Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Podstępem na Grolmana

Wykorzystali nieuwagę wartownika, a jeńców odziali w drewniane chodaki, by im nie uciekli. Zdobywcom Fortu Grolman z kompanii skautowej z pewnością nie zabrakło brawury.

. - grafika artykułu
Rysunek rekonstrukcyjny z przekrojem fortu Grolman, fot. Miejski Konserwator Zabytków / cyryl.poznan.pl

Gwałtowne wydarzenia popołudnia i wieczoru 27 grudnia 1918 roku w centrum Poznania doprowadziły do przejęcia władzy w mieście przez powstańców ze Straży Ludowej i Służby Straży i Bezpieczeństwa. Choć opanowano główne budynki administracji, m.in. Dyrekcję Poczty czy zamek cesarski, w rękach niemieckich ciągle pozostawały ważne obiekty militarne - jak choćby Fort Grolman, położony w miejscu dzisiejszej Andersii. Mogło z niego wyjść przeciwuderzenie, które zagroziłoby powstaniu już drugiego dnia insurekcji. Dlatego wzięła go na cel pierwsza kompania skautowa, złożona przeważnie z byłych skautów pod komendą Wincentego Wierzejewskiego.

Kompania stanowiła doborową jednostkę w gronie powstańców: jej żołnierze pod pozorem obozów harcerskich jeszcze przed wybuchem I wojny światowej przechodzili szkolenia wojenne w lasach wokół Poznania (np. pod Kobylnicą), a niezbędnego doświadczenia nabrali na froncie Wielkiej Wojny, z reguły we Francji.

Posterunkowy spojrzał przez przeziernik

"Fort, położony w śródmieściu, o murach grubości 1,5 metra, w kształcie podkowy, od strony (ulicy) Kościuszki był zagrodzony wysokim na 3 metry murem z masywną, żelazną bramą. Drugie możliwe wejście do środka było przez teren stacji, po zewnętrznej stronie fortu, w kierunku (ulicy) Ratajczaka. Z powodu niepokoju, jaki panował w mieście (drugi dzień powstania), żelazna brama była zamknięta, a posterunek pełnił służbę wewnątrz fortu. Trzeba było uciec się do podstępu" - opisał w swoich wydanych dopiero w 2015 roku wspomnieniach Józef Gabriel Jęczkowiak, uczestnik tej śmiałej akcji (zmarł w 1966 roku).

Według relacji Jęczkowiaka przeciwko załodze fortu, skrytej za murami, wyruszyło 28 grudnia 1918 roku około godziny 16 około 80 chłopa, częściowo w mundurach wojskowych, częściowo w uniformach skautów, a nawet w ubraniach cywilnych. Zebrali się w lokalu przy ul. Piekary 1. Korzystając z zapadających szybko, zimowych ciemności, otoczyli teren wokół głównego wejścia do fortu. Jęczkowiak znał jego plan wewnętrzny, bo po 8 grudnia bywał w mundurze wojskowym w środku, by rozeznać się w możliwościach wyniesienia stamtąd broni. Plan powstańców przewidywał, że do wnętrza wtargnie 60 z nich, pozostali stanowić mieli odwód i ubezpieczać akcję na zewnątrz.

"Staliśmy więc gęsiego pod murami. Jeden z naszych, w mundurze wojskowym, zastukał kolbą karabinu w żelazną bramę" - wspominał Jęczkowiak. - "Posterunkowy za bramą spojrzał przez przeziernik, małe, zakryte zasuwką okienko, i usłyszał prośbę o wpuszczenie go do środka. Kiedy tylko bramę otworzył, został sterroryzowany i rozbrojony. Przy bramie, po prawej stronie wewnątrz fortu znajdowała się dobudowana do muru wartownia, w której przebywało kilku żołnierzy. Zaskoczeni, pod groźbą użycia broni, poddali się. My, podzieleni na dwie grupy, wpadliśmy cichaczem w lewe skrzydło fortu, gdzie znajdowały się kancelarie, a dalej na parterze i piętrze izby żołnierskie. Na korytarzach, obok izb żołnierskich, stały w ściennych stojakach karabiny. Prawa strona fortu nie była zamieszkana, izby żołnierskie były tam umeblowane i otwarte. W piwnicach były podręczne magazyny i kuchnia. Ja miałem za zadanie opanować parter, Wierzejewski z Radomskim piętro. Na parterze i piętrze było po kilkanaście izb żołnierskich, z oknami wychodzącymi na dziedziniec. Pospiesznie i w zupełnej ciszy pozabieraliśmy karabiny, składając je bliżej wejścia, a wszystkie izby żołnierskie zostały obstawione naszymi żołnierzami".

Musieli założyć chodaki

W tym samym czasie niemieccy żołnierze siedzieli w izbach i śpiewali, zupełnie nie wiedząc o tym, co dzieje się na korytarzach. Wtargnięcie uzbrojonych, zdeterminowanych Polaków było dla nich ciężkim szokiem.

"Otwieraliśmy izbę po izbie i dawaliśmy rozkaz wychodzenia na korytarz" - opisał zajęcie fortu Jęczkowiak. - "Zaskoczeni, nie stawiali żadnego oporu, nie padł ani jeden strzał. Z piętra zostali sprowadzeni na parter i ustawieni w dwuszeregu. Wierzejewski miał do nich krótką przemowę i zapowiedział, że nie będą uważani za jeńców. Mogą zabrać swoje rzeczy osobiste i wyjechać zaraz do domu, bo Poznań jest polski. Kilkunastu prosiło o papiery na wyjazd, które zostały im zaraz w kancelarii wystawione. Reszta, w liczbie przeszło 150 ludzi, po udaniu się do swoich izb, zabraniu rzeczy i kontroli, została pod eskortą odprowadzona do Komendy Miasta (na placu Wilhelmowskim - red.)".

Aby Niemcom trudniej było uciec, zdobywcy fortu nakazali im zdjąć buty i wdziać drewniane chodaki znalezione w piwnicach fortu. Następnego dnia Wierzejewski powierzył Jęczkowiakowi bezpieczeństwo opanowanego fortu i obowiązek wystawiania wart. "W ten sposób stałem się faktycznym komendantem fortu i zastępcą Wierzejewskiego" - napisał po latach Jęczkowiak.

Żelazny odwód

Zorganizowana na nowo w murach fortu kompania Wierzejewskiego stała się ważnym odwodem sił powstańczych, rzucanym w miejsca wymagające pilnej interwencji. Na przykład pluton poprowadzony przez Józefa Ratajczaka musiał interweniować na dworcu głównym, na którym niemieccy kolejarze próbowali wysłać w głąb Rzeszy skład z żywnością. A w nocy z 5 na 6 stycznia 1919 roku pluton karabinów maszynowych pod dowództwem Henryka Bąbola wymaszerował z fortu, by wesprzeć powstańcze natarcie na lotnisko w Ławicy. Gdy niemieckie samoloty w odwecie zbombardowały lotnisko, ostrzelały je karabiny plutonu Bąbola.

W styczniu 1919 roku zdobywcy Fortu Grolman zostali przeniesieni do koszar piechoty na Jeżycach, opuszczonych na skutek negocjacji przez groźny niemiecki 6. Pułk Grenadierów (wyjechał w głąb Niemiec). Oddział Wierzejewskiego - jako 1. kompania - wszedł w skład 1. batalionu organizującego się 1. Pułku Strzelców Wielkopolskich pod dowództwem pułkownika Daniela Konarzewskiego.

Piotr Bojarski

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020