Fran jest młodą kobietą, która mieszka w cichym, portowym miasteczku, gdzie wykonuje zwyczajną, spokojną pracę biurową. Nie ma rodziny, przyjaciół, znajomych, nawet drobne społeczne interakcje ze współpracownikami nie są - mówiąc bardzo oględnie - jej najmocniejszą stroną. Po biurze, ulicy i domu porusza się bezszelestnie, jej blada cera i ubrania w neutralnych kolorach sprawiają, że bardziej przypomina ducha niż żywą osobę. Każdy jej dzień wygląda identycznie do poprzedniego: śniadanie - droga do pracy - praca - powrót z pracy - kolacja - sen. Mało mówi, za to dużo myśli, a najwięcej o tym, w jaki sposób mogłaby umrzeć. Tu wyobraźnia Fran pobudza się najsilniej, proponując wizje wypadku samochodowego, morderstwa i porzucenia zwłok w lesie albo uduszenia przez węża boa.
- Jesteś dobra w wielu rzeczach, tylko nie chcesz, żeby inni się dowiedzieli - mówi jej Robert (Dave Merheje), nowy pracownik biura Fran, z którym dziewczyna zaskakująco odważnie umawia się do kina. Znajomość tych dwojga stopniowo się rozwija, by jednocześnie cały czas stać w miejscu. Robert jest duszą towarzystwa i wielkim fanem filmu, Fran najbardziej lubi swoją przewidywalną pracę i codzienną rutynę, a mimo to tych dwoje znajduje wspólny język i przyciąga się jak magnes. Ba! Przy Robercie Fran staje się bardziej otwarta na ludzi, bierze nawet udział w imprezie i zabawie, w której okazuje się najlepsza, bo... ta kręci się wokół fantazjowania o byciu ofiarą tajemniczego zabójcy.
Rachel Lambert, opierając się na sztuce Killers autorstwa Kevina Armento, stworzyła film nieoczywisty, skupiający całą uwagę na jednostce aspołecznej, wykluczonej, być może neuroatypowej. Swojej bohaterce przygląda się w sposób czuły i uważny, absolutnie nie prześmiewczy, choć łatwo byłoby wpaść w tego typu pułapkę gatunkową. Czasem myślę... wprawdzie nie raz przyprawi widza o uśmiech, ale wynika on bardziej ze sztampowych biurowych small talków i niezręczności na miarę The Office i niż zachowania i postawy samej Fran, z którą - notabene - niejeden z nas mógłby się utożsamić. Daisy Ridley znakomicie ogrywa zamysł na jakim oparta jest postać jej bohaterki, operując mikro mimiką i oszczędnymi gestami w sposób totalnie ujmujący. Cała jej sylwetka, zgarbiona i przykurczona, jest odzwierciedleniem tego, jak bardzo Fran nie odnajduje się w otaczającej ją rzeczywistości. Ridley miała utrudnione zadanie, bo scenarzyści filmu przewidzieli dla niej naprawdę mało dialogów. Tym bardziej wywiera wrażenie kompletne przeobrażenie aktorki, która postanowiła zboczyć na chwilę z wcześniej obranej, mainstreamowej ścieżki, i zapuścić się na manowce kina niszowego, w dodatku w nurcie slow cinema.
A skoro już o dialogach mowa - tym razem najbardziej zapadają w pamięć dwa z nich - finałowy, pomiędzy Fran i Robertem, i przypadkowe spotkanie Fran z biurową koleżanką, która właśnie odeszła na emeryturę. Pada w niej zdanie "To trudne być człowiekiem", i jest to najlepsze podsumowanie historii, o której film Lambert opowiada w sposób przenikliwy i niebanalny. Warto zanurzyć się w tę opowieść, najlepiej oglądając ją na dużym ekranie.
Anna Solak
- Czasem myślę o umieraniu
- reż. Rachel Lambert
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024