Tytułowe 24 godziny to dokładnie czas z życia trojga głównych bohaterów, jaki obserwujemy na ekranie. Zabieg może prosty i nie nowatorski, a jednak w tym przypadku stuprocentowo trafiony, bo pozwalający na głębokie odczucie przez widza dramaturgii opowiadanej historii i nieuchronności mijającego czasu. Oto mamy przed sobą Azucenę (Penélope Cruz) - żonę i matkę, która na co dzień pracuje w sklepie, przed i po pracy ma na głowie dom i opiekę nad synkiem, a z powodu zadłużenia bank chce odebrać jej mieszkanie.
Rafa z kolei (Luis Tosar), to zaangażowany społecznie prawnik, który cierpi na syndrom Supermana. Chciałby uratować cały świat, a przynajmniej chronić imigrantów przed biedą i nie zawsze słusznymi procedurami, tymczasem największe tego koszty ponosi jego najbliższa rodzina - nastoletni pasierb i ciężarna żona.
Na koniec Teodora (Adelfa Calvo), staruszka, która również otrzymała nakaz eksmisji, bo jej syn stracił wszystkie rodzinne oszczędności w biznesie, który ostatecznie okazał się niewypałem. Bezskutecznie próbuje nawiązać z nim kontakt, pragnąc nie czuć się tak samotna po śmierci męża.
Historia Azuceny, której poświęcę osobny akapit choćby z powodu brawurowego popisu gry aktorskiej Penélope Cruz, przypomina nieco historię Janiny z głośnej w ostatnich latach Lokatorki Michała Otłowskiego. Oczywiście tylko na początku, bo wzorowana na osobie Jolanty Brzeskiej - brutalnie zamordowanej polskiej działaczki społecznej na rzecz praw lokatorów - postać Janiny spotykają losy znacznie bardziej dramatyczne niż bohaterkę Juana Diego Botty. W Lokatorce obserwujemy ponadto zjawisko reprywatyzacji kamienic i związane z nimi praktyki działających poza prawem tak zwanych "czyścicieli", w 24 godzinach natomiast spiritus movens życiowych dramatów eksmitowanych właścicieli lokali są banki, w których są oni zadłużeni. Niemniej jednak wspólnym mianownikiem obu tytułów i, jak sądzę, powodem dla którego powstały, jest chęć unaocznienia bezdusznego systemu (w tym przypadku państwowego i finansowego), który najpierw połyka ludzi z ich marzeniami o lepszej przyszłości, a następnie przeżuwa ich i wypluwa bez ostrzeżenia. Jego przypadkowymi w gruncie rzeczy ofiarami stają się zwykli obywatele, kompletnie bezradni wobec napotkanych mechanizmów.
Juan Diego Botto, który poza reżyserowaniem współtworzył również scenariusz filmu, na szczęście nie popada w przesadną publicystykę czy tanie moralizowanie. Zamiast tego skupia się na pokazaniu z bardzo bliska, jak destrukcyjna rzeczywistość wpływa na losy zarówno pojedynczych osób, jak i całych rodzin i społeczności. Z jednej strony łamie ich i emocjonalnie rozdziela, z drugiej - pozwala pokazać się od jak najlepszej strony, zjednoczyć, zrozumieć i wspierać. To ostatnie nie jest bynajmniej zasługą opresyjnego systemu społecznego, który zmusza bohaterów 24 godzin do zaskakujących metamorfoz, a jedynie dowodem na to, że jako ludzi stać nas w sytuacjach ostatecznych na znacznie więcej, niż sami moglibyśmy podejrzewać.
Anna Solak
- 24 godziny
- reż. Juan Diego Botto
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023