pisać i czytać"* - czytamy w artykule Co Poznań czyta?! anonimowego autora, opublikowanym pod koniec sierpnia na łamach "Nowego Kuriera" (nr 194/1930). Dziennikarz pisze dalej, że właśnie umiejętność czytania i pisania przesądziła chociażby o tym, że w czasach zaboru i wzmożonej akcji germanizacyjnej "robotnicy polscy, wychodźcy z Westfalji i Nadrenji, pochodzący wyłącznie z Poznańskiego, Pomorza i Śląska prowadzili samodzielnie skuteczną walkę z germanizatorami w kościele i umieli wybrnąć z sideł socjalistycznych, zakładając świetnie prowadzoną organizację zawodową, Zjednoczenie Zawodowe Polskie, któregoby im pozazdrościł najdoskonalszy socjolog-ekonomista". A wszystko w myśl zasady: "oświata ludu dokona cudu".

O pokoleniu najmłodszym - nic to dla nas nowego - mówiło się wówczas, że jest już całkiem inne od wcześniejszego, że obce są mu idee przyświecające poprzednikom, że z całkiem innej gliny zostało ulepione. W kontekście tych opinii, kierowany ciekawością, autor tekstu postanowił sprawdzić, jak ma się sprawa czytelnictwa w Poznaniu. W tym celu udał się do instytucji, które odpowiedzi mogły mu udzielić. Tych mianowicie, które książkami zajmowały się na co dzień. Źródłem wiedzy na interesujący reportera temat były więc biblioteki, czytelnie oraz księgarnie poznańskie.

Największymi bibliotekami w mieście były: Biblioteka Uniwersytecka i Biblioteka Raczyńskich. Z pierwszej jednak korzystali głównie studenci i profesorowie, więc trudno mówić, by mogła ona świadczyć o całej poznańskiej społeczności, a drugą autor tekstu postanowił zostawić sobie na później, poświęcając jej w jednym z kolejnych numerów osobny artykuł. Tym razem skupił swoją uwagę na centrali bibliotek publicznych Towarzystwa Czytelni Ludowych. Najważniejszą spośród nich była Biblioteka im. Józefa Ignacego Kraszewskiego, która mieściła się przy ul. Wrocławskiej 7 w gmachu starej poczty i która "zewnętrznie przedstawia się nieokazale, jak w «starym gmachu», ale jej wewnętrzna organizacja jest zdumiewająco uwagi godna". Oprócz niej istniały też rzecz jasna inne biblioteki TCL, strategicznie rozsiane po całym Poznaniu: na Jeżycach, Wildzie, Łazarzu, Winiarach, Głównej, Starołęce, Ratajach, Dębcu, Górczynie, a nawet w szpitalu miejskim. W sumie posiadały one "20 000 tomów rozmaitych dzieł naukowych i beletrystycznych", z czego aż 14 000 znajdowało się we wspomnianej Bibliotece im. J. I. Kraszewskiego. Jeśli chodzi o statystyki, to w roku wcześniejszym, 1929, biblioteki TCL wypożyczyły ogółem 60 000 tomów, z czego 40 000 w samej Bibliotece Kraszewskiego. Liczby liczbami, ale co właściwie wypożyczano najchętniej? "To jest zależne od pory roku" - padła odpowiedź bibliotekarki, z którą reporter miał przyjemność rozmawiać.

W czasie wakacji rządzą powieści. Wśród nich największym zainteresowaniem cieszyła się Trędowata Heleny Mniszkówny. Autorka wkupiła się w łaski czytelników również Królową Gizelą. Jak jednak wskazywać miały biblioteczne obserwacje, "po pewnym czasie budzi się jednak w czytelnikach zaciekawienie do nieco głębszej i poważniejszej lektury, tak np. «Szare życie» Gąsiorowskiego". Ponadto "starsza młodzież gustuje w powieściach kryminalistycznych Conan Doyle'go". Podczas roku szkolnego uczniowie szkół średnich sięgali po pozycje "wykładane podczas nauki literatury polskiej". Autor reportażu w trakcie swojego bibliotecznego śledztwa zauważył ponadto, że niemałym zainteresowaniem cieszyły się ilustrowane czasopisma, a największe grono przebywających w bibliotece stanowili "robotnicy miejscy, zdaje się także bezrobotni, którzy najwięcej mają czasu".

Po spotkaniu w bibliotece dziennikarz udał się do księgarni. Opinię na temat czytelnictwa poznańskiego wyraził Ignacy Zamecznik, kierownik jednej z księgarń w centrum miasta. Opowiadał on między innymi o czytelniczych gustach młodszych poznaniaków: "Młodzież czyta książki specjalnie dla młodzieży przeznaczone, poza beletrystycznemi także pouczające: radjowe, elektrotechniczne, z których się coś ciekawego nauczyć może, wielkim popytem cieszą się wśród młodzieży książki o przysposobieniu wojskowem, sportowe, fotograficzne". Nie brakowało w jego wypowiedzi również uwag na temat "książek treści pornograficznej" - o te klienci pytali "rzadko i zawsze z zażenowaniem". Przyznać trzeba: nic dziwnego! Księgarz podzielił się także obserwacją, że autorzy polscy górowali nad zagranicznymi, powodując nawet, że "tłumaczeń z obcych języków jest coraz mniej". Teodor Tomasz Jeż, Józef Ignacy Kraszewski, Stefan Żeromski - oto ci, których Poznań chciał w owym czasie czytać najchętniej.

Nieco innego zdania był inny księgarz - właściciel księgarni J. Dippel (dawniej Niemierkiewicz), mieszącej się na pl. Wolności 11. Księgarnia, zapewne w myśl idei popularyzacji czytelnictwa i konieczności sprostania kryzysowi, prowadziła wypożyczalnię książek. Bazując na danych na temat wypożyczeni, księgarz stwierdził, że czytelnicy najchętniej sięgają "po książki treści lekkiej i sensacyjnej: Wallace, Leblanc, Romański, Marczyński, Pitigrilli i t. p.". W gronie ulubieńców znajdowali się też autorzy powieści wojennych, a więc m.in. Remarque, Hasek, Markowitz, Kudliński, Trocki i Biesiedowski. Nieco tylko mniejsze zainteresowanie generowały "książki treści poważnej, jak dzieła Galsworthy, Undset, Tagore, Dreiser, Lagerlöf, Maeterlinck, Gjellerup, Hamsun". Uwaga czytelników wędrowała również ku autorom angielskim i amerykańskim, takim jak: Curwood, Grey, Beach czy London. Nieco inaczej, a mówiąc wprost - gorzej, przedstawiała się sprzedaż książek. Liczba kupujących zmniejszyła się, a ci, którzy książki kupowali, wybierali głównie podręczniki naukowe. Zdarzali się jednak i tacy, którzy zaopatrywali się w lekkie powieści - idealne chociażby w takcie podróży pociągiem.

Do tematu zaczytanego miasta wrócę jeszcze w kolejnych "Zapiskach z lamusa". Póki co pytam: co dzisiaj czyta Poznań?

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

  • Książka Justyny Żarczyńskiej Felietony z nie pierwszej strony. Rewelacje kulturalne w poznańskiej prasie dwudziestolecia do kupienia tutaj

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024