Główny bohater, Hans Hoffmann (w tej roli mający polskie korzenie Franz Rogowski - Tranzyt, Happy end), w powojennych Niemczech zostaje skazany za homoseksualną orientację seksualną na karę pozbawienia wolności na podstawie legendarnego paragrafu 175. Paragrafu, dodajmy, który obowiązywał od... 1871 roku w niezmienionej wersji w NRD do 1967 roku, a w RFN jeszcze dwa lata dłużej (!). W celi poznaje Victora (Georg Friedrich, polskim widzom znany m.in. z Pianistki na podstawie prozy Elfriede Jelinek), który początkowo nie chce mieć z nim nic wspólnego. Mężczyzna został skazany za morderstwo, co w więziennej hierarchii stawia go bardzo wysoko - w przeciwieństwie do Hansa, który znajduje się na najniższym szczeblu tej hermetycznej drabiny społecznej. Mimo to pomiędzy mężczyznami stopniowo rodzi się przyjaźń, która okaże się silniejsza niż początkowy wstręt i nieufność.
Film Sebastiana Meise realistycznie, niemalże namacalnie pokazuje realia powojennego więzienia, pełnego brudu, wilgoci, przenikliwego zimna i zatęchłego powietrza. Nieprzyjaznego "państwa w państwie" pełnego opryskliwych strażników, nieufnych współwięźniów, przemycanych ukradkiem grypsów i zwijanych naprędce papierosów z resztek znalezionego tytoniu. Nic tu nie jest pokolorowane ani wygładzone, krawędzie filmowej rzeczywistości są nieprzyjemnie ostre i chropowate. To jednak nie tylko klasyczny dramat więzienny, w którym widz niejako razem z bohaterami przeżywa proces odosobnienia i izolacji, ale i znakomite studium psychologiczne bohaterów. Złożone emocje nie są tu przedstawiane na tacy, jak przystało na brutalny, do granic, zmaczyzowany i wykrzywiony w krzywym zwierciadle stereotypów świat zamkniętego zakładu karnego dla mężyczyzn. Mimo to niejasno dają o sobie znać w drobnych przebłyskach - w scenie bliskości dwóch mężczyzn w karcerze, nieopanowanego płaczu po stracie bliskiego przyjaciela na spacerniaku czy muśnięcia dłoni podczas podawania codziennych posiłków przez niewielki otwór w drzwiach celi.
Wrażliwość i subtelność w sposobie w jaki Meise opowiada tę niełatwą przecież (zwłaszcza, że opartą na prawdziwym paragrafie i cierpieniach setek niewinnych ludzi), niechlubną kartę w historii niemieckiego prawodawstwa pozwala przypuszczać, że oto mamy do czynienia z reżyserem wyjątkowym. Nie idącym na kompromisy, a tym bardziej na skróty. Nie obawiającym się posądzenia o tani sentymentalizm albo przeciwnie - epatowanie erotyzmem. A przede wszystkim - nie unikającym tematów trudnych, a nierozerwalnie połączonych z doświadczeniem bycia więźniem - zarówno w sensie fizycznym, jak i mentalnym. Twórcy Wielkiej wolności umiejętnie wyważyli na szali opowiadanej historii zarówno fabularne konieczności jak i artystyczny przekaz, w efekcie czego widz który nie boi się trudnego kina otrzymuje film, który na długo zapada w serce i w pamięć.
Anna Solak
- Wielka wolność
- reż. Sebastian Meise
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022